niedziela, kwietnia 14, 2024

Beyond the Pale




Poza przegrodą

   Dla miłości nie ma kasty,
   jak dla snu nie ma zepsutego łóżka.
  Wyszedłem szukać miłości
   i zgubiłem samego siebie.

                            Przysłowie hinduskie

                                    * * * * *

Każdy człowiek powinien we wszystkich okolicznościach życia, cokolwiek go tylko spotka, trzymać się swej kasty, swej rasy lub swego plemienia. Biały powinien się trzymać białych, czarny- czarnych. Czasem natrafia się na jakąś przeszkodę, ale i tak powinno wszystko iść zwyczajem utartym. Posłuchajcie tylko historii człowieka, który dobrowolnie porzucił drogi, jakimi kroczyło jego codzienne towarzystwo i ciężko za to odpokutował. Najpierw wiedział za dużo, potem widział za dużo. Zanadto interesował się życiem tubylców; teraz już tego zaprzestał.

Tuż w środku miasta leży ulica Amira Nath’a, kończąca się murem, zaopatrzonym w zakratowane okienko. Na początku ulicy stoi wielka stajnia, po obu stronach widać mury bez okien. Suchet Singh i Gaur Chand, właściciele domów na prawo i na lewo, nie chcą aby ich żony i córki patrzyły daleko w świat.
Gdyby Durga Charan był tego samego mniemania, byłby dziś zadowolonym człowiekiem, a Bisesa mogła być panią na własnych śmieciach.
Z jej to właśnie izdebki wychodziło zakratowane okno na wąską ulicę, w której tylko krowy tarzały się w sinym błocie. Była wdową, a mogła mieć około piętnastu lat ; dniem i nocą modliła się do bogów o zesłanie kochanka. Samotne życie nie podobało się jej.

Jednego dnia zaszedł na ulicę Amira Nath’a człowiek nazwiskiem Trejago. Wędrując po mieście bez planu, zabłąkał się aż tu ; minął już krowy i potknął się właśnie na kupce nagromadzonej paszy.
Potem zauważył, że znajduje się w uliczce bez wyjścia i posłyszał łagodny śmiech, rozlegający się za zakratowanym okienkiem. Śmiech brzmiał tak jakoś uprzejmie, dyskretnie i jakby zapraszająco, że Trejago przystąpił do okna, a wiedząc, że w podobnych razach najlepiej prowadzą do celu stare strofy z „Tysiąca i Jednej Nocy”, zaczął słodką zwrotkę „Śpiewu miłosnego Har Dyala”;

                                    Czy może człowiek prosto stać
                                    W obliczu bezchmurnego słońca?
                                    Lub zakochany patrzeć w twarz
                                    Swej ukochanej bez końca?
                                    Nogi mi drżą, ja kocham cię,
                                    Serce twą piękność opiewa,
                                    Czy możesz, droga, ganić mię,
                                    Że urok twój olśniewa?

Za kratą dał się słyszeć słaby chrzęst poruszonego naramiennika kobiecego, potem ktoś śpiewał delikatnym głosem;

                                  Zabrano mi kochanka
                                  Wysłano daleko;
                                  Ja płaczę, we łzach tonę,
                                  Po twarzy łzy mi cieką,
                                  Łucznicy weźcie łuki,
                                  Uzbrójcie się w swe miecze…

Nagle urwano…Trejago w chwilę potem opuścił ulicę Amira Nath’a, zadając sobie pytanie, kto mógł tak pięknie odpowiadać dalszą strofą pieśni Har Dyala.
Gdy następnego dnia jechał do urzędu, rzuciła mu jakaś stara kobieta pakiet do powozu. W pakiecie była połowa złamanego kolczyka, szkarłatny kwiat dyaku, kilka ździebeł bhusy ( paszy bydlęcej) i jedenaście ziaren kardamonu. Wszystko razem oznaczało list- nie list grubiański, który mógł skompromitować, lecz niewinny list miłosny.

Trejago w pierwszej chwili niewiele z tego rozumiał. Anglicy nie umieją tłumaczyć listów przedmiotowych. Ale gdy rozłożył w swym biurze całą zawartość pakietu, udało mu się powoli rozwiązać zagadkę. Złamany kolczyk oznacza w Indiach wdowę, bo przy śmierci męża łamie się kolczyki żon. Trejago zrozumiał więc, co ma tu powiedzieć mały szklisty kawałek. Kwiat dyaku można różnie tłumaczyć, stosownie do okoliczności. Mógł on znaczyć ‘życzę sobie’ – ‘przyjdź’ -‘pisz’ lub ‘niebezpieczeństwo’. Ziarna kardamonu oznaczały zazdrość; jeżeli jednak jakiś przedmiot jest w takim liście w większej ilości , traci swe znaczenie symboliczne, a podaje tylko liczbę do oznaczenia czasu, albo, jeżeli znajdzie się w nim kadzidło lub szafran, także i miejsce.

