
Wspomnienia
Kiplinga nie mają ciągłości, są to właściwie luźne uwagi, wrażenia,
przypomnienia charakterystycznych epizodów. Tych właśnie charakterystycznych drobiazgów
jest bardzo dużo – Począwszy od objadania się za 20 sous w restauracyjkach
Duvala, poprzez fragmenty opowiadań o wojnie, aż do notatek z rozmowy ze „starym
tygrysem” – Clemenceau.
12-letni
Kipling
-------------------
W takim wieku był przyszły autor „Kima”, kiedy ojciec zabrał go na wystawę paryską, pod warunkiem, że będzie grzeczny i nie będzie mu przeszkadzać.
Ojciec Kiplinga został wydelegowany, jako komisarz angielski do działu sztuki i przemysłu Indyj. Cały czas zajęty był na terenach wystawowych – Rudyard dostał kartę wstępu na wystawę, i po śniadaniu rozstawał się z ojcem aż do późnego francuskiego obiadu. W kieszeni pobrzękiwały mu sous’y na przegryzkę w ciągu dnia, więc chodził sobie po Paryżu od jednego Duvala do drugiego, włóczył się po „Exposition” zawierał znajomości z robotnikami, wszędzie było go pełno, właził po drabinach na wielkie pomniki budowane ma wystawie, bawił się z dwoma takiemi jak on chłopakami angielskimi i zajadał pierniki, kupowane za resztkę pieniędzy, pozostałych po Duvalach. Dwaj koledzy Kiplinga, mieszkający w tym samym pensjonacie budzili w Paryżu sensację. Byli to uczniowie angielskiej szkoły Christ’s Hospital i dumnie nosili mundury swojej uczelni.
„Mieli
zaszczyt - pisze Kipling nosić pokraczne mundury, które pochodziły z samych początków
szkoły( z czasów Edwarda VI ) Miękka chustka na szyi zamiast kołnierzyka,
nieskończenie długie, jakby szlafroki z niebieskiego sukna, zapinane na dwa rzędy
błyszczących guzików, podtrzymywane niedbale na biodrach skórzanym paskiem;
spodnie niebieskie, żółte kanarkowe pończochy i kanciaste trzewiki ze sprzączkami– taki był uniform tej znakomitej instytucji. Bez kapeluszy.Przy sportach
atleta zakładał poły płaszcza za pasek. Wyobraźcie sobie teraz,jakie robił wrażenie na zacnych policjantach widok takich basałyków”.
Kipling
i Co. wesoło biegali po trawnikach ( nietykalnych!) lasku Bulońskiego. Często
wchodzili w zatargi z władzą, za nic mieli dorożkarzy, i jeśli tylko „fiakr”
zaczynał się wyśmiewać z ich stroju, zaraz mu odpowiadali nazwami popularnych
zwierząt, ponieważ wiadomo, że „nie może zejść z kozła, a zasięg bata nie jest
nieograniczony”
Szkoła
i ortografia
----------------------
Po
powrocie z wakacyj paryskich do szkoły, Kipling wziął się ostro do nauki
francuskiego. Uczył się na powieści Verne’go: „20.000 mil podmorskiej żeglugi”,
a potem na „Trzech Muszkieterach”. Połowę książki przeczytał po angielsku, a
wtedy ojciec książkę zabrał…Kipling pisze, że przekonał się na własnej skórze,
iż był to najlepszy sposób zachęcenia do nauki języka. Siedział ze słownikiem
nad druga częścią, którą dostał od ojca, ale już po francusku. Mając 16 lat,
czytał równie dobrze w obu językach. Gorzej było z ortografią. Tu prowadził
specjalną politykę.„Stawiałem
moje akcenty grave i accent aigu jak tylko się dało – najprostopadlej, podczas
gdy moja ortografia posługiwała się listkami figowymi, ażeby osłonić
jak najzręczniej wśród przedmiotów martwych różnice płci, w których upodobał sobie genjusz gallicki”
Samochód
w stajni
----------------------
W
kilka lat później Kipling pracuje już w pewnym dzienniku w Indjach i co dzień musi
tłumaczyć całe kolumny tekstu z „Nowoje Wremja”.[propagandowy tygodnik rosyjski rozprowadzany w Indiach w jęz.francuskim - Ar.] Potem znów Paryż, podróże,
Afryka, Indje – przeplatane od czasu do czasu Francją. Podróżuje potem po
francuskich szosach. [ 6- cylindrowym Rolls Roycem - Ar.] Na prowincji chłopi nazywają go z tej przyczyny zbrodniarzem, mordercą, a gdy chce zanocować w oberży w Avignonie poczciwiec –
hotelarz powiada mu: „Ależ panie, jak pan chce, żebym pomieścił jego „instrument” w stajni. Toć mi konie poprzestrasza!”
