sobota, lipca 20, 2019

Marian Jasieński o Kiplingu, 1897





RUDYARD KIPLING.

                                                       I
Zapoznawszy czytelników z osobą i dziełami znakomitego powieściopisarza, jakim jest Caine, zamierzam skreślić charakterystykę i rodzaj twór­czości Rudyarda Kiplinga*.

 Autor wielu znakomitych noweli i kilku powieści rozpoczął swój zawód literacki w młodym wieku, w ośmnastym bowiem roku życia, jako pomo­cnik redaktora Civil and Military Gazette w Lahorze, w Indyach. Od tego czasu datuje się jego twórczość jako nowellisty.

*) Kipling jest synem Jana Lockwooda Kiplinga, nauczyciela rysunków i malarstwa w wyższych zakładach naukowych w Bombay’u, a później w Lahorze. Rudyard ur. 1868 r. [sic!-Ar.] w Bombay’u.

Pierwsze prace jego, odrzucone przez redaktora lahorskiej gazety (jako utwory dziecięcej wyobraźni, nie za­ sługujące na umieszczenie w poważnem piśmie), drukowane były w codziennej gazecie Pioneer w Allahabadzie, pod­pisane inicyałami R. K.

Na żądanie redaktora tej anglo-indyjskiej gazety Kipling posyłał mu dosyć często swoje nowellki, drobne opowiadania i poezye. Gdy E. Kay Robinson, były po­mocnik redaktora Pioneer’a, objął redakcyę Lahorskiej gazety, przybył Kip­lingowi nowy bodziec do pisania, gdyż naczelnik jego nie podzielał opi­nii swego poprzednika i nietylko nie szczędził słów pochwały, ale wprost namawiał Kiplinga do wyjazdu natych­miastowego do Anglii, gdyż tam zdo­będzie i powodzenie i sławę. Kipling jednak nie dał się namówić i pozo­stał na swojem stanowisku. Obadwaj w krótkim czasie podnieśli poziom li­teracki gazety; z nędznego pisemka Civil and Military Gazette stała się najpoważniejszą i najbardziej czytaną ga­zetą w Indyach. Kipling, pomimo że spełniał pracę dziennikarską za czterech, znajdował jeszcze czas na pisanie no­well. Opowiadania jego i poezye, Departamental Ditties *), pozyskały w indyj­skich kołach towarzyskich uznanie i sławę.
W różnych pismach umieszczane nowelle wydał pod zbiorowym tytułem: Plain Tales from the Hills (Proste opowiadania z gór)

*) 1) Plain Tales from the Hills 2) Soldiers Three, Black and White, Story of the Gadsbys. 3) Life’s Handicap, being the story of mine own people. 4) Many Inventions. 5) Under the Deodars, the Phantom Rickshaw. 6) Wee Willie Winkie etc. 7) The Light that Failed. 8) The Jungle Book, illustrated. 9) The Second Jungle Book (Macmilan and Co. London). 10) The Naulakha (Heinemann Lon­ don) Poezye. 11) Barrack-Room Ballads wyd. 9-te. 12) The Seven Seas (Methuen, Co. Lon­ don). 13) Departmental Ditties.
Oto są mniejwięcej wszystkie dotychczas wydane dzieła Kipling’a.

W ciągu paru miesięcy książka ta doczekała się kilku wydań w Anglii i Ameryce i rozchwytano ją w mgnieniu oka. Autor, który dotych­czas zaledwie był znany w Indyach, dzięki swemu talentowi zyskał głośne imię, był na ustach wszystkich, zy­skał bez niczyjej pomocy powszechne uznanie i sławę. Indye, nie dotknięte literackiem piórem, przedstawiały bogate pole do działania. Literatura angielska obfitowała w dzieła, opisujące dzieje, miejscowości i podróże po Indyach, lecz nie miała żadnego pisarza, któryby od­tworzył życie Indyan i Anglików. Do­piero Kipling, odkrywszy to nieznane pole dla współczesnych autorów angiel­skich, obdarzony bystrą obserwacyą, nader bujną fantazyą i żywą wyobra­źnią, wprawdzie bez doświadczenia, umiał jednak wyzyskać swoje odkrycie. Za przedmiot do dzieł swoich wybrał opis życia garnizonowego urzędników cywilnych, zwyczaj  anglo - indyjskich i zwierzęta.

Cokolwiekby mówiono, Indyan za dzikich ludzi uważać nie można; zetknięcie się dawnej na tle buddyzmu cywilizacyi z europejską wy­wołało w sferach majętniejszych Indyan i wśród nawróconych chrześcijan reakcyę, nasuwającą tem bogatszy jeszcze materyał do szkiców i powieści. Kip­ling, czerpiąc stąd pełnemi garściami, stworzył nowy kierunek w literatu­rze i stał się niejako głową mło­dej szkoły powieściopisarzy (Crane, R. H. Davies). Dzieła jego nie są pozba­wione ostrej satyry na urzędników an­gielskich, na radżów; również dotknął w nich autor misye protestanckie, wy­kazując nieumiejętność, a nawet brak zdolności do nawracania u misyonarzy, którzy, raz nawróciwszy, nie wiedzą, co robić i jak postąpić z neofitami, tak, że często ci ostatni powracają do dawnej wiary.

Zachęcony powodzeniem Plain Tales, wydał Kipling w r. 1888 w Kalkucie zbiór poezyi pod tytułem Departmental Ditties (Pieśni z departamentu). Krytycy angielscy, prawie wszyscy bez wyjątku, zwrócili uwagę na talent popularnego autora, który stał się tak modnym, że do różnych „izmów“ przybył i „kiplingizm“.

Nagła taka popularność nie wywarła jednak złego wpływu na młodocianego autora, który sam spo­strzegł, że pomiędzy licznemi nowellami i opowiadaniami, wydanemi przez róż­nych angielskich i amerykańskich na­kładców, jest dużo utworów słabszych, nie licujących z jego sławą, więc w pó­źniejszych wydaniach je wycofał.

 Jakie Kipling zajął miejsce w li­teraturze angielskiej jako nowellista i powieściopisarz, trudno to jeszcze określić, gdyż każda praca jego daje dowody, że talent jego ciągle się rozwija i wzra­sta.

Podobnie, jak nasz wielki powieściopisarz Sienkiewicz, zaczął on od pi­sania nowell, które, zdaniem znakomi­tych krytyków oraz powieściopisarzy, A. Lang’a i H. James’a, nie mają w li­teraturze angielskiej nic sobie równego.

P. Lang w artykule The Roman Fashio­nable powiada:

„Gdy stracimy Indye, gdy tam, gdzie my rządziliśmy, kto in­ny rządzić będzie, gdy panowanie na­sze pójdzie śladem panowania Mogołów, przyszłe pokolenia nauczą się z dzieł Kipling’a, jakiemi były Indye za czasów panowania tam Anglii...