List więc brzmiał; wdowa – życzy sobie- pana- o godzinie jedenastej. Źdźbła bhusy naprowadziły Trejago na ślad. Zrozumiał, że dotyczą one kupy paszy, na której się potknął – i że list pochodzi od osoby zza krat , którą należało uważać za wdowę. Wobec tego list brzmiał teraz tak ; wdowa z ulicy, gdzie leży kupa paszy, życzy sobie , abyś przyszedł o godzinie jedenastej.

Trejago rzucił cały ten symboliczny list w kąt i roześmiał się. Wiedział, że na Wschodzie nie ma zwyczaju, aby ktoś o jedenastej przed południem udawał się pod okna ukochanej. Dlatego dopiero wieczorem o jedenastej tego samego dnia poszedł na ulicę Amira Nath’a, odziawszy się w burkę (płaszcz) , która może służyć za okrycie zarówno mężczyznom jak kobietom. Zaledwie w mieście wydzwoniono oznaczoną godzinę, rozległ się za kratą śpiew miłosny Har Dyala. Ktoś zaczynał śpiewać od tego miejsca, gdzie kochanka Har Dyala wyraża tęsknotę za jego powrotem.

W oryginale pieśń jest rzeczywiście zachwycająca. W tłumaczeniu zatraca się jej urok. Brzmi mniej więcej tak;

                            Z poddasza tęskno zwracam moje oczy,
                            Patrzę na północ czy promień nie błyśnie
                            Ten słaby odblask twej twarzy uroczej…
                            Wróć drogi do mnie, bo umrę z tęsknoty!

                                   Nietknięte leżą pieścidełek stosy,
                                   Wielbłądy wiankiem u stóp moich leżą,
                                   Tam płaczą jeńcy, trwożni o swe losy,
                                   Wróć drogi do mnie, bo umrę z tęsknoty

                            Macocha bije, nie umiem się bronić,
                            O przyjdź, mój drogi, zanim pęknie serce,
                            Smutek mym chlebem, łzy gorzkim napojem;
                            Przyjdź drogi ! Umrę w poniewierce!

Pieśń dobiegała końca. 
Trejago przystąpił do kraty i szepnął;
- Jestem.
Bisesa ukazała swą cudną twarz.
                                                       * * * * *
    Od tej nocy rozpoczęło się inne życie dla Trejaga. Teraz jeszcze nieraz pyta sam siebie, czy to nie był sen. Ciężką kratę wyjęła z muru Bisesa, lub jej zaufana stara służąca, ta właśnie, która rzuciła symboliczny list do powozu Trejaga. Okno otwierało się do wnętrza i w murze był tylko kwadratowy otwór, przez który zręczny człowiek mógł przeleźć.

Trejago załatwiał mechanicznie swe czynności służbowe, albo brał na siebie ubranie salonowe i bawił panie z towarzystwa, nie mogąc się pozbyć myśli, jak długo chciałyby z nim mówić i znać go, gdyby wiedziały o jego stosunku do biednej, pięknej Bisesy.
Wieczorem, gdy cisza pokryła całe miasto, okrywał się burką i wychodził na ulicę.
Potem skręcał nagle z jednej ulicy w zaułek Amira Nath’a, skradał się między śpiącymi krowami i murami i był już u Bisesy , słuchając ciężkich równomiernych oddechów starych bab przed drzwiami małej pustej izdebki, którą Durga Charan dał swej siostrzenicy.
Kto to był Durga Charan, o to Trejago nigdy nie pytał; zostało zawsze tajemnicą dla niego i to, dlaczego go nie odkryto i nie…zasztyletowano; tajemnicą zostało dla niego tak długo, aż miłość jego minęła, a Bisesa…
Lecz o tym później.

Bisesa była dla niego źródłem nigdy nie gasnącego zachwytu. Siedząc w izdebce odciętej od świata, bez trosk, z czystym sumieniem, miała najdziwaczniejsze pojęcia o świecie; jej naiwne wynurzenia bawiły go nie mniej jak usiłowania wymówienia delikatnym, śpiewnym głosikiem jego imienia „ Krzysztof ". Nie mogąc nawet wymówić pierwszej zgłoski, różowymi rączkami robiła różne gesty i miny, jak gdyby chciała od siebie to imię odsunąć, klękała przed nim i pytała, zupełnie tak jakby to czyniła mieszkanka Europy, czy on ją rzeczywiście i bardzo kocha. On zaś przysięgał, że ją kocha więcej, niż jakąkolwiek kobietę na ziemi. I mówił prawdę.

Miłość ta gorąca trwała już przeszło miesiąc, gdy okoliczności zmusiły raz Trejaga „oddać się w służbę” jednej z pań towarzystwa. Rzecz taka jest w miastach Indii na porządku dziennym. Trejago towarzyszył „swej pani” wszędzie, bawił ją podczas muzyki w parku, nawet wyjeżdżał z nią tu i ówdzie. Nie przyszło mu jednak na myśl, że to mu będzie przeszkodą w dotychczasowym, skrytym trybie życia.
Ale ponieważ „służba” trwała za długo, zaczęto o niej opowiadać, jak o czymś niezwykłym, przebąkiwano o jakimś „stosunku” , aż wieść ta przechodząc z ust do ust, doszła do uszu zaufanej starej służebnej Bisesy – ta zaś opowiedziała jej o wszystkim. Zmartwienie biednej Bisesy było tak wielkie, że zaniedbywał a swoje codzienne obowiązki, a żona Durga Charana biła ją za to niemiłosiernie.

