
(„ To
the Wittiest Woman in India I dedicate this Book”)
W niniejszej opowieści ( tytuł oryg. "Three and - an Extra" pani Hauksbee pojawia się po raz
pierwszy. Kipling nigdy nie kryje swego bezgranicznego podziwu dla tej małej
(wzrostem) intrygantki z Simli, kobiety bardzo wpływowej a jednocześnie - jak zauważyli
krytycy - sam się jej obawia. Nic dziwnego; wszak miała Mrs
Hauksbee, jak zapewnia nas Kipling w innym miejscu, dwadzieścia trzy strony charakteru. A poza tym
„przebiegłość Węża, ścisłość rozumowania Mężczyzny, nielękliwość Dziecka i
potrójną intuicję Kobiety.”…
Przekład z 1905 r., tekst oryginalny ➧ tutaj
On ona i żona
W małżeństwie występuje zawsze reakcja, czasem gwałtowna,
czasem słaba; prędzej czy później musi zawsze przyjść, a obydwie strony muszą
jej napór wytrzymać, jeżeli chcą resztę życia przepędzić w spokoju.
W małżeństwie , o którym mam opowiedzieć, przyszła ta
reakcja w trzecim roku. Małżonek Bremmil miał skłonności do wybryków nawet w
najszczęśliwszych latach pożycia małżeńskiego, mimo to był wzorowym małżonkiem
aż do śmierci dziecka. Po tym strasznym wypadku pani Bremmil przywdziała
żałobę, schudła i ciągle chodziła smutna. Rzecz prosta, że było obowiązkiem
małżonka pocieszać ją. Prawdopodobnie starał się o to, ale im więcej ją
pocieszał, tym więcej ona była smutną , a w następstwie tego on coraz bardziej
niezadowolonym. Oboje potrzebowali jakiegoś ożywienia i wypadku, aby wróciło
ich dawne pożycie. Tak rzeczywiście się stało. Pani Bremmil dziś może się śmiać
z całej historii, ale wtedy nie miała wcale ochoty do śmiania się.
Na horyzoncie towarzyskim zjawiła się pani Hauksbee, a
gdzie tylko stąpiła i gdzie się wmieszała, była przyczyną jakichś
nieporozumień.
W Simli nazwano ją albatrosem, „ptakiem burzy” –
rzeczywiście zasługiwała na to miano. Była to mała brunetka, trochę chuda, o
wielkich, żywych oczach koloru fiołków, nadzwyczaj przy tym miła. Przy herbacie
wystarczyło wymienić jej nazwisko, a już każda z obecnych pań wstawała od stołu
i nazywała ją …wcale nie słodkim imieniem anioła. Była też o wiele
dowcipniejszą , weselszą i bardziej ujmującą niż inne kobiety z towarzystwa,
było jednak w niej wiele złośliwości. Lubiła się cieszyć z nieszczęścia
drugich.
Po śmierci dziecka, wskutek coraz większego smutku i
zmartwienia, Bremmil coraz częściej i dłużej przebywał poza domem. Pani
Hauksbee przykuwała go do siebie i nie robiła z tego wcale sekretu. „ Wzięła go
w niewolę” wobec wszystkich, ciesząc się, że wszyscy o tym wiedzą. Jeździł z
nią, chodził z nią, bawił się z nią, bywał z nią na piknikach; ludzie
marszczyli na to brwi i mówili; skandal!
Żona zaś jego siedziała w domu, oglądając sukienki
zmarłego dziecięcia – płacząc nad pustą kołyską. Nie znajdowała przyjemności w
niczym innym. Przyjaciółki jej, odwiedzając ją, opowiadały o całym stosunku
męża do pani Hauksbee i to wcale dokładnie. Pani Bremmil słuchała wszystkiego
ze spokojem, dziękując im za uprzejmość i dowody przyjaźni.
Nie była wprawdzie tak przemyślną jak pani Hauksbee, ale
nie była też głupią.
Miała rozum i ani słowa nie powiedziała mężowi z tego, co
się dowiedziała. Wiedziała przy tym, że to było wcale niemądrym płakać nad tą
historią. Gdy Bremmil był w domu, co było rzadkością, był czulszym niż
kiedykolwiek. I tym właśnie się zdradził. Do tych czułości zmuszał się trochę z
powodu wyrzutów sumienia, a trochę dla uspokojenia żony. Ale nie zawsze mu się
to udawało. Wnet jakoś potem zdarzyło się, że nasi małżonkowie dostali
zaproszenie na wieczór tańcujący. Służbowy oficer prosił ich z polecenia lorda
Lyttona i jego żony do Peterhoffu na 26 lipca, na godzinę pół do dziesiątej.