Było to prawdziwą niespodzianką dla naszej literatury czytać w kolumnach anglo-indyjskich dzienników małe ar­cydzieła w prozie i poezyi, utworzone ze wspaniałością iście monarszą. Z po­czątku zauważono, że są ładne; później o nich nie myślano, gdyż z przedmio­tem tym publiczność tak była obyta, że zaledwie zwróciła uwagę na żywość akcyi i lśniące barwy.

Tak było w Indyach. Gdy jednak dzieła Kipling’a ukazały się w Anglii, osoby, które je przeczytały, nie wątpiły, że to będzie początkiem nowej ery literackiej, — te dzieła bowiem odznaczały się oryginal­nością, kolorytem, różnorodnością i za­pachem Wschodu. Nic też niema dzi­wnego, że sława Kipling’a wzrosła nie mniej szybko, jak cudowne drzewo chle­bowe czarodziejów.

— W dalszym ciągu powiada p. Lang, że Kipling’a zaliczyć należy do romantyków, pomimo, że tu i ówdzie można spotkać u niego ustępy o cechach realistycznych. Dalej zaś kry­tyk mówi: „Tyle on widział w życiu i tyle ma do opowiadania, że nie potrzebuje używać mikroskopu dla analizy reali­stycznej; woli on szukać nowych królestw, niż budować domy z błota“. Po przytoczeniu powyższej krytyki przyszła mi myśl porównania Kipling’a ze znanym i u nas Dickens’em, którego talent jest mu pokrewny.

Kipling, również jak Dickens, zaczął od pisania krótkich, często zabawnych opowiadań. Z prac jego wieje wiosenna świeżość, naturalność, swoboda i łatwość opowia­dania — bogaty materyał na autora dra­matycznego. Tak jak autor Pickwick Klubu, posiada Kipling natchnienie poe­tyckie i żywość uczucia, — umie wlewać życie nietylko w naturę, lecz nawet w przedmioty martwe,—przy tem posiada w wysokim stopniu rozwinięty dar obserwacyi i błyszczący dowcip. 

Każda pra­wie jego nowella to skończony obrazek, godny pendzla Tycyana. Dzieła jednak Dickens’a pisane są stylem górnolotnym, a nawet egzaltowanym, — tymczasem styl Kipling’a jest mniej wyszukany, bez pozowania i bardziej odpowiedni dzisiej­szym wymaganiom. Autor Pickwicka miał niezrównany dar opisywania, — Kipling nie ustępuje mu pod tym wzglę­dem. W kilku słowach umie on na­ szkicować miejscowość, w której akcya toczyć się będzie,—potrafi wyzyskać na­wet atmosferyczne wpływy dla podnie­sienia i uwydatnienia samego opowia­dania, którego treść łączy z opisem miejscowości w jednolitą całość.

W nowelli False Dawn opisuje piknik pod gołem niebem gorącej nocy indyjskiej w ten sposób:

Spotkaliśmy się na polu manewrów o dzie­siątej godzinie wieczorem. Noc była okropnie duszna. Konie potniały, idąc nawet stępa. Było tu jednak lepiej, niż w naszych ciem­nych mieszkaniach . . . Podążaliśmy wolno. Zbliżała się już północ, gdyśmy dotarli do starej, położonej naprzeciwko stawu mogiły, o rozwalonych murach, w opuszczonych ogro­dach, do których zwykliśmy chodzić jeść i pić. Byłem jednym z ostatnich, a zanim wszedłem do ogrodu , zauważyłem, że hory­zont z północnej strony pokryła lekka chmura w formie pióra brudnego koloru. I niktby mi nie pochwalił niepokojenia wesołości tak dobrze urządzonego pikniku, a burza piasczysta niewiele złego robi... Rozmawialiśmy, podzieleni na grupy albo wszyscy razem, rozłożeni pod drzewami. Róże, spieczone przez słońce, spadały nam na nogi... Powietrze było coraz gorętsze. Wydawało się, iż nikt nie zauważył zmiany, dopóki księżyc nie zni­knął , a wiatr gwałtowny zaczął poruszać drzewa pomarańczowe z hukiem, podobnym do morskiego szumu. I, zanim opatrzyliśmy się, co nam zagraża, chmura piasku nale­ ciała na nas; wszystko pogrążone było w ciem­ności wśród huku i wiru... Trochę pozostają­cego światła zgasło; nie widać było ręki, zbli­żonej do twarzy. Powietrze stało się ciężkie wskutek pyłu i piasku, uniesionego wiatrem z łożyska strumienia; piasek ten napełniał trzewiki i kieszenie, wciskał się za szyję, po­krywał brwi i wąsy. My wszyscy, zmieszani, staliśmy obok drżących koni; pioruny ude­rzały ponad naszemi głowami, a błyskawice ukazywały się ze wszystkich stron naraz, jak woda ze śluzy. Dopóki koni strach nie ogar­nął, nie było najmniejszej obawy; stałem z gło­wą spuszczoną, plecami zwrócony do wiatru, z rękami na ustach, słuchając uderzania drzewa o drzewo. Wspaniały to był huragan! Zdawało się, że wiatr podnosi ziemię i rzuca wielkie jej bryły na przeciwną stronę; i buchało z ziemi gorąco, jak żar w dniu sądu ostatecznego.
Po pierwszej pół-godzinie nastąpił lekki spokój. Usłyszałem nieopodal ucha mego cichy głos zrozpaczony, mówiący do siebie cicho i spokojnie, na podobieństwo zbłąkanej duszy, przelatującej z prądem wiatru: „O, mój wielki Boże...“ Wtem przerażająca błyskawica rozdarła niebo od końca do końca, jak gdyby to już był koniec świata; wszystkie kobiety krzy­knęły. W chwile potem uczułem męska rękę, opartą na mojem ramieniu, i usłyszałem Saumareza, żałośnie mówiącego mi do ucha...

Talent opisowy Kipling’a we wszyst­kich późniejszych pracach, nie zmienia­jąc istotnej właściwości stylu, ciągle się rozwija. Łączy on w jedno ludzi i na­turę, wcale nie idealizując, — wszystko przedstawia w prawdziwem świetle; w opi­sach jest realistą zupełnym. W każdym razie, pomimo całego realizmu, nic w jego opowiadaniu niema odrażającego. Prace jego czynią wrażenie, jakby au­tor stracił już wszystkie illuzye, i niktby nie uwierzył, że to pióro młode­go, niedoświadczonego człowieka, — tyle w nich satyry na życie, które doskonale poznał; przytem gdzieniegdzie spotkać można żart, który wywołuje na usta czytelników shocking.

Dodam jeszcze słów kilka w kwestyi mego porównania Kipling’a z Dickens’em. Bohaterów do swych powie­ści i obrazków Kipling bierze z życia; są to ludzie zwyczajni: Indyanie, żoł­nierze, dzieci, mający tak wady jako też i zalety przeciętnych ludzi. Autor opisuje ich z niesłychaną prawdą ży­ciową. Wyjąwszy kilka typów dziecinnych i żołnierskich, inne nie pozostają w pamięci czytelnika, jak bohaterowie powieści Dickens’a, którego główne osoby są zwykle typowymi dziwakami i wskutek umysłowych ułomności nie mogą postępować inaczej, jak postę­pują , i dlatego łatwiej w pamięci się utrwalają. Kipling, tak samo jak Di­ckens, umie zmusić czytelnika do śmie­chu i płaczu, nigdy jednak nie jest zanadto czułostkowy, — nawet w naj­bardziej tragicznych ustępach potrafi odnaleźć stronę zabawną, i wydaje się, jak gdyby autor stał wyżej od wszyst­kich nędz natury ludzkiej. 

