Dla miłości nie ma kasty,
jak dla snu nie ma zepsutego łóżka.
Wyszedłem szukać miłości
i zgubiłem samego siebie.
Przysłowie hinduskie
* * * * *
Każdy człowiek powinien we wszystkich okolicznościach
życia, cokolwiek go tylko spotka, trzymać się swej kasty, swej rasy lub swego
plemienia. Biały powinien się trzymać białych, czarny- czarnych. Czasem
natrafia się na jakąś przeszkodę, ale i tak powinno wszystko iść zwyczajem
utartym. Posłuchajcie tylko historii człowieka, który dobrowolnie porzucił
drogi, jakimi kroczyło jego codzienne towarzystwo i ciężko za to odpokutował. Najpierw wiedział za dużo, potem widział za dużo. Zanadto
interesował się życiem tubylców; teraz już tego zaprzestał.
Tuż w środku miasta leży ulica Amira Nath’a, kończąca się
murem, zaopatrzonym w zakratowane okienko. Na początku ulicy stoi wielka
stajnia, po obu stronach widać mury bez okien. Suchet Singh i Gaur Chand,
właściciele domów na prawo i na lewo, nie chcą aby ich żony i córki patrzyły
daleko w świat.
Gdyby Durga Charan był tego samego mniemania, byłby dziś
zadowolonym człowiekiem, a Bisesa mogła być panią na własnych śmieciach.
Z jej to właśnie izdebki wychodziło zakratowane okno na
wąską ulicę, w której tylko krowy tarzały się w sinym błocie. Była wdową, a
mogła mieć około piętnastu lat ; dniem i nocą modliła się do bogów o zesłanie
kochanka. Samotne życie nie podobało się jej.
Jednego dnia zaszedł na ulicę Amira Nath’a człowiek
nazwiskiem Trejago. Wędrując po mieście bez planu, zabłąkał się aż tu ; minął
już krowy i potknął się właśnie na kupce nagromadzonej paszy.
Potem zauważył, że znajduje się w uliczce bez wyjścia i
posłyszał łagodny śmiech, rozlegający się za zakratowanym okienkiem. Śmiech
brzmiał tak jakoś uprzejmie, dyskretnie i jakby zapraszająco, że Trejago
przystąpił do okna, a wiedząc, że w podobnych razach najlepiej prowadzą do celu
stare strofy z „Tysiąca i Jednej Nocy”, zaczął słodką zwrotkę „Śpiewu miłosnego
Har Dyala”;
Czy może człowiek prosto stać
W obliczu bezchmurnego słońca?
Lub zakochany patrzeć w twarz
Swej ukochanej bez końca?
Nogi mi drżą, ja kocham cię,
Serce twą piękność opiewa,
Czy możesz, droga, ganić mię,
Że urok twój olśniewa?
Za kratą dał się słyszeć słaby chrzęst poruszonego naramiennika
kobiecego, potem ktoś śpiewał delikatnym głosem;
Zabrano mi kochanka
Wysłano daleko;
Ja płaczę, we łzach tonę,
Po twarzy łzy mi cieką,
Łucznicy weźcie łuki,
Uzbrójcie się w swe miecze…
Nagle urwano…Trejago w chwilę potem opuścił ulicę Amira
Nath’a, zadając sobie pytanie, kto mógł tak pięknie odpowiadać dalszą strofą
pieśni Har Dyala.
Gdy następnego dnia jechał do urzędu, rzuciła mu jakaś
stara kobieta pakiet do powozu. W pakiecie była połowa złamanego kolczyka,
szkarłatny kwiat dyaku, kilka ździebeł bhusy ( paszy bydlęcej) i jedenaście
ziaren kardamonu. Wszystko razem oznaczało list- nie list grubiański, który
mógł skompromitować, lecz niewinny list miłosny.
Trejago w pierwszej chwili niewiele z tego rozumiał.
Anglicy nie umieją tłumaczyć listów przedmiotowych. Ale gdy rozłożył w swym
biurze całą zawartość pakietu, udało mu się powoli rozwiązać zagadkę. Złamany kolczyk oznacza w Indiach wdowę, bo przy śmierci
męża łamie się kolczyki żon. Trejago zrozumiał więc, co ma tu powiedzieć mały
szklisty kawałek. Kwiat dyaku można różnie tłumaczyć, stosownie do
okoliczności. Mógł on znaczyć ‘życzę sobie’ – ‘przyjdź’ -‘pisz’ lub
‘niebezpieczeństwo’. Ziarna kardamonu oznaczały zazdrość; jeżeli jednak jakiś
przedmiot jest w takim liście w większej ilości , traci swe znaczenie
symboliczne, a podaje tylko liczbę do oznaczenia czasu, albo, jeżeli znajdzie
się w nim kadzidło lub szafran, także i miejsce.
List więc brzmiał; wdowa – życzy sobie- pana- o godzinie
jedenastej. Źdźbła bhusy naprowadziły Trejago na ślad. Zrozumiał, że dotyczą
one kupy paszy, na której się potknął – i że list pochodzi od osoby zza krat ,
którą należało uważać za wdowę. Wobec tego list brzmiał teraz tak ; wdowa z ulicy, gdzie
leży kupa paszy, życzy sobie , abyś przyszedł o godzinie jedenastej.
Trejago rzucił cały ten symboliczny list w kąt i
roześmiał się. Wiedział, że na Wschodzie nie ma zwyczaju, aby ktoś o jedenastej
przed południem udawał się pod okna ukochanej. Dlatego dopiero wieczorem o
jedenastej tego samego dnia poszedł na ulicę Amira Nath’a, odziawszy się w
burkę (płaszcz) , która może służyć za okrycie zarówno mężczyznom jak
kobietom. Zaledwie w mieście wydzwoniono oznaczoną godzinę, rozległ się za
kratą śpiew miłosny Har Dyala. Ktoś zaczynał śpiewać od tego miejsca, gdzie kochanka Har
Dyala wyraża tęsknotę za jego powrotem.
W oryginale pieśń jest rzeczywiście zachwycająca. W
tłumaczeniu zatraca się jej urok. Brzmi mniej więcej tak;
Z poddasza tęskno zwracam moje oczy,
Patrzę na północ czy promień nie błyśnie
Ten słaby odblask twej twarzy uroczej…
Wróć drogi do mnie, bo umrę z tęsknoty!
Nietknięte leżą pieścidełek stosy,
Wielbłądy wiankiem u stóp moich leżą,
Tam płaczą jeńcy, trwożni o swe losy,
Wróć drogi do mnie, bo umrę z tęsknoty
Macocha bije, nie umiem się bronić,
O przyjdź, mój drogi, zanim pęknie serce,
Smutek mym chlebem, łzy gorzkim napojem;
Przyjdź drogi ! Umrę w poniewierce!
Pieśń dobiegała końca.
Trejago przystąpił do kraty i
szepnął;
- Jestem.
Bisesa ukazała swą cudną twarz.
* * * * *
Od tej nocy rozpoczęło się inne życie dla Trejaga. Teraz
jeszcze nieraz pyta sam siebie, czy to nie był sen. Ciężką kratę wyjęła z muru
Bisesa, lub jej zaufana stara służąca, ta właśnie, która rzuciła symboliczny
list do powozu Trejaga. Okno otwierało się do wnętrza i w murze był tylko kwadratowy
otwór, przez który zręczny człowiek mógł przeleźć.
Trejago załatwiał mechanicznie swe czynności służbowe,
albo brał na siebie ubranie salonowe i bawił panie z towarzystwa, nie mogąc się
pozbyć myśli, jak długo chciałyby z nim mówić i znać go, gdyby wiedziały o jego
stosunku do biednej, pięknej Bisesy.
Wieczorem, gdy cisza pokryła całe miasto, okrywał się
burką i wychodził na ulicę.
Potem skręcał nagle z jednej ulicy w zaułek Amira Nath’a,
skradał się między śpiącymi krowami i murami i był już u Bisesy , słuchając
ciężkich równomiernych oddechów starych bab przed drzwiami małej pustej
izdebki, którą Durga Charan dał swej siostrzenicy.
Kto to był Durga Charan, o to Trejago nigdy nie pytał;
zostało zawsze tajemnicą dla niego i to, dlaczego go nie odkryto i
nie…zasztyletowano; tajemnicą zostało dla niego tak długo, aż miłość jego
minęła, a Bisesa…
Lecz o tym później.
Bisesa była dla niego źródłem nigdy nie gasnącego
zachwytu. Siedząc w izdebce odciętej od świata, bez trosk, z czystym sumieniem,
miała najdziwaczniejsze pojęcia o świecie; jej naiwne wynurzenia bawiły go nie
mniej jak usiłowania wymówienia delikatnym, śpiewnym głosikiem jego imienia „
Krzysztof ". Nie mogąc nawet wymówić pierwszej zgłoski, różowymi rączkami
robiła różne gesty i miny, jak gdyby chciała od siebie to imię odsunąć, klękała
przed nim i pytała, zupełnie tak jakby to czyniła mieszkanka Europy, czy on ją
rzeczywiście i bardzo kocha. On zaś przysięgał, że ją kocha więcej, niż
jakąkolwiek kobietę na ziemi. I mówił prawdę.
Miłość ta gorąca trwała już przeszło miesiąc, gdy
okoliczności zmusiły raz Trejaga „oddać się w służbę” jednej z pań towarzystwa. Rzecz taka jest w miastach Indii na porządku dziennym.