- Ja nie mogę iść – rzekła pani Bremmil – to za wcześnie
po śmierci drogiej Flory…Ty jednak, Tom, powinieneś pójść…
Mówiła tak jak myślała i Bremmil powiedział, że pójdzie
dlatego tylko, aby tam być. Zaproszeniu przecież, choćby w połowie, nie można
było odmówić. Kłamał, nie powiedział bowiem co myślał. Jednak jego żona
domyśliła się tego; wiedziała, że był już na pół zdecydowany pójść i to nie
sam, lecz z panią Hauksbee.
Usiadłszy , zamyśliła się, a owocem tego rozmyślania było
przekonanie, że wspomnienie zmarłego dziecka znacznie mniej warte niż miłość
żywego męża. Obmyśliła więc cały plan i postanowiła go wykonać. Przekonała się
także, że męża swego zna dobrze i dlatego postanowiła działać.
- Tom – rzekła w dzień wieczoru u lordów – pójdę na obiad
do Longmarów. Dobrze zatem zrobisz, gdy zjesz obiad w Klubie.
Oszczędziła mu więc wymówki, której byłby z pewnością
szukał, aby tylko na ten wieczór mógł pójść i zjeść obiad w towarzystwie pani
Hauksbee.
Był jej za to wdzięczny, ale czuł się jakiś przygnębiony,
wiedział, że jest winny.
O godzinie piątej wyjechał.
Około godziny pół do szóstej przywieziono olbrzymi kufer
ze sklepu firmy Phelps dla pani Bremmil.
Pani Bremmil była kobietą, która umiała się ubierać.
Tydzień, jaki minął między zaproszeniem na wieczór u
lordów a dniem wieczoru, nie minął bez pracy. Miała dość czasu obmyślić cała
toaletę i dać wskazówki, jak suknia ma być ubrana, haftowana, uszyta,
zmarszczona itp. Toaleta trochę jeszcze żałobna ( ćwierć żałoby mniej więcej),
była rzeczywiście wspaniała. Nie umiem jej opisać, ale to był jeden z tych
strojów, które nazywają ‘une création ‘ – coś, co jednego oszołamia, innym
zapiera oddech.
Gdy się też pani Bremmil przejrzała w lustrze, z
zadowoleniem powiedziała sobie, że tak pięknie nigdy jeszcze nie wyglądała. A
była wysoką blondyną i umiała przybierać odpowiednią postawę - gdy chciała.
Po kolacji u Longmarów pojechała do pałacu wicekróla i
weszła do sali balowej. Wnet spostrzegła męża , chodzącego pod rękę z panią
Hauksbee. Poczerwieniała z gniewu i wyglądała wtedy czarująco. Zaraz obstąpili
ją danserzy, każdy prosząc choć o jeden taniec. Rozdawała tańce naokoło.
Wnet spotkały się spojrzenia jej i pani Hauksbee, a ta
przeczuła, że wojna już wypowiedziana. Pani Hauksbee wyszła z niej jednak
pokonana. Zanadto tyranizowała biednego Bremmila i on zaczął się już wycofywać
ze stosunku. Nie widział też nigdy żony swej tak piękną. Przypatrywał jej się
od drzwi i wlepiał w nią oczy, gdy schylona na ramieniu tancerza przechodziła
koło niego. A im więcej się w nią wpatrywał, tym więcej ciągnęło go coś do
niej. Nie chciał wierzyć, że to jego żona, ta żona z wiecznie czerwonymi od
płaczu oczyma, wiecznie w żałobie, wiecznie przy jedzeniu wylewająca łzy. Pani
Hauksbee wysilała się jak mogła, by go przy sobie utrzymać, ale już po dwu
tańcach z nią, Bremmil podszedł do żony, prosząc o taniec.
- Żałuję mocno, ale pan za późno przyszedł, panie Bremmil
– rzekła żona patrząc nań drwiąco.
On jednak nie przestał prosić; jak łaskę jakąś dała mu
piątą kolej walca. Na szczęście był wtedy wolny. Tańczyli więc razem; wśród
tancerzy przeszedł szmer podziwu.
Bremmil wiedział, że jego żona dobrze tańczy, nie
wiedział jednak, że tańczy tak bosko. Po tym walcu prosił jak o łaskę o nowy
taniec – zamiast odpowiedzi dostał jednak lekki rozkaz ;
- Pokażno, mój kochany, twój karnecik!
Podał go jej z prawdziwą studencką pokorą. Pani Bremmil
znalazła przy wielu tańcach literę H - a nadto przy kolacji, również literę H.
Nie rzekła potem nic, uśmiechnęła się tylko nieznacznie, przekreśliła swoim
ołówkiem kilka razy literę H i wpisała imię miluchne, słodkie, znane tylko jej
i jemu. Potem pogroziła mu palcem i rzekła z uśmiechem;
- Och ty, niemądry, niemądry chłopcze!
Pani Hauksbee widziała wszystko i już dostatecznie była
przekonaną ,że przegrała. Bremmil tańczył odtąd z żoną – ostatni taniec
przesiedzieli w małym namiocie, ustawionym w kącie sali.
Co tam Bremmil mówił, co robiła jego żona, nic nikomu do
tego.
Gdy orkiestra zagrała The Roast Beef of Old England wyszli oboje na werandę; Bremmil zaczął szukać
powozu swej żony, ona poszła do garderoby. Właśnie przechodziła tamtędy pani
Hauksbee, zapytała więc Bremmila;
- Wszak z panem idę na kolację?
Bremmil poczerwieniał i rzekł;
- Hm! Ja jadę teraz z żoną do domu! Zdaje mi się, że
zaszło nieporozumienie.
W mowie jego był jakiś fałszywy ton, chciał całą winę
zwalić na panią Hauksbee.
Właśnie w tej chwili wyszła jego żona z garderoby, w
płaszczu z łabędzim puchem i w białej woalce. Para znikła w ciemnościach. Ona w
powozie, on na koniu tuż przy niej.
Pani Hauksbee zwróciła się do mnie – przy blasku lamp
wyglądała jakaś blada i przewiędła - i rzekła;
- Niech mi pan wierzy, że prosta i głupia kobieta potrafi
rozsądnego mężczyznę za nos wodzić, ale trzeba bardzo rozsądnej kobiety, aby
mogła to samo robić z głupcem.
Potem poszliśmy na kolację.
***
Dodajmy, że poczet kobiet Polek piszących o Kiplingu ( na ogół bardziej z zachwytem niż bez) bądź tłumaczących utwory pisarza był ongiś wcale pokaźny:
F. Arnsztajnowa, M. Brzozowska, A. Gawrońska, M. Gąsiorowska,
M. Kreczkowska, G.E. Lenartowska, H. Niemirowska, C. Niewiadomska, Z. Popławska, W. Zyndram-Kościałkowska, T. Prażmowska, R. Reicherówna,
A. Reymontowa, N. Szymanowska, E. Żmijewska. X. Żytomirska.
Marya Jadwiga Migowa, Maria Aleksandra Walewska
Cezurą stała się wojna i czasy tzw. PRL-u; nie widać dziś - nawet pośród anglistek - nazwisk pań, które można by dodać do powyższego pocztu...
Chlubny wyjątek stanowi p. Antonina Łuszczykiewicz z pracą "„Psalmista szowinizmu” – Rudyard Kipling wobec Indii i Indusów
F. Arnsztajnowa, M. Brzozowska, A. Gawrońska, M. Gąsiorowska,
M. Kreczkowska, G.E. Lenartowska, H. Niemirowska, C. Niewiadomska, Z. Popławska, W. Zyndram-Kościałkowska, T. Prażmowska, R. Reicherówna,
A. Reymontowa, N. Szymanowska, E. Żmijewska. X. Żytomirska.
Marya Jadwiga Migowa, Maria Aleksandra Walewska
Cezurą stała się wojna i czasy tzw. PRL-u; nie widać dziś - nawet pośród anglistek - nazwisk pań, które można by dodać do powyższego pocztu...
Chlubny wyjątek stanowi p. Antonina Łuszczykiewicz z pracą "„Psalmista szowinizmu” – Rudyard Kipling wobec Indii i Indusów