Podobnie jak Dickens i bardzo wielu powieściopisarzy angielskich, Kipling lubi opo­wiadać o waryatach, o ludziach, dzia­łających pod wpływem hysteryi, tak, że czytelnik nie wie, czy to rzeczywiste, czy zmyślone postacie. W The Phantom Rickshaw we wstępie autor zapowiada, że nie są to dzieje błąkających się dusz, lecz zbiór faktów nierozjaśnionych. Czytając książkę powyższą, chwilami czytelnik zostaje przejęty strachem i za­pomina, na jakim znajduje się świecie.

Opowiadania te napisane są z wielką siłą dramatyczną i obfitują w liczne zwro­ty, godne pióra Shakespeare’a, — tyle w nich ironii i patosu. Szkoda jednak, że autor posługuje się dowcipem, nie harmonizującym z tragicznym charakterem opowiadania; sceny komiczne prawie wszędzie są połączone z drama­tycznemi przejściami. 

Zanim zakończę ogólną charaktery­stykę dzieł Kipling’a, dodam, że on pierwszy za przedmiot swych opowiadań wziął żołnierzy, z którymi zapoznał angielską publiczność, przedstawiając ich ze wszystkiemi zaletami i wadami. Zwykli szeregowcy, jakoteż i dzieci, któ­rym cały szereg noweli poświęcił, na­leżą do jego najgenialniejszych typów i charakterów. We wszystkich jego pracach portrety rażonych słońcem, chorych na febrę, opisy okropnych no­cy indyjskich skreślone są sposobem realistycznym w połączeniu z cyni­zmem , który jednak odczuwa dolegli­wości życia. Dla zebrania materyałów do przyszłych swych utworów Kipling wiele podróżował, — między innemi zwie­dził Australię i kilkakrotnie był w Ame­ryce.

 Ażeby dać pojęcie, jakiego rodzaju człowiekiem jest Kipling, wspomnę, że, gdy gazeta New York World ofiarowywała mu po cztery szylingi za słowo (cenę na­wet na angielsko-amerykańskie stosunki bardzo wysoką) za napisanie artykułu „Dlaczego Ameryka nie może zdobyć Anglii“, Kipling odmówił, gdyż, zda­niem jego, Anglik nie powinien rozprawiać nad siłą i zdradzać słabych stron swej ojczyzny, — takie wiadomo­ści nie są na sprzedaż.

                                                      II

Pierwszą pracą Kipling’a (poezye, jako nie wchodzące w zakres tego stu­dyum, pomijam) była Plain Tales, z któ­rej kilka nowell zostało przełożonych na język polski. Książka ta jest zbio­rem drobnych, zaledwie parę kartek liczących nowell.

Pierwsza z nich Lispeth (w języku Pahari oznacza Elżbietę). Indyanka, w dzieciństwie nawrócona na chrześcijanizm, wychowywana była przez misyonarza anglikańskiego. Mając lat siedmnaście, „prześliczną była dziewczyną; już bo kiedy Indyanka jest ładna, nie żal naprawdę nałożyć piętnaście mil drogi, ażeby ją zobaczyć^". Lispeth miała rysy greckie, tak chętnie malo­wane przez malarzy. Niecierpiana była przez swych współziomków dlatego, że została Memsahib, to jest damą angiel­ską, i że się codziennie myła.
Żona misyonarza nie wiedziała, co z nią robić i do jakiej pracy użyć, dziewczyna więc ba­ wiła się z dziećmi, czytała książki i chodziła na dalekie spacery. Raz, wraca­jąc z przechadzki, przywiodła rannego mężczyznę i powiedziała: „Oto mój mąż; gdy wyzdrowieje, ja go zaślubię“. Gdy ranny Anglik przyszedł do zdro­wia, za namową żony kapelana angli­kańskiego oświadczył Lispeth, że ją opuszcza, ale powróci, ażeby się z nią ożenić. Ona go opłakiwała, pocieszając się nadzieją szybkiego powrotu. W końcu żona misyonarza wyznała tajemnicę, a Lispeth, oburzona kłamstwem, opuściła swoich opiekunów i poszła w gó­ry, a połączywszy się tam ze swymi rodakami, wróciła do wiary ojców.

Charakter góralski Lispeth nakre­ślony jest z wielką delikatnością i ce­chą prawdy. W powyżej wymienionej nowelli dotknął autor misyonarzy, ale w takiej formie, że nikt nie mógł mu na to odpowiedzieć, ani też zarzucić nieprawdy. Zresztą z tej, jako i z innych nowell widać, że dla autora, który znaczną część życia swego spędził w In­dyach, nie istnieją tajemnice bytu i prze­sądów indyjskich. Kipling zadziwia swą znajomością charakteru Indyan.

Niektóre opowiadania Kipling’a ob­fitują w ciekawe etnologiczne szczegóły. W „Domu Suddhoo“ pewien szlifierz codziennie odbiera depesze z Peszawuru, donoszące o przebiegu choroby syna sta­rego swego przyjaciela, Suddhoo, w któ­rego wmawia, że wiadomości te posiada od swego ducha familijnego, i za udzielanie ich Suddhoo musi drogo płacić szlifierzowi. Oto, w jaki sposób autor opowiada przygotowanie się szlifierza do wywoływania duchów:

Leżał na brzuchu z rękami skrzyżowanemi na plecach, tak jak gdyby go kto związał; głowa jego i szyja były to jedyne części, wysta­jące ponad podłogą i tworzące kąt prosty z cia­łem, na podobieństwo głowy kobry, gotowej się rzucić. Okropny był widok! Po środku pokoju, na gołej ziemi, naokoło wielkiego bronzowego basenu, w którym pływało blade niebieskawo-zielone światełko, podobne do nocnej lampy, człowiek ten przeczołgał się trzy razy. W jaki sposób to uczynił, nie umiał­ bym powiedzieć. Widziałem, jak muskuły na jego plecach podnosiły się i kurczyły, lecz tylko tyle... Okropne! Istota ta czołgała się bez hałasu; wszystko trwało dziesięć minut. Uczułem, ze włosy mi powstają na głowie, i serce zaczęło uderzać pośpieszniej. Na szczę­ście szlifierz się zdradził, i to mię uspokoiło: podniósł głowę tak wysoko, jak mógł, i bły­snął ogniem z nozdrzy. To i jabym potrafił uczynić. Później głowa zaczęła mówić o synie Soddhoo!

