
Andre Maurois pisząc
o niepospolitej wrażliwości Kiplinga na otaczający go wielobarwny, tajemniczy
świat Wschodu i o jego odporności na pokusy, stwierdził;
„Gdyby
nie powtarzał sobie ‘Ależ jestem biały’, byłby, jak Kim, uległ tej szalonej
wizji świata, jaką wytworzył sobie człowiek Wschodu”.
Niektórzy
ulegli i ulegają do dziś. My natomiast ulegamy czarowi stylu Kiplinga.
Oto opowieść o
upadku McIntosha Jellaludina, Europejczyka, który przyjął w
Indiach wiarę Proroka.
Do zarejestrowania i
przeniesienia
„Jutrzenka świta -
ptactwo świergoce,
ale w gaiku ciemno.
Chodź ze mną! Chodź
ze mną!
Ach! Jak krótkie
noce!”
Nucąc tę zwrotkę,
przewrócił się jak długi, zawadzając o małego wielbłąda, który leżał w
karawanseraju, gdzie zatrzymują się handlarze koni i gdzie mieszka sama
śmietanka hałastry Azji Środkowej.
Ponieważ był bardzo
spity, nie mógł się podnieść bez mojej pomocy.
Oto przy jakiej
sposobności zawarłem znajomość z McIntoshem Jellaludinem.
Kiedy włóczęga śpiewa
po pijanemu stare romanse, jest to zwykle osobistość, którą warto poznać.
Uchwycił się garbu
wielbłąda i począł się jąkać.
Tro…trochę mnie
zaćmiło.. ale dobry tusz w Loggerhead zaraz mnie otrzeźwi. A propos…Mówiłeś Symondsowi
o tej klaczy?
Otóż trzeba wiedzieć,
że Loggerhead leży o sześć tysięcy mil koło tak zwanej „Mezopotamii”(miejsce
kąpielowe niedaleko Oxfordu - przyp. Areop. ), gdzie nie wolno ani łowić ryb ani
polować, a stajnia Symondsa znajduje się o jakie pół mili dalej poza
ogrodzeniem. Dziwne odniosłem
wrażenie, słysząc te nazwy, wypowiedziane pośród koni i wielbłądów
karawanseraju sułtana.
Tymczasem mój nowy
znajomy począł powoli przychodzić do częściowej przytomności.
Opierając się na
wielbłądach, dotarliśmy w końcu do jednego z narożników karawanseraju, skąd
widać było światło lampy.
Tam jest moje
mieszkanie – zwierzył się Jellaludin – i byłbym panu wdzięczny, gdybyś
pokierował w tę stronę moje nogi, które się doszczętnie zbuntowały, bo jestem
dzisiaj, przyznam się panu, pijany jak jeszcze nigdy. Głowa moja wprawdzie
wcale nie jest zajęta. Owszem mózg zdaje sobie ze wszystkiego sprawę, a nogi
grzęzną mi w błocie.
Pomogłem mu do
przebycia bez wypadku szeregu koni i wielbłądów.
- Dzięki! Stokrotne
dzięki. O! Księżycu i wy małe gwiazdeczki! I pomyśleć, że człowiek może tak
ohydnie…To wszystko z powodu tego obrzydliwego trunku…Owidiusz na wygnaniu nie
pijał nic wstrętniejszego. Gdyby choć zamrozić! Niestety, nie miałem
lodu…trochę mi teraz lepiej. Dobranoc! Przedstawiłbym pana mojej żonie, gdybym
był nieco trzeźwiejszy i gdyby to była kobieta cywilizowana.
W tej chwili z nory,
w której paliła się lampa, wybiegła jakaś kobieta krajowa i poczęła łajać
McIntosha. Oddaliłem się
pośpiesznie.
Był to najosobliwszy
włóczęga, jakiego mi się kiedykolwiek udało spotkać i zostaliśmy bardzo dobrymi
przyjaciółmi. Wysokiego wzrostu,
dobrze zbudowany, o twarzy, na której alkohol wybił swoje piętno, robił
McIntosha wrażenie człowieka pięćdziesięcioletniego, chociaż przyznawał się do
trzydziestu pięciu lat.
