poniedziałek, grudnia 11, 2017

On ona i żona


Tytułem wstępu słów parę o Mrs. Hauksbee. Jest to postać występująca w wielu opowiadaniach Kiplinga. Jej to właśnie ( a raczej pierwowzorowi, kobiecie, która istniała naprawdę ) dedykował pisarz swój pierwszy zbiór opowiadań „Plain Tales from the Hills”,1888r.
(„ To the Wittiest Woman in India I dedicate this Book”)

W niniejszej opowieści ( tytuł oryg. "Three and - an Extra" pani Hauksbee pojawia się po raz pierwszy. Kipling nigdy nie kryje swego bezgranicznego podziwu dla tej małej (wzrostem) intrygantki z Simli, kobiety bardzo wpływowej a jednocześnie - jak zauważyli krytycy - sam się jej obawia. Nic dziwnego; wszak miała Mrs Hauksbee, jak zapewnia nas Kipling w innym miejscu, dwadzieścia trzy strony charakteru.  A poza tym „przebiegłość Węża, ścisłość rozumowania Mężczyzny, nielękliwość Dziecka i potrójną intuicję Kobiety.”…

Przekład z 1905 r.,  tekst oryginalny ➧ tutaj


                                                           On ona i żona

W małżeństwie występuje zawsze reakcja, czasem gwałtowna, czasem słaba; prędzej czy później musi zawsze przyjść, a obydwie strony muszą jej napór wytrzymać, jeżeli chcą resztę życia przepędzić w spokoju.

W małżeństwie , o którym mam opowiedzieć, przyszła ta reakcja w trzecim roku. Małżonek Bremmil miał skłonności do wybryków nawet w najszczęśliwszych latach pożycia małżeńskiego, mimo to był wzorowym małżonkiem aż do śmierci dziecka. Po tym strasznym wypadku pani Bremmil przywdziała żałobę, schudła i ciągle chodziła smutna. Rzecz prosta, że było obowiązkiem małżonka pocieszać ją. Prawdopodobnie starał się o to, ale im więcej ją pocieszał, tym więcej ona była smutną , a w następstwie tego on coraz bardziej niezadowolonym. Oboje potrzebowali jakiegoś ożywienia i wypadku, aby wróciło ich dawne pożycie. Tak rzeczywiście się stało. Pani Bremmil dziś może się śmiać z całej historii, ale wtedy nie miała wcale ochoty do śmiania się.

Na horyzoncie towarzyskim zjawiła się pani Hauksbee, a gdzie tylko stąpiła i gdzie się wmieszała, była przyczyną jakichś nieporozumień.

W Simli nazwano ją albatrosem, „ptakiem burzy” – rzeczywiście zasługiwała na to miano. Była to mała brunetka, trochę chuda, o wielkich, żywych oczach koloru fiołków, nadzwyczaj przy tym miła. Przy herbacie wystarczyło wymienić jej nazwisko, a już każda z obecnych pań wstawała od stołu i nazywała ją …wcale nie słodkim imieniem anioła. Była też o wiele dowcipniejszą , weselszą i bardziej ujmującą niż inne kobiety z towarzystwa, było jednak w niej wiele złośliwości. Lubiła się cieszyć z nieszczęścia drugich.
Po śmierci dziecka, wskutek coraz większego smutku i zmartwienia, Bremmil coraz częściej i dłużej przebywał poza domem. Pani Hauksbee przykuwała go do siebie i nie robiła z tego wcale sekretu. „ Wzięła go w niewolę” wobec wszystkich, ciesząc się, że wszyscy o tym wiedzą. Jeździł z nią, chodził z nią, bawił się z nią, bywał z nią na piknikach; ludzie marszczyli na to brwi i mówili; skandal!
Żona zaś jego siedziała w domu, oglądając sukienki zmarłego dziecięcia – płacząc nad pustą kołyską. Nie znajdowała przyjemności w niczym innym. Przyjaciółki jej, odwiedzając ją, opowiadały o całym stosunku męża do pani Hauksbee i to wcale dokładnie. Pani Bremmil słuchała wszystkiego ze spokojem, dziękując im za uprzejmość i dowody przyjaźni.
Nie była wprawdzie tak przemyślną jak pani Hauksbee, ale nie była też głupią.
Miała rozum i ani słowa nie powiedziała mężowi z tego, co się dowiedziała. Wiedziała przy tym, że to było wcale niemądrym płakać nad tą historią. Gdy Bremmil był w domu, co było rzadkością, był czulszym niż kiedykolwiek. I tym właśnie się zdradził. Do tych czułości zmuszał się trochę z powodu wyrzutów sumienia, a trochę dla uspokojenia żony. Ale nie zawsze mu się to udawało. Wnet jakoś potem zdarzyło się, że nasi małżonkowie dostali zaproszenie na wieczór tańcujący. Służbowy oficer prosił ich z polecenia lorda Lyttona i jego żony do Peterhoffu na 26 lipca, na godzinę pół do dziesiątej.
- Ja nie mogę iść – rzekła pani Bremmil – to za wcześnie po śmierci drogiej Flory…Ty jednak, Tom, powinieneś pójść…
Mówiła tak jak myślała i Bremmil powiedział, że pójdzie dlatego tylko, aby tam być. Zaproszeniu przecież, choćby w połowie, nie można było odmówić. Kłamał, nie powiedział bowiem co myślał. Jednak jego żona domyśliła się tego; wiedziała, że był już na pół zdecydowany pójść i to nie sam, lecz z panią Hauksbee.