Nie potrzebuję dodawać, że Indyanin (a znani są oni jako znakomici sztukmistrze) był brzuchomówcą, zaś wszystkie te przygotowania służyły tyl­ko do pokrycia oszustwa.

 „Proste opowiadania z gór“, ma­jące przeszło czterysta stronic, skła­dają się po większej części z nowell, a raczej satyr w prozie na wyższych urzędników angielskich cywilnych i woj­skowych.

Simla, ta letnia rezydencya wice-króla, a zarazem główny obóz wojsk angielskich w północnych Indyach, i li­czne posterunki wojskowe, porozrzucane daleko jedne od drugich, służyły Kipling’owi za tło do opowiadań. Widać, że bystrej obserwacyi autora nie uszedł ża­den wybitny szczegół, dodatni czy też ujemny, z życia tamtejszych mieszkań­ców.

Opowiada on na przykład, że w obwodzie Howli Thana komisarz po­licyjny, zwany przez tuziemców Yunkum Sahib (pan tygrys), mający zwyczaj odwiedząc niespodzianie posterunki poli­cyjne, jednego razu na „dyabelskim ko­niu “ (tak nazywali Indyanie trycykl) przybywszy do biura, zastał wszystkich policyantów śpiących. Zabrał więc re­gestry, jakoteż i sześć karabinów żoł­nierzy policyjnych. Havildar (podoficer), sądząc, że tego figla spłatali mu zło­dzieje, zarzyna kozła, krwią jego skrapia mundur swój i agentów policyjnych, wyłamuje drzwi i okna w budynku policyjnym, a lekko pokaleczywszy twarze swoich podwładnych, posyła do naczel­nika z doniesieniem o napadzie, sam zaś aresztuje kilku włościan i udaje się z nimi tamże. Po otrzymaniu raportu Yunkum Sahib każę havildarowi i jego podko­mendnym przysiądz, że prawdę mówią, poczem otwiera drzwi do pokoju i pokazu­je regestr i karabiny, stojące pod ścianą. Widząc to, podoficer padł mu do nóg, prosząc o przebaczenie, a agenci uciekli.

 Jakie są stosunki w Indyach, doskonale rozjaśnia tragiczny epizod pod tytułem The Recrudescence of Imray *).

*) W niektórych wydaniach dzieł Kipling’a nowella ta znajduje się w Life’s Handicap.

Młody oficer angielski zapowiedział w klubie, ze zniknie z oczu, tak, ze go nikt nie znajdzie w ciągu dni kilku. Nazajutrz ani w biurze, ani w domu, nigdzie, pomimo ścisłych poszukiwań, znaleźć go nie było można. W trzy czy cztery miesiące później komisarz policyi, Strickland, zajął dom, w któ­rym mieszkał oficer. Kipling przyje­chał do niego w odwiedziny. Po obiedzie rozmawiał ze Strickland’em, który się dziwił, że pies jego, Tietjens, nie chciał nigdy spać w domu. Dwa węże unosiły się nad ich głowami. (Sufit, jak we wszystkich domach indyjskich, był płócienny.) W pogoni za wężami Strick­land natrafił na jakąś wielką pakę, która za dotknięciem osunęła się z belki na płótno i, rozdarłszy je, spadła do pokoju. Otworzywszy pakę, poznali, że były to szczątki zabitego Imray’a. We­zwany służący Strickland’a, zapytany, jak dawno służy u niego, odpowiedział, że od wyjazdu Imray’a do Europy, a na pytanie, czy chciałby znowu słu­żyć u dawnego swego pana, odpowie­ dział : „I owszem, bo to bardzo dobry pan“. Strickland oświadczył mu wte­dy, że będzie powieszony za zabójstwo Imray’a. Służący przyznał się i prosił sahiba, ażeby wziął pod uwagę, że za­bił on Imray’a dlatego jedynie, iż ten ostatni położył rękę na głowie jego czteroletniego dziecka, które wskutek tego w ciągu dziesięciu dni umarło. W chwili, kiedy go agenci poli­cyjni aresztowali, chwyta małego węża i oświadcza, że już go należy uważać za człowieka umarłego.
Pochodzę z rodziny właścicieli; szubie­nica byłaby dla mnie ubliżeniem, — wybrałem tę drogę. Niech wiedzą, że wszystkie koszule pana są w porządku i jest jeden kawałek mydła więcej w mydelniczce. Memu dziecku urzeczone: zabiłem czarownika! Mój honor ocalony i... umieram!

Treść kilku innych nowell , w któ­rych autor przedstawia antagonizm dwóch ras, poświęcona jest wierności i przywiązaniu służących Indyan-mahometan, którzy jedni mają prawo okra­dać swych panów. W niektórych nowellach Kipling wyszydza radżów i podnosi bohaterstwo żołnierzy Sepoi i Gurkhów.

Do najwdzięczniejszych jego noweli na­ leżą te, w których zamieszcza opisy dzieci. Cała kollekcya tych przewybornych, a może jedynych w literaturze angielskiej typów jest w Plain Tales. W opowiadaniach tych dwie postacie za­ sługują na szczególniejszą uwagę: Muhammed-Din, syn służącego Kipling’a, mały, trzy- czy czteroletni dzieciak, któ­ry jest bohaterem jednej z nowell Kipling’a; opisuje w niej autor, jak mały Din przepędzał czas na budowaniu pałaców z piasku i cegły, a później opłakuje śmierć jego.

Drugiem typowem dzie­ckiem jest Tod, bawiący się w Simli ze swoją kozą, która nieraz uciekała przed nim na gazon pałacowy wice­ króla. W czasie, kiedy wielka rada państwa była na posiedzeniu, Tod przez okno wzywał radców, ażeby przyszli pomódz mu złapać kozę Moti. W chwilę potem można było oglądać nie­zwyczajne widowisko: sędzia, członek rady i jeden z generał-gubernatorów pod okiem główno-dowodzącego i wice-króla pomagali małemu chłopcu, ubranemu po marynarsko, bardzo brudnemu i z rozrzuconemi włosami, ułaskawić rozbrykaną i niespokojną kozę, zmu­szając zwierzę do powrotu na właściwą drogę. Tod, tryumfujący, powróciwszy do domu, opo­wiedział matce, że wszyscy panowie radcy pomagali mu pochwycić Moti. Matka zgniewała się bardzo na niego za przeszkadzanie funkcyom zarządu państwa. Nazajutrz mały Tod, spotkawszy jednego z członków rady, uprzejmie obiecał mu pomódz, jeśli kiedy wypadnie potrzeba złapania jego kozy.

We wspomnianem dziele jest kilka doskonale skreślonych tragicznych i smu­tnych opowiadań. Widać z nich, że au­tor, nie będąc sentymentalny, jest uczu­ciowy i posiada żyłkę dramatyczną. Do takich utworów należy „ Chłopiec “ (The Boy) *).
* W zbiorowem wydaniu dzieł Kipling’a nowella ta zakończa tomik Life’s Handicap.

