
Książek przeczytałam tak dużo, że gdy się po nich prześlizguję pamięcią, doprawdy nie wiem, która z tych jest tą naj... naj... lepszą — począwszy od wiekopomnego „Serca" Amicisa, a skończywszy na obecnie czytanym Prusie. W międzyczasie byli i „Chłopcy z Placu Broni" i „Jur" i „Precz z orężem" no i oczywiście rycerska „Trylogia" z pobłażliwym zachwytem nad skruszonym Kmicicem i cichym wzruszeniem nad podolskim grobem „małego żołnierzyka" Wołodyjowskiego. Nie wiem, zmieni się zapewne upodobanie. Ale nie zapomnę tej nieznanej wielu ludziom książki, o której jedna z moich bardzo oczytanych koleżanek powiedziała mi kiedyś: „niezłe, ale takie nieraz ordynarne wyrażenia i pomysły... to raczej dla chłopców. Chyba, że ty lubisz realistyczne powieści". Nie, to nie tylko dla chłopców, to dla całej młodzieży, a także dorosłych.
„Stalky i S-ka" był długo przeze mnie odkładany w czytelni. Spółka — myślałam sobie, nie, to nie dla mnie. Zapewne jakaś handlowo - obyczajowa nuda. Tego typu książek stanowczo nie lubiłam, no i przyznam się, że dotąd mimo przedstawienia sobie, że to głupie tak się uprzedzać, nie mogę się do nich przekonać. „Stalky i S-ka" dostałam do czytania, kiedy byłam chora i wybór książek musiałam pozostawić bibliotekarce.
Gdy zobaczyłam tytuł świeżo przyniesionej książki, zaklęłam: „ps..., skorzystała, że nie mogę sobie sama wybrać i wtryniła mi". Ale po pierwszych stronach uspokoiłam się, a po kilkunastu przestałam wysyłać bibliotekarkę do piekła. „Stalky i S-ka" składa się z dwóch części, z których druga zajmuje tylko kilkadziesiąt stron całej książki (mniej więcej 300 stron). Pierwsza część to życie trzech chłopców w angielskim kolegium, druga, to spotkanie się tychże po kilkunastu latach, gdy stali się już dorosłymi mężczyznami, przeważnie oficerami w angielskich koloniach.
Pierwsza część wesoła, dowcipna, zawiera szereg niebanalnych przygód z życia w kolegium, jest nam tym bliższa, że realna. Autor pamięta, że chłopiec, gdy zamierza przeprowadzić jakiś figiel, nie zawsze zastanawia się nad tym, czy ma być on etyczny, czy nie (rozdział "Niesmaczny epizod").
Druga część, to — jak już wspomniałam — spotkanie się przyjaciół z kolegium już jako przebywających na urlopie oficerów. Opowiadanie ich o nieobecnym towarzyszu (Stalky'm) przesiąknięte jest podziwem, uczuciem (nie ckliwym, sentymentem, ale prawdziwą miłością braterską), wesołością i dobroduszną ironią, pod którą przyjaciele starają się ukryć głębokie uczucie. Książka ta ma zdrowy morał, który nie daje się ująć ani w „módl się i pracuj", ani w „walcz za ojczyznę i daj za nią życie", ani w żadne z podobnych powiedzeń, które się powtarza bezmyślnie, nie wnikając w ich istotną treść.
Nie, Kipling sam podaje morał w motto wierszowanym, które, chociaż zamieszczone na początku książki, lepiej może być przyjęte po jej przeczytaniu. Sprawę miłości do ojczyzny Kipling w postaci swych bohaterów traktuje wstydliwie, omija ją bezpośrednio, a daje odczuć w rozmowie oficerów, którzy sami nie domyślają się tego, że ją wyjawiają. Uważają to za coś tak zrozumiałego, że nie trzeba o tym mówić.
Tak samo jest z każdym prawdziwym, szczerym uczuciem. Jest ono zawsze ciche, nie znosi krzykliwości i moralizowania — objawia się w czynach.
Dlatego właśnie ta powieść, przepojona ciepłem wzajemnego zrozumienia chłopców, należy do moich niezapomnianych książek.
IRENA LESZCZYŃSKA, 1938 r.
***Poniżej słowo od tłumacza Jerzego Bandrowskiego z pierwszego wydania powieści w jęz. pol., 1923 r. oraz artykuł z Kurjera Nowogródzkiego, r. 1936
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz