środa, stycznia 17, 2018

Pozgonne Kiplingowi



"Przeszedł jak wichr po rozłogach literatury, 
przepędził z niej wonie alkowiane, mdłe perfumy snobów, więdnące paradoksy Wilde'a. 
Zbuntował przeciw życiu, które pogodziło się z łatwą i mierną egzystencją, nawoływał do niebezpieczeństw, trudów, do radosnych świąt działania".



Purpurat poezji angielskiej

Ledwo dni temu kilkanaście obchodził 70-lecie swych urodzin. A raczej nie obchodził, gdyż uchylił się od owacyj i nie chciał nawet przemówić do radja. Pytaliśmy wówczas: czyżby gniewał się na swych wielbicieli, którzy mu do niedawna dotrzymywali wierności? Czyżby stracił z nimi to czucie istotne, bez którego jubileusz bywa ceremonją, celebrowaną według formuł konwencjonalnych i raczej nieprzyjemnych? Bo nietylko zły stan zdrowia zatrzymał go w posiadłości wiejskiej, ile możności zdala od Londynu. Bodaj że ważniejszą była świadomość dystansu, w jakim nie od dziś oddala się od jego ideałów szeroka opinja Anglji, a jeszcze bardziej ton, w jakim się mówić o nim ośmiela najmłodsza twórczość literacka. A jednak Kipling jest i pozostanie purpuratem poezji angielskiej, choć już od lat wielu przekazywać się go zwykło kronikom literatury ojczystej.

Wiatr od Indyj

Przez pół niemal wieku wcielał w siebie sam rdzeń aspiracyj angielskich. Bo zaczął niezwykle młodo. W latach prawie szkolnych ogłaszał wiersze i prozę w angielskiej prasie kolonijalnej. Urodził się bowiem w Bombaju, między morzem a palmami, jak przystało przyszłemu piewcy imperjalizmu Anglji. Miał lat ledwo dwadzieścia kiedy tom nowel Proste opowieści z gór uczynił go ulubieńcem publiczności. Poczem poszli Trzej żołnierze, Riksza-widmo, obie Księgi dżungli, Kim i tyle, tyle innych. Z niesłychanym darem słowa, z ewokatorską bujnością obserwacyj i kolorów odsłaniał metropolji owe dalekie szlaki jej ekspanzji, które "szary człowiek" angielski znał ledwo z nazw egzotycznych i ze słuchu. W mglisty wieczór londyński, pośród źle płatnych biuralistów, cherlawych robotników czy młodych ludzi, znudzonych ciasnotą rodzinną, padał ów apel z dalekiego świata, niby z bajki, która każdej chwili mogła stać się faktem.

"Opodal starej pagody Moulmein, która patrzy na wschód w stronę morza, usiadła dziewczyna birmańska i myśli o mnie. Wiem, że o mnie myśli. Bo wiatr kołysze palmy i dzwonią dzwony pagody: wróć żołnierzu angielski! powracaj do Mandalay, do Mandalay, gdzie flotylla zapuściła kotwice; gdzie igrają latające ryby, a świt jak grzmot wychodzi od strony chin i kroczy przez zatokę"...
Ucichło w barze jak makiem zasiał, przestały dźwięczeć szklanki pełne gęstego piwa, a subjekt sklepowy czytał dalej czarodziejską pieśń Mandalay:
"...jej suknia była żółta, a mały czepek zielony; jej imię Supiyawlat, jako królowej z Theeban. I trwoniła swe pocałunki, tuląc je do Buddy. Aż porzuciła swoje bogi, odkąd pocałowałem ją, po raz pierwszy, na drodze do Mandalay, - Bo kto raz usłyszał głos ze Wschodu, nic już nie widzi, nie słyszy i nie czuje już nic, jeno zapach korzeni, jeno dzwony z pagod i słońce nad palmami...na drodze do Mandalay".