Cały ten zbiór opowiadań zamyka  At the End of the Passage. Poświęcenie, odgrywające główną rolę w tej nowelli, graniczy z bohaterstwem. Pewien urzędnik, nazwiskiem Hummil, którego zdrowie zostało nadwyrężone ciężką pracą, nie chce wyjechać na urlop z przyczyny, iż ten, któryby go zastąpił, obarczony jest liczną rodziną, potrzebującą dla zdrowia górskiego po­wietrza Simli; pracuje więc dalej na swojem miejscu, lecz wskutek rozstroju nerwowego, którego nawet zastrzykiwanie morfiny nie może uśmierzyć, w strasznym przystępie obłędu umiera.


Nowella ta, jak prawie wszystkie w Plain Tales, jest napisana po mistrzowsku, z melancholią przejmującą, a miejscami do łez wzrusza. Żałuję bardzo, że nie mogę dla braku miejsca więcej o tej książce napisać, mając jeszcze do stre­szczenia sześć czy siedm dzieł jego. Plain Tales i Life’s Handicap, oraz Sol­diers Three są bezwarunkowo najlepszemi dziełami Kipling’a.

                                                         III

 The Story of the Gadsbys jest to coś w rodzaju powieści albo komedyi, za­prawionej humorem, graniczącym z bufonadą, przeplatanej gdzieniegdzie ustę­pami patetycznymi. Książka ta napisana w formie dyalogu w ośmiu rozdziałach. Przedmiotem jej jest życie kapitana Gadsby, który się żeni z Minnie Threegan, mając przedtem romans z panią Herriot.
Forma utworu bardzo słaba, pomimo, że obfituje w sceny, opisane w dowcipny i kostyczny sposób, — na przykład opis miesiąca miodowego i choroby żony, podany w rozmowie z panią Herriott, który jednak jest nietylko realistyczny, lecz w wysokim stopniu cyniczny i robi przykre wra­żenie. Sens moralny tych dyalogów taki, że, chcąc być dobrym oficerem, nigdy nie należy się żenić.

Jednakże Story of the Gadsbys posiada tę zaletę, że lepiej, niż w innych dziełach Kipling’a, uwy­datnia się znajomość charakteru ko­biet i bystrość obserwacyi, dochodzą­ca do odgadywania myśli kobiecych.
Szczególniej doskonale jest skreślona scena w czasie obiadu, gdy kapitan uwiadamia panią Herriott, że się żeni i że odtąd, prócz przyjaźni, wszystkie inne stosunki pomiędzy niemi powinny ustać,—oraz scena rozpaczy pani Gadsby po stracie dziecka. W przedostatniej sce­nie autor dla podniesienia akcyi opisuje, jak kapitan Gadsby wskutek wiel­kiego wzruszenia, spowodowanego cho­robą żony i śmiercią dziecka, jąka się i wymawia literę m przez b, a przyja­ciel jego, kapitan Mafflin, również bę­dąc rozczulony, jąka się i n przez d wymawia. Na scenie teatru dyalog ten, pomimo samej tragicznej treści, byłby nadzwyczaj komiczny, lecz na czytelniku nie robi wrażenia.

 Zbiór noweli Wee Willie Winkie, któ­ry wraz z Plain Tales
 i Life’s Handicap słusznie jest uważany za najlepsze ze wszystkich dotychczas napisanych dzieł Kipling’a, składa się z czterech noweli, poświęconych opisom dzieci.

W pierw­szej, daje nam au­tor nowy typ dziecka, tym razem angielskiego. Mały Winkie,  (Child of  the Dominant Race /Dziecię rasy panującej),  jedzie na swym kucyku za Miss Allardyce, którą na­pada banda górskich rozbójników; na widok tego nasz sześcioletni bohater zbliża się do największego i najokropniej­szego z nich i z dziecinnem oburze­niem woła:
 „Wy, czarni ludzie, śmiecie przerażać Miss Sahib? idźcie precz!“

Treścią opowiadania Baa-Baa-Black Sheep (Baa, baa czarna owca) są dzieci anglo-indyjskich rodziców. Punch i Ju­dy zostają odesłani z Indyj do Anglii i tam wychowują się pod opieką okrutnej Antirosy.
[w oryg. Aunty Rosa- Ar.] Jest to alluzya do ogól­nie przyjętego zwyczaju odsyłania do Anglii na wychowanie swych dzieci przez angielskich urzędników w In­dyach. Biedne dzieci dostają się nie­kiedy pod opiekę takich potworów, jak Antirosa. Jest ona jedną z dość licznych, niestety, przedstawicielek wychowaw­czyń, których całą ohydę postępowa­nia , wpływającą nietylko na zdrowie i naukę, lecz na charakter i moralność powierzonych im dzieci, umiał Kipling dobrze przedstawić.

His Majesty the King jest przejmującem opowiadaniem, w którem autor wy­kazuje przenikliwość dziecinnego umy­słu.

A jednak, pomimo, że te wszystkie opowiadania są dobre, ostatnie, The Drums of the Fore and Aft (Dobosze Fore i Aft), odznacza się nietylko pod względem oryginalności kreacyi, ale także genialnem wykonaniem, i bezwarunkowo nowellę tę zaliczyć należy do dzieł, które stanowić będą podstawę do oceny ta­lentu i twórczości Kipling’a.

Autor ze zwykłą sobie łatwością pisania opo­wiada nam dzieje dwóch młodych, czternasto-letnich doboszów, Lewa i Jakina.
Z uliczników londyńskich zostali oni zwerbowani do pułku
 „Fore and Aft“. Pułk konsystował w Indyach i miał wyruszyć na wojnę z Afganami. Na­szych bohaterów zamierzano pozostawić w depo, lecz na usilne ich prośby puł­kownik pozwolił im podążać wraz z puł­kiem na wojnę. W jednej z bitew, stoczonych w wąwozach Afganistanu, pułk, za wcześnie puszczony do ataku, cofa się; tylko mali dobosze pozostają w dolinie, ze wszech stron otoczonej górami, na których stoją z jednej strony wojska afgańskie, z drugiej pułki an­gielskie Sepoi, Gurkhów i regularnej armii.

 Jakin, oburzony ucieczką wojska, odgraża się „tym szatanom, tym tchó­rzom, którzy w tak nikczemny sposób uciekli”; Lew pije rum z pozostawio­nej manierki i zachęca towarzysza, aby pił, mówiąc: „Zaraz oni tu wró­cą”. Potem bierze piszczałkę do ręki, towarzyszowi zaś podaje bęben, i gra­ją marsza pułkowego „British Grena­dier’s”.
Jakin bił w bęben jak opętany; jedyna piszczałka wydawała głos płaczliwy i żałosny, który rozchodził się daleko, aż do Gurkhów. „Idź, ty, mały ladaco! — mruczał Lew do sie­bie; — mamyż tu grać wiekuiście?” I szedł prosto, maszerując bardziej sztywnie niż kiedykolwiekbądź to czynił w czasie parady. Wśród cierpkich żartów oddalonej zgrai stara melodya liniowego pułku rozlegała się wrza­skliwym i hałaśliwym głosem. Z daleka od Gurkhów dolatywały oklaski i okrzyki highlanderów, lecz ani Brytowie, ani Afganowie nie strzelali.