Dalsze rozdziały kiplingowskich wspomnień mają
tytuły: „Chmury na horyzoncie”, „Francja w czasie wojny”, „Zawieszenie broni”, „W
zniszczonych prowincjach”. Słowem – wojna światowa. Wśród uwag o szowinizmie
niemieckim, o zawsze żywej entente francusko – angielskiej drobna, ale głęboko
wzruszająca scenka wojenna. Prawdziwie francuski heroizm i prawdziwie
francuskie załatwienie sprawy.
Na rozstrzelanie
--------------------
„Jeśli to jest legenda, to jest to piękna legenda.
Idzie o jednego z tych generałów, których znajduje się zawsze tam, gdzie się
ich najmniej spodziewa. Rankiem, o świcie, taki generał spotyka pluton
egzekucyjny i t.p. Skazany stał na warcie, gdzie go znaleziono śpiącego z
wyczerpania. Generał wiedział o tej sprawie. Odezwał się do niego: „mój
przyjacielu, znam twoja historję. Nie popełniłeś nic hańbiącego, ale teraz
twoja ofiara ocali życie wielu twoim kolegom. Musisz mieć więcej odwagi niż
inni. Idźmy razem i – głowa do góry!” I tak, ucałowawszy biednego małego,
towarzyszył mu aż do końca, a postać salutującego komendanta była ostatnią rzeczą,
jaka zobaczyły oczy umierającego”
Żywą wdzięczność zachował Kipling dla Francji za
ludzkość, z jaką odnoszono się do ekspedycji angielskiej, poszukującej poległych żołnierzy. Zapisał w swych wspomnieniach wiele takich chwil, gdy doświadczył
współczucia od prostych ludzi. Tak np. wieśniaczki, które sprzedawały masło i
chleb, oczywiście ”nie zaniedbywały oszukiwania”, ale potem, po ubitym targu,
biegły i dziesięć kilometrów po bukiet kwiatów na grób angielskiego żołnierza.
Stary tygrys
-------------
Wojna już przeminęła. Ożywa już tylko w
opowiadaniach, wspomnieniach i pamiętnikach.
Właśnie nad kartkami pamiętników siedzi „stary
tygrys”, bohater wojny, Clemenceau, gdy przyszedł do niego Kipling, w czasie
jednej ze swych paryskich wizyt. Clemenceau wrócił z Indyj i wyśmiewa doktorów.
„Mówił raczej więcej do samego siebie, niż do mnie
– pisze Kipling – w jakimś dziwnym monologu, w którym przechodził od Thiers’a i
Gambetty do malowniczego opowiadania o pojedynku Rocheforta i przeglądu ludzi
dnia dzisiejszego. Był zachwycony podróżą do Indyj. W Kalkucie złapał gorączkę
i tamtejsi lekarze dali mu lekarstwa we flakonikach podobnych do tych, któremi
się posługiwała moja pra-pra-babka”
- Powiedzieli mi, że postąpię nierozsądnie, jadąc na północ koleją. Odpowiedziałem:
Pojadę i jak niema rady, to zdechnę w
waszych diabelskich pociągach! Byłem w nich – i oto jestem!
Pochylił się w tył na fotelu, wybuchając szerokim
śmiechem. Do licha! Też pomysł! Leczyć „tygrysa”, gdy ma gorączkę!”
Pod koniec rozmowy Kipling spytał starca, co też
myśli o ludziach, po tych wszystkich napaściach w ostatnich latach. Clemenceau namyślał się chwilę nad odpowiedzią.
„Ludzie?...Chce pan wiedzieć, co o nich myślę? Ba,
wiadomo, znam ich! Ludzie, nie są oni tacy źli…To, co mi zrobili – cóż to jest?
Ludzie, no, prawdę mówiąc, są oni jednak więcej warci, niżby się chciało
wierzyć…”
Mocny uścisk dłoni ”starego tygrysa” i dłoni autora „Księgi dżungli”. Na tej scenie kończą się wspomnienia Kiplinga o Francji, owe,
jak pisze w ostatnim zdaniu, kilka przyczyn, dla których Francję kocha. (b)
Tekst ukazał się w prasie polskiej w 1933 ***
Tekst ukazał się w prasie polskiej w 1933 ***
K. Rafalski
część 1 ,
objaśnienia do cz.1
część 2 ,
objaśnienia do cz.2
Rudyard Kipling we Francji link
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz