Oto kolejny artykuł z naszej przedwojennej prasy poświęcony Kiplingowi, a zwłaszcza jego dziełu „Puck of Pook's Hill”, którego przekład ukazał się w 1936 roku.
Ilość podobnych artykułów,
recenzji, esejów (a także samych przekładów opowiadań) w prasie II
Rzeczypospolitej i okresu wcześniejszego była niemała, a w porównaniu z
rachitycznymi wzmiankami o Kiplingu w prasie PRL-u, nie mówiąc już o
dzisiejszej – wręcz imponująca. Udział lektury Kiplinga w kształtowaniu postaw przedwojennych pokoleń z pewnością też był niemały.
Wszystkie te rzeczy
wręcz domagają się wydobycia z mroków zapomnienia i przypomnienia dzisiejszemu czytelnikowi. Na tych stronach,
wzorem Puka, który przywoływał obrazy z przeszłości, czynimy to już od
pewnego czasu.
Szkoła potęgi
„Mól, co niszczy
kosztowną tkaninę,
Krzew jemioły , co
dębu ssie drewno,
Szczur, co gryzie
okrętową linę,
Swemu dziełu są rade
na pewno!
Tak, podobnie my, ludek malutki,
Nasze dzieło spełniamy wciąż skrycie,
Niewidocznie, podziemnie…lecz skutki
Tej roboty – po latach ujrzycie!”
Tak śpiewają Piktowie
w „Puku” Kiplinga, mały lud, zamieszkujący góry szkockie za Wałem Hadriana,
wybudowanym przez Rzymian jako najdalej wysunięty bastion potęgi cesarstwa w Brytanii.
Są to czasy schyłku Imperium, gdy Maximus ogłosił się cesarzem Galii i Brytanii
i wypowiedział wojnę Gracjanowi i jego synowi Teodozjuszowi – władcy
wschodniego cesarstwa, by zwyciężywszy jednego, z rąk drugiego zginąć.
W liście
swym do wiernego dowódcy wału, młodego Parnezjusza, pisze, że nie zdołał
utrzymać w ręku trzech mułów – Galii, Brytanii i Rzymu – które wreszcie go
rozerwały. Broniące się ostatkiem sił przed naporem barbarzyńców załogi
rzymskie na granicznej fortecy, zostają w ostatniej chwili wsparte przez
nadchodzącą odsiecz – jednakże nie na długo legiony rzymskie opanowały
sytuację; coraz nowe zastępy Germanów w skrzydlatych kołpakach nadpływały na
swych długich łodziach bojowych, korzystając z pomocy Piktów, wskazujących im
słabe punkty obrony; coraz nowi wodzowie pojawiali się w coraz nowych punktach
imperium, ambitni, niekarni, wyciągający śmiało rękę po tron cezarów, a
przynajmniej pragnący niepodzielnie i samowładnie rządzić podległą im
prowincją.
Ten obraz upadającego
Rzymu widział Kipling u początków Brytanii zwanej potem Wielką Brytanią –
największego imperium czasów nowożytnych.
Miał ten obraz dwa aspekty: jeden
historyczny, przenikający całą książkę - poczucie treści dziejowej,
wypełniającej starą ziemię angielską, sięgającej aż do późnej starożytności;
drugi – to chęć nawiązania początków nowego imperium do dawnego, na którego
gruzach zaczęło powstawać, podziw dla potęgi i chęć wyciągnięcia z niej nauki
dla narodu angielskiego.
Nie myślał zapewne pisząc pieśń Piktów, że ona to z
całego „Puka”, będzie może najaktualniejsza dla potomności, że imperium
brytyjskie, które widział u szczytu potęgi, zacznie w tak niedługim czasie
chwiać się w posadach.
Puk powstał w 1909
roku w Sussex, w wilii sławnego już wówczas pisarza, który powrócił na Ojczyzny
łono, by po życiu, pełnym wrażeń i podróży, poświęcić się całkowicie swej
sztuce.
W tej książce dla
dzieci może najpełniej wypowiedział się Kipling z późniejszego okresu
twórczości. Z całym przejęciem dydaktycznym i z całą tak charakterystyczną dla
Anglika miłością dla dzieci, zamknął tutaj najważniejsze nauki dla przyszłych
spadkobierców potęgi.
Ukazując czasy najdawniejsze, miał możność puścić wodze
wyobraźni nieskrępowanej ścisłymi danymi historycznymi i przedstawić ludzi
zamierzchłych epok tak, jak się w tej wyobraźni kształtowali. Jednocześnie zaś
mógł ukazać swym młodocianym czytelnikom największą perspektywę wielkiej
przeszłości, za którą będą odpowiedzialni – nie tylko jako dziedzice imperium,
ale także jako dziedzice wielu pokoleń.
Zgody wszystkich
plemion i dzielnic, składających się na naród angielski, uczy obrazek stosunków
po śmierci króla Rudego; lojalności względem wodza i pełnienia obowiązku do
ostatniej kropli krwi uczy przykład Parnezjusza i Pertinaxa, a są i bardziej
specjalne i praktyczne nauki. Ten, kto
zdobywa sobie godność cesarską musi tym czy innym sposobem wypatrzyć wszędzie
wszystko – mówi młody Rzymianin – słyszałem to z własnych ust Maximusa.
To zasada wywiadu, na którym oparta jest polityka imperialna angielska przez swój słynny wszechwiedzący Intelligence Service. Gdy zaś Parnezjusz radzi wodzom, żeby zaprzestać palenia świętych wrzosowisk Piktów, które jest główną przyczyną wojen, przeciwnie zaś posyłać im żywność na przednówku i w ten sposób zapewnić sobie spokój z ich strony, wówczas Maximus mianuje go komendantem tego odcinka. Młodzieniec bowiem poznał i zrozumiał zasadę rządzenia koloniami. Nie terror i strach ale zaspokajanie potrzeb ludów podbitych i pozostawianie im swobody obchodzenia własnego obyczaju trzyma ich w zależności. Oczywiście potrzebna jest jednocześnie siła, która podtrzymywałaby świadomość bezcelowości wszelkich buntów.
Tam gdzie siły brak,
należy działać fortelem i nie na próżno w „Stalkym i Spółce” Kipling tak duży
nacisk kładzie na szkolne figle, płatane profesorom. To właśnie w przyszłym
członku narodu, który w małej grupie umie utrzymywać w zależności miliony
barbarzyńców, wyrabia ową pomysłowość w metodach, która pozwala improwizować
ratunek w chwili nagłego niebezpieczeństwa.
Są jeszcze inne,
mniej nam może sympatyczne tajemnice rządzenia, niezmiernie jednak ważne dla
spadkobiercy potęgi Imperium Brytyjskiego, gdy Parnezjusz walczy z Sasami w
skrzydlatych kołpakach, morze wyrzuca jednego z wrogów, rozbitka z zatopionego
statku.
"Pochyliwszy się nad nim, spostrzegłem na szyi jego taki sam medalik, jaki ja noszę - to mówiąc Parnezjusz sięgnął ręką ku szyi. -Przeto gdy odzyskał mowę, zadałem mu pewne pytanie, na które można było odpowiedzieć w pewien określony sposób. On w odpowiedzi wyrzekł mi właśnie potrzebne słowo, słowo, które jest hasłem stopnia Gryfów w tajemnej wiedzy mego boga Mithrasa. Osłoniłem go przeto tarczą, póki nie odzyskał sił. Jak widzicie, nie jestem ułomek, ale on był o głowę wyższy ode mnie. Powstawszy, zapytał; "A cóż teraz będzie?". " Zrób, co ci się podoba, mój bracie", odpowiedziałem; "wolno ci odejść, wolno pozostać" W ten oto sposób młody Anglik czytając swoje „24 obrazki” zapoznaje się po raz pierwszy z czarem, w który kiedyś będzie wtajemniczony w loży, która da mu religię nową, masońską, kult władców imperium brytyjskiego
Ostatnie opowiadanie
daje nie najmniej ważną naukę. Opiewa ono ową tajemniczą rasę, której Jehowa
dał specjalną moc; moc władania ową podziemną rzeką złota, która:
„Zrodzona głęboko w żyłach ziemi,
wsparta źródłami mnogiemi,
zasila targowe place,
orzeźwia królów pałace
i ziemię opływa całą...
Bez miecza – a przecie mocarz
Bez tronu – a władca przecie
Izrael tuła się w świecie
Zaś Piąta Rzeka nikomu
Tajemnic swych nie udziela
Nikomu, prócz Izraela"
Nie bez przyczyny to
właśnie wybrał autor na przypieczętowane swej nauki, to właśnie opowiadanie o
historii uchwalenia Wielkiej Karty Swobód, której król nie mógł się
przeciwstawić, bowiem pewien Żyd nie dał mu złota na utrzymanie wojska przeciw
baronom.
To druga wielka tajemnica potęgi imperium, które sprawuje mandat nad
Ziemią Obiecaną. I jeśli czytaliśmy w styczniu b.r. w „Spectatorze” , w
artykule z okazji śmierci żydowskiego lorda Markiza of Reading, o tym, że
wypędzenie Żydów srogo się zemści na Niemcach, a Imperium brytyjskie zajmując
tak wielką część kuli ziemskiej i mając sobie powierzoną opiekę nad rozwojem
Palestyny, ma wiele szans i wielką odpowiedzialność, (dosłownie: wielka
odpowiedzialność jest na nas i naszych dzieciach) – to artykuł ten zrodził się
z tej samej myśli, która podyktowała Kiplingowi jego „Skarb i prawo”.
I oto nie minęło lat
trzydzieści, a więc okres jednego pokolenia, a owe dwie potężne podstawy mocno
się zarysowały. Masoneria straciła w znacznej mierze swój kult - słychać coraz
głośniejszy śmiech ze starszych panów w fartuszkach – a staje się tylko warstwą
wystraszonych nieco, wygodnych sybarytów, którzy nie mogą sobie poradzić z
metodami organizacji masowej, ogarniętej potężną ideą, metodami stosowanymi
przez nacjonalizmy. Drugą siłą, w którą bije ta nowa potęga, są Żydzi. Wespół z
masonerią starają się przeciwstawić, popierając mocno front ludowy.
I oto Anglia, jako najsolidniejsza jeszcze baza starego porządku, raj liberalizmu 19-wiecznego, poczyna przesuwać się ideowo na lewo. Widać to w pismach literackich, które coraz mniej zajmują się zagadnieniami historii sztuki i estetyką, a coraz częściej zamieszczają artykuły treści społeczno - ideowej. Zasilane są one w ogromnej mierze przez emigrancki element z Niemiec – nazwiska pisarzy jak Toller, Mann, Zweig coraz głośniej rozbrzmiewają w angielskich kołach intelektualnych.
I oto Anglia, jako najsolidniejsza jeszcze baza starego porządku, raj liberalizmu 19-wiecznego, poczyna przesuwać się ideowo na lewo. Widać to w pismach literackich, które coraz mniej zajmują się zagadnieniami historii sztuki i estetyką, a coraz częściej zamieszczają artykuły treści społeczno - ideowej. Zasilane są one w ogromnej mierze przez emigrancki element z Niemiec – nazwiska pisarzy jak Toller, Mann, Zweig coraz głośniej rozbrzmiewają w angielskich kołach intelektualnych.
W tych samych kołach
nie ma bodaj człowieka bardziej nienawidzonego i pogardzanego od Kiplinga,
który z pierwszego barda imperializmu brytyjskiego mocno się opierającego na
żydostwie i masonerii stał się obecnie symbolem „zwierzęcego nacjonalizmu” i
„zacofania”.
Szkoły średnie tradycyjnie ciągle jeszcze wychowują młodzież w
duchu, jaki panował w Westward Ho!, ale młodzież wyszedłszy na uniwersytety
wpada od razu w atmosferę „postępową” Labour Party, która nigdzie może tak
silnie w tych kołach nie panuje jak w Anglii, i uczą się pogardzać owymi
kiplingowskimi formułkami, tak wiele znaczącymi dla ich ojców.
Bo też idee
imperialistyczne tracą podstawy faktyczne rozwoju. Wielka Brytania jest syta
majątku i syta ekspansji – a jednocześnie z dobrobytem, który stał się już
tradycją narodową (mimo szerzącego się bezrobocia) przyszło osłabienie
przedsiębiorczości. Jednocześnie w poszczególnych dominiach separatyzmy
zaznaczyły się tak silnie, że obecnie wiele z nich jest połączonych ze starą
Anglią tylko wątła nicią sentymentu tradycyjnego, lub niepewnym złotym
łańcuszkiem interesu materialnego. Szkoła potęgi staje się coraz mniej
pożyteczna.
I oto stoimy w
obliczu dziwnego paradoksu. Podczas gdy w całej Europie biją bębny bojowe i
rozbrzmiewają hasła podboju i ekspansji, a kraj lazzaronów – Włochy – buduje
sobie imperium – najpotężniejsze imperium świata staje się oazą spokoju i
sielanką dobrobytu, usuwa się na bok od wielkiej walki nacjonalizmów z
materializmem komunistycznym, grzebie swe pieśni o potędze, zastępując je
nowymi hymnami o wolności, równości i tolerancji. Kto zaś przestaje walczyć i
iść naprzód, ten przegrywa i cofa się.
Rudyard Kipling umarł
w roku bieżącym. Bóg dał mu tę łaskę, że nie oglądał dalszego niszczenia swoich
ideałów.
Nie widział jak wnuki jego patrzą na tę wiktoriańską szkołę potęgi,
którą im dał w „Puku”. Szkoła ta obecnie przechodzi do historii. Wiele z niej
jest nam obce, ale wiele możemy się nauczyć, my, którzy pragniemy iść i idziemy
do potęgi. Ten akcent dumy narodowej, woli rządzenia i miłości do walki
pozostanie dla nas zawsze sympatyczny i z przyjemnością będziemy zawsze brać
„Puka” do ręki.
„Puk z Pukowej Górki”
został obecnie na nowo przełożony przez Józefa Birkenmajera, który dodał
opuszczony w poprzednim przekładzie Heleny Niemirowskiej rozdział o Żydach,
bardzo ważny dla pełności ideologii autora.
Już to samo stanowi wartość i
usprawiedliwienie nowego wydania. Niemniej ważny czynnik to sam przekład.
Tłumacz ma duży kult dla Kiplinga i czuje się z nim swobodnie, a to bardzo dużo
znaczy. Rozporządzając doskonałą znajomością polszczyzny, ma jednak czasem
drażniącą niechęć do operowania prostymi wyrażeniami, na których miejsce
wprowadza niezwykłe dziwolągi lub przesadne zwroty.
Andrzej Mikułowski, 1936 r.