Głos Kiplinga uczynił więcej dla zaciągu Anglików do kolonij, niż spryt i obietnice sierżantów, rekrutujących z urzędu. Fascynował, upajał, kusił wizją dalekich krajów. Przeszedł jak wichr po rozłogach literatury, przepędził z niej wonie alkowiane, mdłe perfumy snobów, więdnące paradoksy Wilde'a. Zbuntował przeciw życiu, które pogodziło się z łatwą i mierną egzystencją, nawoływał do niebezpieczeństw, trudów, do radosnych świąt działania.

"Profesor energji narodowej"

Pamięć o Carlyle'u, o jego hero-worship, kulcie bohaterów była w Anglji żywa. Ale bohaterów Carlyle'a nikt nie widział na własne oczy, nie bardzo więc rozumiał, co ten wyraz znaczy. Aż oto z ust Kiplinga dowiadywał się, że on sam, buchalter, kupczyk czy biuralista, może zostać bohaterem, byleby miał odwagę spełnić swe sny, swoje pragnienie przygody i hazardu. Be fit! - powtarzał ospałym, wahającym się i lękliwym. "Bądź zdatny. Odwagi, licz tylko na siebie. Wszystko możesz osiągnąć. Jeżeli nie osiągniesz tego, co chcesz, znak to, żeś nie chciał naprawdę, żeś wątpił, czy warte to swej ceny"

A te same pragnienia indywidualne w płaszczyźnie narodowej wyrażały się żądzą ekspanzji, panowania i podboju. Kipling stał się odrazu wieszczem narodowym, spadkobiercą bardów staroangielskich, aojdem i skaldem, budzicielem i piewcą wyprawy do Transwalu, ekspedycji sudańskiej, wojny 1914r. Jego wiersze, osobliwa mieszanina gwary i patosu, posiadły w rzadko spotykanym stopniu wymowę poezji ludowej, magję prymitywu. W tych hymnach, kołysankach czy pieśniach bojowych drobne, krótkie, to szczebiotliwe, to znów grzmiące słowa angielskie uzyskały ekspresję niebezpieczną, zdolną wprawiać w rytm ślepe porywy plemienne.

Nazwano go profesorem energji narodowej. Ale czy lekcje te były zawsze sztuką, czy morał ich nie wyradzał się czasem w moralizowanie? Albo czy jego wizja Indyj jest zupełnie prawdziwa? Autor "Ksiąg dżungli" szedł w kraje kolonjalne z wyniosłością zdobywcy, z poczuciem misji rasy wyższej, z dumą przynależności do imperjum, które obejmuje czwartą część ludzkości i ćwierć powierzchni naszego globu. Miął oczy otwarte na kolorową krasę tego kraju, na muskularną jego prężność, na nieznającą spoczynku walkę żywiołów i stworzenia. Powiedziano o tych oczach epika, że były również przenikliwe, jak wzrok żbika czy jastrzębia z jego dżungli. Ale czy umiały patrzeć tak samo wnikliwie we wnętrze dusz ludzi kolorowych? Tagore i jego otoczenie twierdzą, że Kipling znał się zapewne jak nikt inny na słoniach, antylopach, nosorożcach i małpach; może jeszcze na półludziach w rodzaju Mowgli 'ego, bohaterze jego dżungli, wychowanym wśród wilków; ale o ludziach prawdziwych, o rdzennej duszy hinduskiej wiedział równie niewiele, albo może mniej niż administracja kolonjalna, której błogie rządy z takim zapałem gloryfikował. Ale to już spór dwu poglądów na świat, dwu punktów widzenia, między któremi niemasz porozumienia. 
Postawa Kiplinga to najjaskrawsza negacja hinduskiego tat tvam asi (ty to ja) wszechludzkiego humanitaryzmu. w nim rozpoznają się wszystkie imperjalizmy i nacjonalizmy świata. Wśród przedwojennych wielbicieli, jakich miał pośród wszystkich narodów, spotykamy Wilhelma II (wodza "Hunnów", przeklętych przez Kiplinga w czasie wojny) obok Stanisława Brzozowskiego z jego ostatniego, wszechpolskiego okresu. Ballady żołnierskie, Siedm mórz czy Pięć narodów przeszły w usta mas żołnierskich i ludowych, a słynny hymn Recessional z religijnym refrenem: "Nie daj zapomnieć czem my dawniej byli" napisany na cześć "wdowy z Windsoru", stał się rodzajem imperjalistycznej Marsyljanki.

