czwartek, grudnia 07, 2017

Pieniądz i sława


Rzadki to (jeśli nie jedyny) przypadek w dziejach literatury, gdy autor powieści pisze (i publikuje) dwa różne jej zakończenia. Taki zabieg zastosował Rudyard Kipling pisząc swą pierwszą powieść pt. "The light that failed" ( w polskich przekładach "Światło, które zagasło",  "Zwodne światło", "Zagasłe światło" a nawet... sic! "Błędny ognik na moczarach")

Echo burzy jaką wówczas rozpętała na tym dziełem krytyka dotarło również nad Wisłę.

Poniższy tekst ukazał się w prasie polskiej tuż po publikacji owej 'dwulicowej' powieści w r.1892.


Pieniądz i sława wobec twórczości literackiej

Pieniądz i sława, dwa cele ogólnych zabiegów, dwa szczyty , ku którym pnie się połowa ludzkości, opornych, lub tych, co w drodze omdleją, w przepaść nieraz strącając; pieniądz i sława, równoważniki szczęścia dla wielu – nie zawsze szły dotąd w parze. Pieniądz drwił śmiechem szyderczym ze Sławy, bosonogiej, wybladłej, głodnej nieraz i mgłami tylko okrytej, a szybującej ku chmurom, gdzie nimb nieśmiertelności nęcił ją złotym promieniem. Ona, w locie tym nadpowietrznym, rzucała wejrzenie smutku i politowania na kruszec marny, kruszec, który zmateryalizowanych filistrów mógł zadowolnić jedynie. I, w wiecznym żyjąc antagonizmie, dwie te istoty jednemi wszakże dążyły szlakami. Pewny bowiem siebie, szyderczy Pieniądz czuł dziwny pociąg do eterycznej sławy. Gdziekolwiek więc ona zwróciła się, gdzie zatrzymała, tam biegł w ślad za nią, rzucając pełnemi garściami deszcz złoty.

Niestety, idealna kochanka muz, rozmarzona, zapatrzona w cele wyższe, w bieg wielkich gwiazd tylko, spóźniała się często w swym pochodzie. Zdarzało się więc, że pukała do drzwi niejednego ze sług swych wiernych, wtedy dopiero, gdy śmierć krew mu już zmroziła, a Pieniądz, skarbami Golkondy nawet nie mógł przywrócić myśli, zastygłej pod wycieńczonem, troską pooranem, z głodu nieraz zamarłem czołem.

Ta opieszałość Sławy, niepomnej na ludzkie bóle, głuchej na modły ludzkie, a ciągnącej Pieniądz w swoim rydwanie, oburzyła wreszcie dzieci Apolina.

Bunt powstał na nowożytnym Parnasie.

— Cóż mi po wieńcu laurowym—wołano— gdy na głowie złysiałej śmiesznym się będzie wydawał? Co po chlebie, gdy do jedzenia go zębów już nie starczy?

— Porzucać Sławę, to porzucać nieśmiertelność!—przestrzegał jeden z jej czcicieli.

— A więc, nie wyrzekać jej się, lecz nie poświęcać zwodnicy sił wszystkich, i życia całego. Ja pierwszy, dzielę me służby. Stawiam dwa ołtarze i dwom bogom biję dotąd pokłony. Z każdego dzieła dwie stworzę kopie. Ta spokojna, z marmuru wykuta, to dar dla panteonu, dla nieśmiertelności. Druga, z pospolitej, czerwonej gliny, rzuconą zostanie za garść złota ku uciesze motłochowi. W ten sposób zjednam sobie i laury i kruszec wszechpotężny. Wiwat dwa bogi! Niech żyją: Sława i Pieniądz!

Hasło to, wyszłe z ust przewódzcy buntu, zostało uwiecznione dziełem ciekawem, które leży przed nami. Skreślił je Rudyard Kipling, człowiek młody, utalentowany, bożyszcze tkliwych miss angielskich, a skreślił w dwóch odmianach.

Pierwsza, surowa, poważna, to zadatek nieśmiertelności, to hołd dla krytyków, którzy Kiplinga pod niebo wynoszą.

Druga, na tym samym oparta szkielecie, wykrzywia go jednak tak, iż zamiast nieruchomej grozy śmierci, przybiera on, ku uciesze widza, wesołe kontorsye pląsów weselnych. A co sentymetalizmu, co romansowych czułości! Najzakamienialsze serce niewieście rozpłynąć się w nich może!

Dwulicowa ta powieść nosi tytuł: The light that failed (Zwodnicze światło) i jest przedmiotem zarówno zachwytów, jak oburzenia poważnej krytyki. Zachwyca ją wersya, wydana u Macmillana, w osobnej książce, „na zadatek nieśmiertelności" ; oburza pokiereszowana kopia tego samego utworu, drukowana dla miłego grosza, „dla czci Pieniądza" w Lippincott’s Magazine.

Treść utworu nader jest prostą.