Usiadłszy , zamyśliła się, a owocem tego rozmyślania było przekonanie, że wspomnienie zmarłego dziecka znacznie mniej warte niż miłość żywego męża. Obmyśliła więc cały plan i postanowiła go wykonać. Przekonała się także, że męża swego zna dobrze i dlatego postanowiła działać.
- Tom – rzekła w dzień wieczoru u lordów – pójdę na obiad do Longmarów. Dobrze zatem zrobisz, gdy zjesz obiad w Klubie.
Oszczędziła mu więc wymówki, której byłby z pewnością szukał, aby tylko na ten wieczór mógł pójść i zjeść obiad w towarzystwie pani Hauksbee.
Był jej za to wdzięczny, ale czuł się jakiś przygnębiony, wiedział, że jest winny.
O godzinie piątej wyjechał.
Około godziny pół do szóstej przywieziono olbrzymi kufer ze sklepu firmy Phelps dla pani Bremmil.
Pani Bremmil była kobietą, która umiała się ubierać.
Tydzień, jaki minął między zaproszeniem na wieczór u lordów a dniem wieczoru, nie minął bez pracy. Miała dość czasu obmyślić cała toaletę i dać wskazówki, jak suknia ma być ubrana, haftowana, uszyta, zmarszczona itp. Toaleta trochę jeszcze żałobna ( ćwierć żałoby mniej więcej), była rzeczywiście wspaniała. Nie umiem jej opisać, ale to był jeden z tych strojów, które nazywają ‘une création ‘ – coś, co jednego oszołamia, innym zapiera oddech.
Gdy się też pani Bremmil przejrzała w lustrze, z zadowoleniem powiedziała sobie, że tak pięknie nigdy jeszcze nie wyglądała. A była wysoką blondyną i umiała przybierać odpowiednią postawę - gdy chciała.
Po kolacji u Longmarów pojechała do pałacu wicekróla i weszła do sali balowej. Wnet spostrzegła męża , chodzącego pod rękę z panią Hauksbee. Poczerwieniała z gniewu i wyglądała wtedy czarująco. Zaraz obstąpili ją danserzy, każdy prosząc choć o jeden taniec. Rozdawała tańce naokoło.
Wnet spotkały się spojrzenia jej i pani Hauksbee, a ta przeczuła, że wojna już wypowiedziana. Pani Hauksbee wyszła z niej jednak pokonana. Zanadto tyranizowała biednego Bremmila i on zaczął się już wycofywać ze stosunku. Nie widział też nigdy żony swej tak piękną. Przypatrywał jej się od drzwi i wlepiał w nią oczy, gdy schylona na ramieniu tancerza przechodziła koło niego. A im więcej się w nią wpatrywał, tym więcej ciągnęło go coś do niej. Nie chciał wierzyć, że to jego żona, ta żona z wiecznie czerwonymi od płaczu oczyma, wiecznie w żałobie, wiecznie przy jedzeniu wylewająca łzy. Pani Hauksbee wysilała się jak mogła, by go przy sobie utrzymać, ale już po dwu tańcach z nią, Bremmil podszedł do żony, prosząc o taniec.
- Żałuję mocno, ale pan za późno przyszedł, panie Bremmil – rzekła żona patrząc nań drwiąco.