W Indiach, skoro
Europejczyk pocznie upadać, a przyjaciele nie wyślą go do Ojczyzny, upada
zwykle bardzo nisko, niżej człowieczeństwa. A jeżeli oprócz tego przyjmie inną
wiarę, jak to uczynił McIntosh, ginie bezpowrotnie.
Mało jest większych
miast w Indiach, w których by krajowcy nie mogli wskazać dwóch lub trzech
sahibów, zwykle niższego pochodzenia, którzy przerobili się na Hindusów lub
Mahometan i którzy żyją stosownie do religii, którą przyjęli, ale bardzo trudno
zawrzeć z nimi znajomość.
- Jeżeli zmieniłem
religię, stosownie do potrzeb mego żołądka – mówił nieraz McIntosh- wcale nie
mam ochoty zostać męczennikiem misjonarzy i wcale nie chodzi mi o zdobycie rozgłosu.
Zaraz w pierwszych
początkach naszej znajomości uprzedził mnie McIntosh;
- Pamiętaj pan o
jednej rzeczy. Jałmużny nie chcę. Nie pożądam pańskich pieniędzy, ani pańskiego
chleba, ani pańskich ubrań. Jestem rzadkim okazem pijaka, który wystarcza sam
sobie. Jeżeli pan pozwolisz, zaczerpnę czasem z pańskiego woreczka trochę
tytoniu, bo ziele, które sprzedają na tutejszym bazarze nie odpowiada
wymaganiom mego podniebienia.
Będę także korzystał z pańskiej biblioteki. Jest więcej niż prawdopodobne, że książki, które mi pan pożyczysz, zamienię, gdy mnie konieczność do tego zmusi, na parę butelek krajowego napoju, bardzo wstrętnego przyznaję…ale już się do tego przyzwyczaiłem . W zamian otrzymasz pan u mnie gościnność, na jaką mnie stać będzie. Jest tu charpoy [rodzaj sofy] , na którym można siedzieć w dwie osoby i może się czasem zdarzyć, że na talerzach znajdzie się czasem coś do zjedzenia. Substancji płynnej znajdziesz pan u mnie o każdej porze dnia i nocy pod dostatkiem. Więc jeżeli się pan zgadzasz na warunki, będziesz pan u mnie mile widzianym gościem.
Będę także korzystał z pańskiej biblioteki. Jest więcej niż prawdopodobne, że książki, które mi pan pożyczysz, zamienię, gdy mnie konieczność do tego zmusi, na parę butelek krajowego napoju, bardzo wstrętnego przyznaję…ale już się do tego przyzwyczaiłem . W zamian otrzymasz pan u mnie gościnność, na jaką mnie stać będzie. Jest tu charpoy [rodzaj sofy] , na którym można siedzieć w dwie osoby i może się czasem zdarzyć, że na talerzach znajdzie się czasem coś do zjedzenia. Substancji płynnej znajdziesz pan u mnie o każdej porze dnia i nocy pod dostatkiem. Więc jeżeli się pan zgadzasz na warunki, będziesz pan u mnie mile widzianym gościem.
Tak zostałem
dopuszczony do mieszkania McIntosha – ja i mój tytoń. Nie przyjął ode mnie nic
innego. Niestety nie mogłem
oddawać wizyt w jasny dzień włóczędze mieszkającemu w karawanseraju. Znajomym,
którzy udają się tam dla zakupu koni , mogłaby dziwną się wydawać taka
zażyłość. Mogłem więc odwiedzać
McIntosha jedynie w nocy.
Śmiał się ze mnie,
ale przyznał mi rację.
- Masz pan zupełną
słuszność – rzekł. W czasach kiedy zajmowałem stanowisko daleko wyższe od pańskiego,
postąpiłbym zupełnie tak samo. O! Boże, byłem kiedyś…
Można było
podejrzewać, że piastował kiedyś godność ambasadora.
- …studentem Oxfordu!
Teraz dopiero zrozumiałem,
dlaczego wspominał o stajniach Charleya Symondsa.
- Panu - mówił dalej,
cedząc słowa McIntosh – nie było sądzone należeć do kolegium w Oxfordzie, ale o
ile mnie zewnętrzne oznaki nie mylą, nie masz pan zbytniego zamiłowania do
napojów podniecających. Rozważywszy więc credit i debet, jesteś pan lepiej uposażonym
ode mnie. Chociaż nie jestem tego pewien. Pan – proszę mi wybaczyć, że to mówię
w chwili, gdy palę pański doskonały tytoń – pan jesteś w wielu kwestiach
zupełnym nieukiem.
Siedzieliśmy obok
siebie, w braku krzeseł w mieszkaniu, na skraju łóżka i przypatrywaliśmy się
pojeniu koni w karawanseraju, a żona McIntosha krzątała się tymczasem po izbie,
gotując obiad.
Bardzo nie lubię jak
mnie ktoś traktuje protekcjonalnie a szczególnie jakiś włóczęga w alpagowej
kurtce i spodniach z płótna na worki….Ale byłem jego gościem, a przy tym był to
człowiek chory. Wyjął fajkę z ust i
prawił dalej sentencjonalnym tonem;
- Wszystko zważywszy,
zaczynam wątpić czy los pana, czy mnie faworyzował. Pomijam niedomagania
pańskiego wykształcenia na punkcie autorów klasycznych, pomijam pański styl
oburzający, mam jedynie na myśli pańską ignorancję w dziedzinie codziennych
faktów i spostrzeżeń. To na przykład.
I wskazał mi palcem
kobietę, która czyściła samowar u studni karawanseraju; wypuszczała z niego
wodę miarowo poruszając kurkiem.
- Widzisz pan –
tłumaczył mi McIntosh – istnieje niejedna metoda czyszczenia samowaru. Gdybyś
pan wiedział, dlaczego kobieta odbywa swą powinność w ten, a nie inny sposób,
domyśliłby się pan, co miał na myśli ten mnich hiszpański kiedy mówił;
„Jasny obraz Trójcy
zaraz wam przywiodę;
Ja w trzech łykach
piję z pomarańczy wodę,
Którą chytry Arianin
,co w herezji tonie
Na nic nie zważając
jednym haustem chłonie”
Nie licząc wiele
innych rzeczy, które są obecnie ukryte przed panem. No, widzę ,że pani Mac Intosh
skończyła gotować obiad, chodźmy i posilajmy się na sposób ludności krajowej,
której zwyczajów, nawiasem mówiąc, nic a nic pan nie rozumiesz.
Czarna kobieta
zabrała się do jedzenia równocześnie z mężem.
Postąpiła
niewłaściwie.
Kobieta powinna
zawsze cierpliwie czekać, póki jej mąż i pan się nie nasyci.
Mac Intosh tłumaczył
się przede mną, że jej na to pozwolił;
- Jest to mój dawny
przesąd angielski, którego nie mogę się pozbyć, a ona mnie kocha. Dlaczego?
Doprawdy nie wiem. Połączyłem się z nią w Jullundur przed trzema laty i od tej
chwili nigdy mnie nie opuściła. Zdaje się, że jest uczciwą, a swoich zdolności
kulinarnych składa prawie co dzień dowody.
Głosząc zalety swojej
żony, głaskał ją po głowie, a czarna kobieta poddawała się jego pieszczotom, spuszczając
wstydliwie oczy. Nie było jej z tymi mimikami do twarzy. Ładną nie była.
MacIntosh nigdy się
przede mną nie zwierzył, jakie stanowisko piastował przed swoim upadkiem. Kiedy nie pił, robił
wrażenie gentlemana i literata . Skoro przebrał miarkę, pozostawał literat,
tylko gentleman gdzieś się podziewał.
Upijał się zwykle dwa
razy na tydzień, aż do utraty przytomności. Wtedy żona pielęgnowała go, a on
gadał od rzeczy we wszystkich językach świata, z wyjątkiem swego rodzimego.
Pewnego dnia
zadeklamował jednak „Atalantę w Kalidonie” wybijając takt nogą od łóżka, lecz zazwyczaj
majaczył po łacinie, albo po niemiecku. Mózg tego człowieka, pełny
najrozmaitszych niepotrzebnych rupieci, podobny był do worka gałganiarza.
Raz gdy już był na
otrzeźwieniu, powiedział mi, że jestem jedyną istotą rozumną Piekła, do którego
zstąpił – Wergiliuszem w Krainie Cieni - i że aby mnie wynagrodzić za mój
tytoń, da mi przed śmiercią materiał do napisania nowego Inferno, który mnie
uczyni sławniejszym od Dantego.
Usnął potem na
końskiej derce i obudził się całkiem spokojny.
- Człowieku – rzekł –
wiedz, że jeżeli ktoś spadnie na ostatni szczebel ludzkiej drabiny, pozostaje
zupełnie obojętnym na drobnostki, któreby mu w innych warunkach czyniły życie
nieznośnym. Ostatniej nocy duch mój obcował z bogami, a moje ciało – jestem
tego zupełnie pewny – nurzało się na tym padole wśród odpadków jarzyn i innych
nieczystości.
-Byłeś pan po prostu
pijany, to zdaje się masz pan na myśli?
- Byłem pijany,
bezecnie pijany. Ja syn człowieka, do którego pan nigdy nie będziesz miał
przystępu. Ja niegdyś Fellow of a College, którego pan nie poznałeś nawet
kuchni, byłem wstrętnie pijany. Ale widzisz pan, jak mało mnie trunek napoczął.
Nie znać po mnie, żem się upił, nie czuję nawet migreny. Otóż na wyższych
szczeblach społeczeństwa jakażby mnie straszna spotkała kara. Jakże gorzko bym
żałował chwili zapomnienia. Wierzaj mi , przyjacielu, zaniedbany na punkcie
wykształcenia klasycznego, najwyższe jakże podobne do najniższego , jeżeli
mówimy oczywiście o istotnych ekstremach.
Obrócił się na derce,
objął pięściami głowę i mówił dalej.
Na duszę, którą
zatraciłem, na sumienie, które zabiłem, przysięgam ci, że jestem całkiem
niezdolny do odczuwania czegokolwiek. Jestem jak bogowie , którzy znają złe i
dobre, ale są nieprzystępni tak dla jednego jak drugiego. Czy jest to stan
godny zazdrości, czy podziwu? Jeżeli człowiek nie otrzymuje już ostrzeżenia w
postaci niesmaku i przygnębienia po nocy przebytej na pijatyce, musi być źle z
nim.
Odpowiedziałem
McIntoshowi, który leżał ciągle na swojej derce rozczochrany, z wybladłą,
obwisłą wargą, że nie uważam nieczułości za rzecz dobrą.
- Błagam pana, niech
pan tak nie mówi. Zapewniam pana, że to doskonała rzecz, godna zazdrości.
Pomyśl pan teraz o moich pociechach.
- Czy masz pan ich
tak wiele?
- Z pewnością.
pańskie wysiłki, żeby się utrzymać na poziomie sarkazmu - broń ludzi wysokiej
kultury – są dziecinne. Co do pociech, to mam przede wszystkim erudycję
klasyczną i literacka, trochę może pomieszaną przez nadużycie alkoholu. To mi
przypomina, że ostatniej nocy, zanim duch mój zasiadł między bogami, sprzedałem
Horacego, którego pan był łaskaw mi pożyczyć. Nabył go Ditta Mull, handlarz
starzyzną, za dziesięć annasów. Można go odkupić za jedną rupię, ale wracając
do mojej erudycji, jest bez porównania wyższą od pańskiej. Do pociech zaliczam
także moją żonę, Mrs. McIntosh, najlepszą z małżonek.
Po trzecie wystawiłem sobie pomnik trwalszy od spiżu w czasie siedmiu lat mojego upodlenia. Wstał z barłogu mówiąc te słowa i przeszedł na drugi koniec pokoju, żeby się napić szklankę wody. Wyglądał bardzo podniecony i bardzo chory.
Po trzecie wystawiłem sobie pomnik trwalszy od spiżu w czasie siedmiu lat mojego upodlenia. Wstał z barłogu mówiąc te słowa i przeszedł na drugi koniec pokoju, żeby się napić szklankę wody. Wyglądał bardzo podniecony i bardzo chory.
Wracał kilka razy w
ciągu rozmowy do nieocenionego skarbu, który nagromadził, ale mniemałem, że to
bredzenie pijaka. Był to najnędzniejszy
i zarazem najdumniejszy człowiek pod słońcem.
Nie miał w swoim
zachowaniu nic ujmującego, ale znał najskrytsze tajniki natury i przesądów
krajowców, żyjąc wśród nich siedem lat i dlatego znajomość z nim miała dla mnie
wielką wartość.
O Stricklandzie [ prywatny
detektyw pojawiający się w opowiadaniach Kiplinga - przyp. Areop.] wyrażał się
zawsze ironicznie i nazywał go nieukiem, „człowiekiem, który nie zna ani
Wschodu, ani Zachodu”. Najwięcej się pysznił
swoim oksfordzkim wykształceniem i znajomością autorów klasycznych. Być może, iż
nie przesadzał, ale nie byłem dostatecznie przygotowany, żeby się na tym
poznać.
Przechwalał się
także, że trzyma palec na pulsie życia hinduskiego i to było prawdą.
O ile występował jako
wychowaniec Oxfordu, wydawał mi się zawsze pyszałkiem. Przy każdej sposobności
popisywał się swoją erudycją. Jako mahometański fakir – jako McIntosh
Jellaludin - był właśnie człowiekiem, którego mi było potrzeba do moich celów.
Wypalił kilka funtów
mojego tytoniu i udzielił mi w zamian kilka uncji swoich wiadomości, które
warto było poznać, lecz nigdy nie chciał przyjąć żadnego najmniejszego
podarunku, nawet kiedy nastała pora zimowa i kiedy tulił swą biedną, wyschłą
pierś pod alpagową kurtką. Okropnie się
rozzłościł, jak gdybym mu wyrządził obelgę, kiedy chciałem się zająć jego
zdrowiem i powiedział, że ani myśli iść do szpitala, „żył jak pies, ale pragnie
umierać jak istota obdarzona rozumem i własną wolą”
Dobiło go zapalenie
płuc. W przeddzień śmierci przysłał mi na brudnym świstku wezwanie, abym
natychmiast przybył i pomógł mu umrzeć.
Czarna małżonka
płakała u jego stóp. McIntosh owinięty w bawełnianą kołdrę, zanadto był
osłabiony, żeby odrzucić futrzany płaszcz, którym go przykryłem. Okazywał
niezwykłe ożywienie, oczywiście umysłu, i oczy błyszczały mu ogniem.
Kiedy przestał łajać
doktora, z którym przyszedłem, w wyrazach tak obelżywych, że starzec oburzony
odszedł, zaczął mi wymyślać przez parę minut, ale wkrótce uspokoił się
zupełnie.
Kazał wtedy żonie
swojej przynieść „Księgę”, ukrytą w dziurze w słomie, w miejscu jej wiadomym. Przyniosła spory zwój
papierów, obwinięty w starą szmatę. Ponumerowane, pojedyncze kartki pokrywało
gęsto drobne, kancelaryjne pismo.
Mc Intosh zanurzył
rękę w papierach i potrząsnął nimi z lubością.
- Oto jest – rzekł-
moje dzieło. Dzieło McIntosha Jellaludina, z którego można się dowiedzieć, co
widział, jak żył, co jemu i innym się przytrafiło. Jest tu także opis życia i
śmierci Matki Maturin. Czym jest dzieło Mirzy Murad Ali Bega w porównaniu do
wszystkich innych książek o życiu krajowców, tym będzie moja księga w
porównaniu do dzieła Mirzy Murad Ali Bega. Było to bardzo
zuchwałe stwierdzenie dla każdego, kto zna książki Ali Bega. Brudne, pomięte
szpargały nie wzbudzały wielkiego zaufania, ale McIntosh potrząsł nimi, jakby
trzymał w ręku paczkę banknotów.
Pomimo licznych luk w
pańskim wykształceniu – rzekł zwracając się ku mnie – muszę przyznać, że pan
byłeś dla mnie dobry. Będę opowiadać o pańskim tytoniu, kiedy stanę przed
obliczem bogów. Oddałeś mi pan niejedną przysługę. Być czyimś dłużnikiem nie
lubię, dlatego przekazuję panu mój pomnik trwalszy od spiżu – moją księgę,
której niektóre części są jeszcze niestety dopiero w stanie zarysu, ale inne-
jakież wspaniałe! Zastanawiam się nad tym, czy je pan zrozumiesz. Jest to
podarek godniejszy od …ba! Gdzie się podziewa moja głowa? Pan to strasznie
pokiereszujesz. Poodrzucasz pan perły, które pan nazywasz „cytaty łacińskie”,
będąc niepoprawnym filistrem i zmasakrujesz pan mój styl, zamieniając go na
swój skoczny żargon. Ale nie uda ci się zepsuć całego dzieła, zawsze coś
zostanie. Zapisuję ci je.
Ethel…znowu moja
głowa! Pani McIntosh, biorę cię na świadka, że zapisuję te papiery Sahibowi.
Tobie na nic by się te papiery nie zdały, serce mego serca.
Powierzam ci je –
rzekł patrząc na mnie – abyś nie pozwolił, żeby moje dzieło przepadło. Zapis mój należy do
pana bez żadnych warunków. Jest to historia McIntosha Jellaludina, która nie jest historią
McIntosha Jellaludina, ale człowieka bez porównania wyższego i kobiety stojącej
od niego o wiele wyżej. Słuchaj pan teraz – nie jestem ani szalony, ani pijany
– ta książka da ci wiekopomną sławę.
Żona McIntosha
wręczyła mi pakiet w chwili, gdy dziękowałem McIntoshowi za podarunek.
- Moje jedyne dziecko
– rzekł z uśmiechem McIntosh.
Słabnął z każdą
chwilą, ale nie przestawał mówić, póki mu tchu nie brakło.
Czekałem końca,
wiedząc, że w sześciu wypadkach na dziesięć każdy umierający woła matkę przed
śmiercią.
- Opowiedz pan –
upomniał mnie McIntosh – w jaki sposób moje dzieło stało się twoją własnością.
Nikt ci nie uwierzy, ale przynajmniej moje imię zajaśnieje i żyć będzie.
Pan niezgrabnie
obejdziesz się z moją pracą, wiem o ty , ale cóż począć?
Trzeba niektóre
kawałki poobcinać zupełnie. Publiczność jest głupia i pozuje na cnotliwą. Ja
byłem ongiś jej niewolnikiem. Ale obcinaj pan ostrożnie. Moje dzieło kosztowało
mnie siedem lat potępieńczych katuszy.
Przestał mówić i
odetchnął kilka razy z wysiłkiem. Po chwili zaczął szeptać po grecku coś w
rodzaju modlitwy. Kolorowa małżonka
Jellaludina zalewała się łzami.
McIntosh podniósł się
na łóżku, wyprężył tułów i przemówił głosem wolnym i donośnym;
„ Niewinien
Milordzie!”
Opadł na łóżko i
pozostał w omdleniu aż do chwili zgonu.
Kobieta wybiegła
pomiędzy szeregi koni i wielbłądów karawanseraju i zawodziła głośno, bijąc się
po piersiach – kochała go… Być może, że ostatnie
zdanie, które wyszło z ust McIntosha mogło nasunąć niejeden domysł, ale oprócz
pliku papierów, które mnie dostały się w spadku, nic w izbie Jellaludina nie
zdradzało kim był nieboszczyk.
Papiery tworzyły
bezładną kupę. Strickland pomagał mi w ich uporządkowaniu i orzekł, że autor
był albo bezczelnym blagierem, albo osobistością niezwykłą.
Przychylał się raczej
do pierwszego wniosku. Niebawem osądzicie sami.***
Z dzieła McIntosha
wypadło bardzo wiele usunąć. Zwłaszcza w nagłówkach pełno niedorzeczności,
spisanych po grecku zostało skazanych na zupełną zagładę.
Jeżeli więc
kiedykolwiek ukaże się „Księga Matki Maturin” niech wszyscy wiedzą, że autorem
jej nie ja jestem, lecz McIntosh Jellaludin. Nie chcę, aby legenda
o „Szacie Olbrzyma” sprawdziła się na mojej osobie.
Przekład F.Chwaliboga
(1901 r.)
Opracowanie: Ar.
*** Kipling
rzeczywiście nosił się z zamiarem wydania powieści „Matka Maturin”.
Na drodze do
publikacji stanął jego ojciec. Rękopis liczący 200 str. zaginął...