W wiosce nadmorskiej, u skarykaturowanej nieco sekutnicy, mrs. Jennett, wychowuje się dwoje dzieci, z Indyj pod niebo rodzinne przysłanych: chłopiec, Dick Heldar i dziewczynka Maisy; on porywczy, zapalny, ona spokojna i w sobie zamknięta. Gdy przychodzi im się rozstać po latach kilku, Dick spostrzega, że bez Maisy żyć nie może. Dziewczę wyznanie to przyjmuje chłodno, pod naciskiem zaś gorących słów jego przyrzeka, ale z bierną tylko apatyą, iż spróbuje czekać, aż on, dorósłszy, karyerę sobie wywalczy i poślubić ją będzie w stanie.

W lat dziesięć później, spotykamy Dicka w Sudanie, jako korespondenta wojennego. Po wielu etapach w gonitwie za ową karyerą, po zwiedzeniu już Indyj, dobija on się tu, śród gradu kul, sławy i uznania. Szkice jego z pola bitwy rozchwytywane są w Anglii; płacą je na wagę złota, a imię Heldara na wszystkich roz­brzmiewa ustach. Dick wraca do laurów, do złota i oklasków. Zrządzenie losu każe mu wtedy spotkać na ulicy Maisy. Dawna miłość chłopięca budzi się nagle i, jak przeznaczenie, opanowuje jego życiem. Maisy jednak, tak samo spokojna i chłodna jak dawniej, znalazła przez te lat dziesięć inny cel życia. Ukochała sztukę, biorąc dyletantyzm w niej za dar boży, za artyzm. Napróżno też Dick wyrzeka się pracy i trawi miesiące całe na zdobywaniu jej serca; Maisy pozostaje niewzruszoną. Ta walka z oziębłością jej wstrząsa całym systematem nerwowym mężczyzny, uderzenie zaś krwi na mózg, przynosi mu ślepotę; ślepotę, spowodowaną cięciem szabli w czaszkę, niegdyś otrzymanem. Artysta — niewidomy, człowiek odepchnięty przez kobietę, którą kochał nad wszystko, bożyszcze chwili, wtrącone w przepaść zapomnienia! Trzy te nieszczęścia łamią Heldara. Korzysta więc z nowej wyprawy do Afryki, gdzie dobroczynna kula arabska kładzie go trupem na miejscu. Taką jest treść powieści „klasycznej" link

W drugiej jej odmianie, link tej dla szarego tłumu i dla grosza pisanej, nad prawdą bierze górę sentymentalizm, Dicka więc ociemniałego tak samo, ratuje najpierw idealny, poświęcający się przyjaciel; później zaś, Maisy, zawiadomiona o ciosie, jaki spotkał odepchniętego jej wielbiciela, porzuca studya swe we Francyi i biegnie ku niemu. Tu rozczulająca scena: Ślepiec siedzi w ubogiej izdebce, smutny, samotny i, jak relikwie pieści listy Maisy. Ona, wzruszona, oświadcza mu się, prosi, przekonywa, aż wreszcie pada w jego objęcia, a opuszczając je po łzach wielu, zapewnia czytelnika…że idzie dać na zapowiedzi.

Czy żegnamy ze smutkiem trupa Heldara, rozciągnionego na piaskach Sudanu, czy uśmiechamy się na myśl, iż ociemniałemu nie brak będzie ciepłego szlafroka i ręką żony wyhaftowanych pantofli, niezrozumiałem dla nas zawsze zostaje dlaczego krytyka angielska nad tą przeróbką powieści rozdzierała szaty. - Kipling poniża swój wielki talent, schlebiając tłumom, zniżając poziom pracy, dla lepszego honorarium, dla pieniędzy! – wołają augurzy.

Nie! Jeżeli zadaniem sztuki jest odzwierciadlanie prawdy, odtworzenie poruszeń serca ludzkiego, to Rudyard Kipling miał prawo napisać obydwa zakończenia, bo obydwa są wyrazem prawdy niezbitej, oba serca ludzkie wiernie malują.

O cóż tu chodzi? Nie o postać Heldara, nie o artystę, gdyż ten pozostaje niezmiennym. A więc o kobietę. Maisy zaś, miała tak dobrze prawo odrzucić artystę, zarówno w chwili nadzwyczajnego powodzenia, jak w chwili nieszczęścia, skoro ukochała inny cel więcej nad niego, skoro uczciwość niewieścia nie pozwalała jej łączyć z nim życia, jak mogła również poświęcić się dla ociemniałego, gdy sentymentalne jej usposobienie przemawiało za tem. W jednym i drugim razie, będzie ona zgodną z charakterem swym, w jednym i drugim razie prawdziwą.

Nie śmierć więc Heldara dała pierwszej odmianie powieści sławę rozgłośną i dyplom na dzieło wybitne. Nie. Uczyniły to wspaniałe obrazy Sudanu, zamęt bitew i świst kul, dał wyborny rysunek charakterów i język homerowski, przepyszny, w prozę rytmiczną zmieniony. Ten język, te obrazy, to główny urok dzieła; nie odtworzy go zaś żaden z naszych bezimiennych najczęściej, pospiesznie pracujących tłumaczy.

Nie stworzy nawet, nie wykuje w spiżu mowy ojczystej żaden z autorów oryginalnych. W zamian, nie jeden zapewne spróbuje, na wzór rozgłośnego już dziś Rudyarda Kiplinga, ujarzmić od razu Sławę i Pieniądz, oddając im, dwoistą edycją tej samej pracy, pokłon spółczesny.

Anatol Krzyżanowski