Inna Anglja

Ale po wojnie urok Kiplinga począł bladnąć gwałtownie. Dokonywała się przemiana doktryn, obyczaju, sposobów odczuwania, wyrazu. W Anglji jaskrawość tych zmian uderzała tembardziej, że tam przecież najdłużej, przez całą epokę wiktorjańską wszystko było doskonale stabilizowane, solidne , niewzruszone. Imperjum było najdoskonalszym ze światów. Bóg był Bogiem, królowa królową, złoto złotem. Ale już za Edwarda VII tę łagodną idyllę począł pustoszyć wróg nieznany: duch krytyki, relatywizmu, nieufność wobec autorytetu. Nowi obrazoburcy otwarli ostry sąd nad światem wiktorjańskim: Wells uznał go niesprawiedliwym, Galsworthy nieszczęśliwym, dla Bennett'a był zbyt pospolitym, a dla Shaw'a poprostu absurdalnie śmiesznym. Po wojnie bankructwo przekazanych wartości religijnych, ekonomicznych czy politycznych zrodziło popyt na nowy rodzaj lektury. Rozmnożyło się pisarstwo naukowe dostępne dla ogółu ( Haldan, Russel, Jeans (biografje Strachey'a Buchan'a Nicolson'a i in.), wreszcie bujna problematyka romansowa ( Huxley, Lawrence, Yoyce, Forster i wielu innych).

Wszystkim tym zjawiskom pozostał Kipling najzupełniej obcy. Jeszcze kilka lat temu ogłosił nowy zbiór opowiadań ( Limits and Renevals 1932). Okazało się, że dla niego nic się nie zmieniło. W ten sam staroświecki sposób gawędził o tych samych postaciach: marynarzach, żołnierzach, lekarzach i księżach. Ludzie ci wierzą w te same powagi, dominja są lojalne, panowanie nad morzami niewzruszone. Anachronizm to zbyt jaskrawy. Nic dziwnego, że poczęto tę sławę mumifikować i przekazywać zwolna do panteonu, dokąd żywi rzadko zaglądają. Dzielą oni z wielkim Kiplingiem entuzjastyczną miłość Anglji, przekonanie o jej prymacie wśród narodów świata i wolę utrwalenia tego stanowiska. 

Ale metody działania są zgoła inne. Bo niech się nikt nie łudzi, że to, co robi dziś minister Eden, to jest wyraz jego osobistej animozji do Mussolini'ego albo agitacja "nierealnych pacyfistów", komplet międzynarodówek, starych panien i pastorów. W plebiscycie, przeprowadzonym jeszcze w styczniu ubiegłego roku, na 12 miljonów głosujących w całym kraju około 10 miljonów oświadczyło się za pokojem, Ligą Narodów i bezpieczeństwem kolektywnem. 

Między tak nastrojoną opinją a dawnym jej ulubieńcem Rudyardem Kiplingiem niewiele już zostało okazyj porozumienia. Dziś, kiedy go już niema między żywymi, żegna go Anglja niby symbol czasów, które się dla niej kończą bezpowrotnie. Odchodzi z nim w przeszłość epoka niezmąconego sukcesu i wielkości. Wszystko, co nadciąga, jest inne, niepodobne do wczoraj, brzemienne troską o jutro, o groźne i nieznane jutro świata.
Dr Tadeusz Świątek, 1936
(zachowano pisownię oryginalną)


Niniejszy artykuł stanowił ważny głos w przedwojennej publicystyce na temat Kiplinga. Niemniej był to głos raczej odosobniony na tle wypowiedzi takich badaczy literatury angielskiej jak S.Helsztyński, R.Dyboski czy W. Chwalewik podkreślających nieprzemijające wartości dorobku pisarza.
Z upływem czasu wiele tez i prognoz krakowskiego doktora okazało się nietrafnych. 
Na korzyść Kiplinga - Areopagita