Some talk of Alexander
And some of Hercules
Of Hector and Lysander
 And such great names as these.
(Jedni mówili o Aleksandrze,
Drudzy zaś o Herkulesie, O Hektorze i Lysandrze
I o podobnych wielkich imionach, jak te).

Dwaj mali czerwoni ulicznicy posuwali się naprzód, równolegle do nieprzyjacielskie­go frontu.

But of all the world’s great heroes
There’s none that can compare
With a tow-row-row-row-row-row-row
To the British Grenadier.
(Lecz ze wszystkich wielkich świata bohaterów
Żadnego niema, któryby mógł być porównany
Z to-rro-rro-rro-rro-rro-rro
Brytyjskich grenadyerów).

Żołnierze „Fore and Aft“ w zwartych szeregach stali u wejścia do równiny. Bryga­dyer, na wzgórzu stojący, oniemiał ze wście­kłości. Dotąd nie było żadnego ruchu ze strony nieprzyjaciela. Dzień przechodził na pilnowa­niu dzieci. Jakin sie zatrzymał i zaczął bębnić do apelu; piszczałka wydawała głos rozpaczli­wy.
„Na prawo zwrot! front! Trzymaj się pro­sto! Lew, jesteś pijany!“ —wykrzyknął Jakin. Zawrócili się i poszli.

The heroes of antiquity Ne'er
Saw a cannon ball
Nor knew the force o' powder.
(Starożytni bohaterzy
Nigdy nie widzieli kul działowych,
 Ani nie znali siły prochu).

„Wracają! — rzekł Jakin; — dalej Lew!” „Fore and Aft” spuszczał się na dolinę. Co oficerowie mówili do żołnierzy w tym czasie wstydu i poniżenia, tego nikt wiedzieć nie mo­że, gdyż o tem ani oficerowie, ani żołnierze teraz mówić nie będą.
„Już powracają!” — wykrzyknął jakiś kapłan z pomiędzy Afganów.— „Nie zabijajcie chłopców! pochwyćcie ich żywymi i niech zostaną naszej wiary!” Lecz pierwsze już strzały padły i Lew upadł twarzą na ziemię; Jakin stał przez chwilę, po chwili zatoczył się w koło i również się zwalił.

Opis bohaterskiej śmierci tych lon­dyńskich uliczników, z którym w przekładzie zaznajomiłem czytelników, w ory­ginale jest z taką siłą napisany, że nie­wiele jest osób, któreby nie płakały, czytając go. Poprzedził go autor opisem bitwy, zakończył zaś atakiem pułku „Fore and Aft“, który pomścił śmierć bohaterską swych doboszów. Pomimo to ranny Highlander nic z tchórzami nie chce mieć wspólnego i woli pić wodę z ma­nierki dzielnego Gurkhi, niż z ofiaro­wanej przez podoficera „Fore and Aft“, ten zaś ostatni odchodzi smutny i niejako przyznaje Szkotowi słuszność.

 Tem au­tor zaakcentował braterstwo indyjskich i szkockich żołnierzy i uwydatnił za­lety wojska swej ojczyzny.

Nowella ta, tak pod względem formy i stylu, jakoteż i wykonania, jest arcy­dziełem. Przebija się w niej więcej niż w innych indywidualność autora, oraz odczuwa się w niej jego serce, umiejące należycie ocenić zasługi.
                                                      IV

O ile powyższy tomik ogólną po­siada sympatyę, o tyle razi zbiór noweli Under the Deodars (Pod Deodarami *).
*) W nowszych wydaniach dzieł Kipling’a zbiór ten, złożony z 6 noweli, znajduje się w książce p. t. „Wee Willie Winkie“ etc

Główną rolę w tem dziełku odgrywają kobiety „drugorzędne jak się w jednej nowelli autor wyraża, „second rate“. Rzeczywiście opowiadania o kobietach drugorzędnych, a nawet podrzędnych, i o mężczyznach, grających z niemi siódmem przykazaniem w tennis, zapeł­niają to dzieło. Sąd kryminalny i rozwo­dowy posiada licznych klientów i klientki w bohaterach i bohaterkach tej książki. Autor wprawdzie ma pole do popisu ze swym zgryźliwym a niekiedy cynicznym dowcipem, lecz z całej tej książki, po­mimo, że jest z talentem napisana, jedna tylko nowella, Only a Subaltern, z przy­jemnością się czyta i niejako zaciera niemiłe wrażenie poprzednich.

Do najcenniejszych dzieł Kipling’a należy Life’s Handicap, Being Stories of Mine Own People (Życia przeszkody, Opo­wiadania o moim własnym ludzie). Książ­ka ta składa się z licznych nowell, napisanych już po „Prostych Opowiada­niach”. Cecha i indywidualność autora pozostają te same; widać tylko, że au­tor nabrał większej wprawy w tworze­niu, i całe to dzieło bez wyjątku sta­nowi jedną z najwybitniejszych prac Kipling’a. Czem dla naszej literatury są nowelle Sienkiewicza, któremu u nas nie­wielu dorównało, a już nikt go nie prze­wyższył, — tem dla angielskiej są i będą „Życia przeszkody”.

We wstę­pie wyżej wymienionego dzieła opowia­da autor, że, zwiedzając w Indyach północnych klasztor buddyjski Chubara, zaprzyjaźnił się z fakirem, który przez trzy czwarte wieku błądził po kraju, zabawiając lud swemi bajkami, a na starość, chcąc zażyć spokoju, przy­szedł do tego klasztoru. Gobind był prawie zupełnie ślepy, całą twarz miał pokrytą niezliczoną ilością zmarszczek i pomimo podeszłego wieku miał umysł czynny. Opowiadał on Kipling’owi swe dzieje głosem, przypominającym turkot dział, przewożonych przez most dre­wniany. Jak powiada Kipling, dzieje te były prawdziwe, a jednak nie­wiele z nich mógłby wydać w języku angielskim, gdyż Anglicy inaczej my­ślą, niż Indyanie. Zwracał on uwagę na przedmioty, na które w Anglii nie uważanoby. Cała przepaść przekonań dzieli Europejczyków od mieszkańców Hindostanu. Gobind pytał Rudyarda Kipling’a, czem on zarabia na chleb powszedni.
„Jestem — odpowiedział mu Kipling — ,kierani, to jest takim, który pisze piórem po papierze, nie będąc na służbie rządowej “.
„Cóż więc piszesz? Chodź bliżej; nie mogę zauważyć twej
twarzy, a słońce się zniża“.
— „Pi­szę o rzeczach, które rozumiem, i czasem o tych, których nie rozumiem. Piszę, przedstawiając życie i śmierć, piszę o mężczyznach, o kobietach, o miłości i o przeznaczeniu, w miarę moich zdolności opowiadając historyę swą przez usta jednej, dwóch i więcej osób. Później za ła­ską Bożą opowiadania moje sprzedaję, biorąc za nie pieniądze, z których utrzymuję się przy życiu“.
— „To tak — rzekł Gobind, — to jest robota opowiadacza na rynku, z tą tylko różnicą, że, zamiast pisać, mówi on wprost do mężczyzn i kobiet. Tylko, gdy opo­wiadanie rozbudziło ciekawość i nieszczęścia mają spaść na ludzi cnotliwych, on raptownie zatrzymuje się i prosi, żeby mu zapłacić, za­ nim skończy.
Czy i w twoim zawodzie jest tak samo, mój synu?“
—„Słyszałem i ja o podo­bnych rzeczach; jeżeli historya jest bardzo długa, to sprzedaje się ją, jak ogórek ’), małemi cząsteczkami".
*) Ogórki chińskie są bardzo wielkie.
W dalszym ciągu rozmowy na skar­gę Kipling’a, że starym baśniom słu­chacze nie chcą dać wiary, fakir odpowiada, że każda historya tyle czasu jest prawdziwa, jak długo trwa.