On jednak nie przestał prosić; jak łaskę jakąś dała mu piątą kolej walca. Na szczęście był wtedy wolny. Tańczyli więc razem; wśród tancerzy przeszedł szmer podziwu.
Bremmil wiedział, że jego żona dobrze tańczy, nie wiedział jednak, że tańczy tak bosko. Po tym walcu prosił jak o łaskę o nowy taniec – zamiast odpowiedzi dostał jednak lekki rozkaz ;
- Pokażno, mój kochany, twój karnecik!
Podał go jej z prawdziwą studencką pokorą. Pani Bremmil znalazła przy wielu tańcach literę H - a nadto przy kolacji, również literę H. Nie rzekła potem nic, uśmiechnęła się tylko nieznacznie, przekreśliła swoim ołówkiem kilka razy literę H i wpisała imię miluchne, słodkie, znane tylko jej i jemu. Potem pogroziła mu palcem i rzekła z uśmiechem;
- Och ty, niemądry, niemądry chłopcze!
Pani Hauksbee widziała wszystko i już dostatecznie była przekonaną ,że przegrała. Bremmil tańczył odtąd z żoną – ostatni taniec przesiedzieli w małym namiocie, ustawionym w kącie sali.
Co tam Bremmil mówił, co robiła jego żona, nic nikomu do tego.
Gdy orkiestra zagrała The Roast Beef of Old England  wyszli oboje na werandę; Bremmil zaczął szukać powozu swej żony, ona poszła do garderoby. Właśnie przechodziła tamtędy pani Hauksbee, zapytała więc Bremmila;
- Wszak z panem idę na kolację?
Bremmil poczerwieniał i rzekł;
- Hm! Ja jadę teraz z żoną do domu! Zdaje mi się, że zaszło nieporozumienie.
W mowie jego był jakiś fałszywy ton, chciał całą winę zwalić na panią Hauksbee.
Właśnie w tej chwili wyszła jego żona z garderoby, w płaszczu z łabędzim puchem i w białej woalce. Para znikła w ciemnościach. Ona w powozie, on na koniu tuż przy niej.
Pani Hauksbee zwróciła się do mnie – przy blasku lamp wyglądała jakaś blada i przewiędła - i rzekła;
- Niech mi pan wierzy, że prosta i głupia kobieta potrafi rozsądnego mężczyznę za nos wodzić, ale trzeba bardzo rozsądnej kobiety, aby mogła to samo robić z głupcem.
Potem poszliśmy na kolację. 

                                              ***
Dodajmy, że poczet kobiet Polek piszących o Kiplingu ( na ogół bardziej z zachwytem niż bez) bądź tłumaczących utwory pisarza  był ongiś wcale pokaźny:
F. Arnsztajnowa,  M. Brzozowska, A. Gawrońska, M. Gąsiorowska,
M. Kreczkowska,  G.E. Lenartowska, H. Niemirowska, C. Niewiadomska, Z. Popławska, W. Zyndram-Kościałkowska, T. Prażmowska, R. Reicherówna,
A. Reymontowa, N. Szymanowska, E. Żmijewska. X. Żytomirska.
Marya Jadwiga Migowa, Maria Aleksandra Walewska

Cezurą stała się wojna i czasy tzw. PRL-u; nie widać dziś - nawet pośród anglistek - nazwisk pań, które można by dodać do powyższego pocztu...
Chlubny wyjątek stanowi p. Antonina Łuszczykiewicz z pracą "„Psalmista szowinizmu” – Rudyard Kipling wobec Indii i Indusów