Trejago towarzyszył „swej pani” wszędzie, bawił ją podczas muzyki w parku,
nawet wyjeżdżał z nią tu i ówdzie. Nie przyszło mu jednak na myśl, że to mu
będzie przeszkodą w dotychczasowym, skrytym trybie życia.
Ale ponieważ „służba” trwała za długo, zaczęto o niej
opowiadać, jak o czymś niezwykłym, przebąkiwano o jakimś „stosunku” , aż wieść
ta przechodząc z ust do ust, doszła do uszu zaufanej starej służebnej Bisesy –
ta zaś opowiedziała jej o wszystkim. Zmartwienie biednej Bisesy było tak
wielkie, że zaniedbywał a swoje codzienne obowiązki, a żona Durga Charana biła
ją za to niemiłosiernie.
W tydzień później Bisesa zrobiła Trejagowi scenę
zazdrości. Nie umiała udawać, powiedziała wszystko od razu. Trejago śmiał się z
tego, a Bisesa tupała swymi malutkimi, kształtnymi nóżkami. To, co opowiadają o
namiętności ludów Wschodu jest bezsprzecznie przesadzone; a jednak jest w tym
„coś” i jeżeli Anglik spotka się z tym „czymś”, to wstrząsa nim ta namiętność
nie mniej niż w naszym życiu europejskim.
W najwyższym rozdrażnieniu groziła Bisesa, gdy pierwszy
szał minął, że odbierze sobie życie , jeżeli Trejago nie porzuci obcej Memsahib
(pani) , która śmie im życie mącić. Trejago chciał ją objaśnić i wykazać jej,
że nie rozumie tych rzeczy według europejskich pojęć. Bisesa wyprostowała się i
rzekła;
- Nie! Ja nie wiem o tym. Ale o jednym wiem; niedobrze
się stało, żem cię Sahibie więcej ceniła, niż własne serce. Ty jesteś
Anglikiem, ja zaś ciemnoskórą dziewczyną ( była ponętniejsza niż sztabowe złoto
) i wdową po ciemnoskórym człowieku.
Potem mówiła z płaczem dalej;
-Ale na moją duszę i na duszę mej matki, ja cię kocham. I
niech cię potem nie boli to, co mi się stanie.
Trejago starał się ją uspokoić, przemawiając do rozumu; gniew
jednakże nie ustąpił. Jednego tylko żądała; wszystkie stosunki między nimi
muszą ustać, on musi ją natychmiast opuścić. I poszedł.
Gdy się wysunął przez otwór w oknie, pocałowała go dwa
razy w czoło - odszedł pogrążony w myślach - prawie oszalały.
I gdy Bisesa z płaczem nachyliła swą słodką twarz,
zachrząkał ktoś w izbie głosem podobnym do głosu dzikiego zwierza, a coś
ostrego – nóż – miecz lub dzida – wyleciało w stronę odzianego w burkę Trejaga.
Pocisk chybił – nie trafił go w pierś, przeciął mu jednak muskuł w biodrze i
zranił tak, że całe życie lekko kulał.
Krata zasunęła się znowu, a potem nie było i znaku z tego
co się dzieje wewnątrz izdebki - nie było już nic, tylko jasne smugi księżycowe
pełzające po murze, a poza plecami czarna otchłań zaułku Amira Nath’a.
Jak oszalały Trejago syczał i miotał się z bólu wśród
zimnych murów. Z brzaskiem dnia znalazł się przy rzece – odrzucił burkę i
wrócił do domu.
Co i dlaczego się stało, czy Bisesa w przystępie rozpaczy
sama wszystko wyznała, czy ktoś odkrył tajemnicę i ją potem męczył, aż
powiedziała prawdę; czy Durga Charan dowiedział się o jego osobie i co się stało z Bisesą – o tym nie wie Trejago do dziś.
Stało się coś strasznego i myśl o tym prześladuje go najczęściej w nocy i
dotrzymuje mu towarzystwa aż do rana.
Szczegółem charakterystycznym sprawy jest to, że Trejago
nie wie gdzie jest przód domu Durga Charana. Może być ścianą jakiegoś, wielu
domom wspólnego dziedzińca, może jest jedną z bram ulicy. Trejago nie umie nic
o tym powiedzieć. Bisesy – małej, biednej Bisesy – odnaleźć nie może. Zginęła
dla niego w labiryncie miasta; a zakratowane okienko w zaułku Amira Nath’a
zostało zamurowane.
Mimo wszystkiego jest Trejago mile widzianym w
towarzystwie
i uchodzi za porządnego człowieka. Nic na nim zauważyć się nie da,
prócz lekkiej sztywności w prawej nodze. To skutek nadwerężenia nogi podczas…
jazdy konnej.
[Opracowano na podst. przekładu Aem, 1905 -AR]