„Pan Bóg stworzył dużo głów, ale wszy­scy jedno mają serce, wszyscy ludzie w stosunku do baśni są dziećmi. Opowiadaj im i o tem, co sam widziałeś, i co oni widzieli; mów później o rzeczach , które sam widzia­łeś, a oni słyszeli. Ponieważ są dziećmi, mów o bitwach, królach, koniach, szatanach, sło­niach , aniołach, lecz nie zapominaj wspo­mnieć o miłości i jej podobnych rzeczach.“

Autor skorzystał z tej rady, jak sam przyznaje, i widać to w powyższem dziele. Bawi on swego czytelnika, opo­wiadając w sposób komiczny o żo­nach żołnierzy, o służbie, o waleczno­ści i poświęceniu, lecz nie zapomina o tem, że książka powinna nauczać; w każdej też nowelli wytyka strony ujemne życia, a podnosi dodatnie. Każde zdarzenie z życia indyjskiego przedsta­wia dla jego pomysłowości temat do nowelli; niema też rzeczy, którejby nie dotknął.

Nowella The Man who was (Czło­wiek, który był) naszkicowana jest bar­dzo realistycznie; bohaterem tego opo­ wiadania jest Dirkowicz, a rzecz dzieje się na Syberyi. [sic!-Ar.]

Nowelle On Greenhow hill (Na wzgórzu Greenhow) i Without Benefit of Clergy (Bez zysku dla ducho­wieństwa) napisane są tak dramatycznym i patetycznym stylem, że pobu­dzają czytelnika do płaczu, — nowelle zaś The Mutiny of Maverick’s i Namgay Doola, przeciwnie, zmuszają do śmiechu. W pierwszej z nich autor bardzo ko­micznie skreśla spisek Fenianów, którzy chcieli przeciągnąć na swą stronę woj­ska królewskie w Indyach. Mulcahy, posłany przez nich z San-Francisco, próbuje zjednać żołnierzy dla strony spiskowców, ale to mu się nie udaje. Wszystko to opowiedziane jest stylem pół sery o, napół komicznym.

W Namgay Doola wykazuje autor cechę charakteru irlandzkiego, która nawet przechodzi do dalszych pokoleń. Namgay odmawia jednemu z władców himalajskich płacenia daniny. Jest on w rzeczywistości synem Tim Doolana, byłego urzędnika Wschodniej Indyjskiej Kampanii. Przejąwszy mowę i zwyczaje miejscowe, zatrzymał właściwości swego pochodzenia. Wyborne jest rozwiązanie tego opowiadania: Jak ludzie powia­dają, Namgay nożem odciął ogon kro­wie, należącej do wieśniaka o króliczej twarzy. Było to przestępstwo przeciwko świętej krowie, państwo  więc żądało jego krwi. Namgay zamknął się w swo­jej chacie, zabarykadowawszy kamie­niami drzwi i okna.

„Król, ja i ludność zbliżyła się ostrożnie do chaty. Nie było nadziei ujęcia tego czło­wieka bez utraty życia, gdyż w otworze ściany sterczała lufa nadzwyczaj dobrze utrzy­manej strzelby, jedynej w państwie, możliwej do użytku. Przed naszem nadejściem Namgay Doola nieopatrznie strzelił do wieśniaka i chybił.
Czynna armia zatrzymała się, a nie mogła nic lepszego zrobić, gdyż za każdem jej zbli­żeniem się wylatywały z okien ostre kawały czerepów i od czasu do czasu wylewano brudną wodę. Widzieliśmy rude głowy, błąkające się po chacie; rodzina Namgay Doola dopomagała swemu panu, a dzikie okrzyki niedowierzania były jedyną odpowiedzią na nasze prośby. ,Nigdy podobny wypadek nie zdarzył się w mojem państwie — rzekł król, sapiąc; — w roku przyszłym muszę kupić małą armatę'. Spojrzał na mnie błagalnie, pytam go wiec: ,Czy jest jaki kapłan w królestwie, któregoby on usłuchał?' (gdyż sprawa zaczęła mi się rozjaśniać) *.

*) Dosłownie: „gdyż światło zaczęło się dla mnie pokazywać".

,On czci swego wła­snego Boga — odrzekł pierwszy minister; — możemy go zmusić głodem do wyjścia'. do­zwólcie się zbliżyć białemu człowiekowi — krzyknął ze środka Namgay Doola, — każdego innego zabiję! Przyślijcie mi białego człowie­ka'. Drzwi zostały odbarykadowane; wsze­dłem do środka zadymionej tybetańskiej lepianki, przepełnionej dziećmi'

W taki to sposób opowiada autor jak jeden z władców państwa, zależnego od Anglii, zmuszał swego poddanego do posłuszeństwa. W dalszym ciągu tej nowelli, na pytanie Kipling’a, jakoby naocznego świadka, o co rzecz chodzi, Namgay wytłumaczył dopiero, że tego człowieka, co go zdradził, chciał zabić,, dlaczego zaś podatków nie chciał pła­cić, sam nie wiedział; zaklął się przytem na wiarę ojca swego i pokazał na żąda­nie muszkiet ze stemplem indyjskiej kampanii w roku 1832. Namgay był pochodzenia europej­skiego, matka jego była Indyanką, ożeniony był z tuziemką. Codziennie na „Anioł Pański“ odmawiał modlitwy, których treści nie rozumiał, przywdzie­wając na się szaty świąteczne i robiąc znak Krzyża Świętego. Robił to dlate­go, iż utkwiło mu w pamięci, jak oj­ciec jego to czynił. O religii chrześcijańskiej nie miał najmniejszego pojęcia.
Kipling wybrał go jako przedstawi­ciela licznych osadników europejskich, którzy, zamieszkawszy w Indyach, zapo­mnieli o dawnej cywilizacyi, zżyli się z tuziemcami, różniąc się od nich ekscentrycznością, zabytkiem przeszłości.