W tydzień później Bisesa zrobiła Trejagowi scenę zazdrości. Nie umiała udawać, powiedziała wszystko od razu. Trejago śmiał się z tego, a Bisesa tupała swymi malutkimi, kształtnymi nóżkami. To, co opowiadają o namiętności ludów Wschodu jest bezsprzecznie przesadzone; a jednak jest w tym „coś” i jeżeli Anglik spotka się z tym „czymś”, to wstrząsa nim ta namiętność nie mniej niż w naszym życiu europejskim.

W najwyższym rozdrażnieniu groziła Bisesa, gdy pierwszy szał minął, że odbierze sobie życie , jeżeli Trejago nie porzuci obcej Memsahib (pani) , która śmie im życie mącić. Trejago chciał ją objaśnić i wykazać jej, że nie rozumie tych rzeczy według europejskich pojęć. Bisesa wyprostowała się i rzekła;
- Nie! Ja nie wiem o tym. Ale o jednym wiem; niedobrze się stało, żem cię Sahibie więcej ceniła, niż własne serce. Ty jesteś Anglikiem, ja zaś ciemnoskórą dziewczyną ( była ponętniejsza niż sztabowe złoto ) i wdową po ciemnoskórym człowieku.
Potem mówiła z płaczem dalej;
-Ale na moją duszę i na duszę mej matki, ja cię kocham. I niech cię potem nie boli to, co mi się stanie.
 
Trejago starał się ją uspokoić, przemawiając do rozumu; gniew jednakże nie ustąpił. Jednego tylko żądała; wszystkie stosunki między nimi muszą ustać, on musi ją natychmiast opuścić. I poszedł.
Gdy się wysunął przez otwór w oknie, pocałowała go dwa razy w czoło - odszedł pogrążony w myślach - prawie oszalały.

Tydzień i trzy jeszcze potem tygodnie minęły bez żadnej wieści o Bisesie. Trejago myślał, że gniew jej już przeszedł i poszedł po raz piąty w trzech tygodniach na ulicę Amira Nath’a w nadziei, że nie będzie darmo pukał do zakratowanego okna. Nadzieja jego spełniła się.

Była właśnie pełnia; strumień światła oblewał ulicę i kratę, którą wyciągnięto, gdy zapukał. Z ciemności wyciągnęła Bisesa swe ramiona na światło; obie ręce były odcięte aż po kostki, a rany jeszcze nie zagojone.

 I gdy Bisesa z płaczem nachyliła swą słodką twarz, zachrząkał ktoś w izbie głosem podobnym do głosu dzikiego zwierza, a coś ostrego – nóż – miecz lub dzida – wyleciało w stronę odzianego w burkę Trejaga. Pocisk chybił – nie trafił go w pierś, przeciął mu jednak muskuł w biodrze i zranił tak, że całe życie lekko kulał.
Krata zasunęła się znowu, a potem nie było i znaku z tego co się dzieje wewnątrz izdebki - nie było już nic, tylko jasne smugi księżycowe pełzające po murze, a poza plecami czarna otchłań zaułku Amira Nath’a.
Jak oszalały Trejago syczał i miotał się z bólu wśród zimnych murów. Z brzaskiem dnia znalazł się przy rzece – odrzucił burkę i wrócił do domu.

Co i dlaczego się stało, czy Bisesa w przystępie rozpaczy sama wszystko wyznała, czy ktoś odkrył tajemnicę i ją potem męczył, aż powiedziała prawdę; czy Durga Charan dowiedział się o jego osobie i co się stało z Bisesą – o tym nie wie Trejago do dziś. Stało się coś strasznego i myśl o tym prześladuje go najczęściej w nocy i dotrzymuje mu towarzystwa aż do rana.

Szczegółem charakterystycznym sprawy jest to, że Trejago nie wie gdzie jest przód domu Durga Charana. Może być ścianą jakiegoś, wielu domom wspólnego dziedzińca, może jest jedną z bram ulicy. Trejago nie umie nic o tym powiedzieć. Bisesy – małej, biednej Bisesy – odnaleźć nie może. Zginęła dla niego w labiryncie miasta; a zakratowane okienko w zaułku Amira Nath’a zostało zamurowane.

Mimo wszystkiego jest Trejago mile widzianym w towarzystwie
 i uchodzi za porządnego człowieka. Nic na nim zauważyć się nie da, prócz lekkiej sztywności w prawej nodze. To skutek nadwerężenia nogi podczas… jazdy konnej. 

                                                                                            
[Opracowano na podst. przekładu Aem, 1905 -AR]

 Ilustracja