O nowellach The Incarnation of Krishna Mulvaney i The Courting of Dinah Shadd’ teraz nie wspominam, gdyż główną w nich rolę odgrywa Mulvaney, któremu autor poświęcił ca­ły tomik pod tytułem Soldiers Three (Trzej żołnierze). Oprócz tego w różnych zbiorach swych noweli autor wy­dał kilkanaście opowiadań, będących w ścisłym związku z Soldiers Three, które, stanowiąc cykl, zasługujący na większą uwagę, zostawiam na zakoń­czenie tego studyum.

                                                              ******

W r. 1890 napisał on powieść The Light that Failed (Zwodne światło), która została dwukrotnie przełożoną na język polski. „Zwodne światło” należy do słabszych utworów utalentowanego mło­dego autora, tak, że nasuwa się nam pytanie, czy Kipling - powieściopisarz dorówna Kiplingowi - nowelliście.
Zdaje mi się, że dlatego wybrano do tłómaczenia powieść, a nie nowellę, że powieść przedstawia dla tłómacza mniej trudności, chociaż niełatwy był w niej do zrozumienia żargon dziennikarzy. Ażeby tłómaczyć nowelle Kipling’a, trzeba nietylko znać język klasyczny angielski, lecz także gwarę żołnierską i anglo-indyjską,
 i być obdarzonym ta­lentem poetyckim. Nie wystarczy rozu­mieć, — koniecznem jest odczuć myśl autora, ażeby w przekład wlać życie; a nie jest to rzeczą łatwą. Nie znam dotychczas ani we francuskim, ani też w polskim języku dobrego przekładu nowell Kipling’a. Są one tłómaczone albo dosłownie, lub też dowolnie, — w każdym razie nie odtwarzają w zupeł­ności tego, co twórca ich czuł i myślał.

„Zwodne światło”, chociaż nie jest arcydziełem, posiada, jednak bardzo piękne ustępy i jako całość stanowi dobrą powieść, dającą się z przyjemno­ścią czytać. Pierwsza jej połowa jest znacznie słabsza od drugiej. Wszystkie wydania tej powieści różnią się po­ między sobą nietylko objętością, ale nawet rodzajem zakończenia, z przy­czyny, że, tak jak wszystkie inne prace Kipling’a, powieść ta była drukowana w jednym z miesięczników, pisana na zamówienie i płatna od słowa. Kipling, chcąc zadośćuczynić życzeniu redaktora *), zakończył ją małżeństwem boha­terów, a później to zmienił.

*) Lippincot Magazine. ..Zwodne światło** jest przekładem późniejszych wydań tej sa­mej powieści.

Treść po­wieści jest następująca: Dwoje dzieci Anglików, urodzonych w Indyach, któ­rych nie łączy żadne pokrewieństwo, oddane są pod opiekę pani Jennett, podobnej z charakteru i ze sposobu obej­ścia do wymienionej poprzednio Antirosy.

Dick Heldar, po różnych przej­ściach, jako korespondent wojenny w Sudanie, zdobywa sławę zdolnego artysty-rysownika i malarza i zyskuje ogólną popularność. Maisie, wyrósłszy na kobietę, spotyka przypadkowo *) Dick’a, przyjaciela i towarzysza lat dzie­cinnych, i to mu przypomina miłość minionych lat. Ona jest także artystką, mieszka w Londynie, na północ od Hyde Parku, wraz z rudowłosą impresyonistką. Miłość Dick’a, który wskutek rany, otrzymanej w Sudanie, oślepł, wedle pierwotnej formy powieści zostaje uwieńczona związkiem z Maisie. Torpenhow, typ prawdziwego reportera, sprowa­dza ją ze szkoły malarza Kamii w na­dziei, że się zaopiekuje Heldarem.

We­dług zaś wersyi, rozpowszechnionej we wszystkich późniejszych wydaniach tej powieści, Maisie, zobaczywszy ślepego Dick’a, jest wprawdzie rozczulona jego nieszczęściem, lecz tylko chwilowo. Egoizm pierwej nie pozwalał jej wyjść za mąż za ubóstwiającego ją stale Heldara, gdyż pragnęła pozostać sławną artystką, Heldar zaś, będąc znanym ma­larzem, nietylko jako taki był rywalem jej, lecz, gdyby kiedykolwiek zyskała uznanie swego talentu, posądzonoby, że on jest tego przyczyną. Teraz Maisie na widok kalectwa przyjaciela z lat dziecin­nych nie może zdobyć się na poświę­cenie swej osoby dla pilnowania go, — ucieka, by nigdy nie wrócić i nie od­wiedzić go. Dick, opuszczony przez przyjaciela, którego obowiązek powołał na plac boju do Sudanu, i przez osobę, którą całe swe życie kochał, wyjeżdża także do Sudanu, ażeby tam, gdzie był początek jego sławy, od kuli arabskiej skończyć swój żywot.

Charaktery osób nakreślone są do­brze i w ciągu powieści konsekwentnie przeprowadzone. Heldar, pomimo, iż wychowanie jego było dość zaniedbane, jest człowiekiem szlachetnym. Torpenhow, Nilghai, Cassavetti i wszyscy dzien­nikarze są przedstawieni z całą zna­jomością stosunków; są to szlachetni przedstawiciele angielskiej prasy. Bessie, dziewczyna z ulicy,
i Beeton, gospodarz domu, w którym mieszkał Heldar, są to ujemne, ale typowe charaktery, na­der plastycznie odtworzone. Fort Kee­ling, morze, wiatrak, pustynia sudańska, oraz rozmowa z Maisie, w której Heldar chce ją przekonać, że powinna podróżować, i opis miejscowości, któreby jej pokazał, gdyby z nim poje­chała, są wspaniałe.

Drugą powieść, Naulakha napisał Kipling z udziałem W. Ballestier’a *), rokującego świetną przyszłość autorską.

*) Zmarł 1891 r. Był on wspólnikiem księ­garza W. HeinemanFa.
Z siostrą Ballestier’a później się Kipling ożenił.

 Nie można powiedzieć, ażeby spółka owa była pomyślna, gdyż po­wieść ta wcale nie jest lepsza od po­ przedniej. Nie wiedząc, o ile jest ona utworem Kipling’a, wspomnę o niej tylko pobieżnie. Osnuta na tle indyjskiem, a Ballestier wprowadził do niej wyrażenia w żargonie amerykańskim i zupełnie zbyteczny „zolizm“. Opisy miasta Błiatore Rajputany, wnętrza pa­łacu maharadży, świątyni Iswara są bezwarunkowo pióra Kipling’a, a tak dobrze przedstawione, że czytelnik czuje się być na miejscu akcyi. Cyganka Sitabhai, królowa, mały maharadża Kunwar i typy Indyan przypominają nam inne jego dzieła. Niektóre miejsca przy­ wodzą na myśl Illiadę, na przykład wej­ście pijanego maharadży na podwórze: „Jego oczy były czerwone od opium. Spacerował podobnie jak kroczy niedźwiedź, przyłapany przez stróża na łanie maku“.

c.d.n

Brak komentarzy: