piątek, grudnia 15, 2017

18 I 1936


Jak bardzo ceniono u nas Kiplinga przed wojną (pierwszą i drugą), 
z jaką przyjemnością go czytano, podziwiano i najzwyczajniej w świecie kochano, świadczą artykuły nekrologowe jakie ukazywały się w prasie polskiej po śmierci pisarza. 
  
A jak bardzo ograniczono i wykoślawiono tę twórczość i samą osobę pisarza po wojnie... refleksje pozostawiam szanownym Czytelnikom





Była noc – pełna niepokojem nabrzmiałej ciszy, noc szpitalna. Słabe światło przyćmionych lamp zaledwie pozwalało rozróżnić rysy twarzy ludzi zebranych koło łóżka umierającego. Szpitalne sprzęty, szpitalny kitel doktora, charakterystycznie narzucające się świadomości, sprowadzały tę scenę do wspólnego mianownika innych podobnych, których tyle już te ściany widziały. A przecież dziś na łóżku tem konał człowiek, którego imię znały miliony – w całem Imperium, człowiek, który był tego Imperium największym synem. Twarz pozbawiona okularów, które nadawały jej zawsze tak charakterystyczny wyraz, wydawała się jeszcze twardsza, jeszcze mocniejsza, jeszcze bardziej angielska niż zwykle. Rysy wychudzone chorobą, nabrały ostrości, ciężki, wysunięty podbródek dominował teraz swą mocą. W napięciu oczekiwania na nadejście śmierci, w bolesnym natężeniu instynktu zachowawczego ten umierający człowiek był tu w tym pokoju najbardziej żywy, choć świadomość jego błądziła teraz po dalekich ścieżkach przeszłości, dalekich od ciasnych ścian szpitalnego pokoju, pod rozpalonem niebem Indyj.
Przed wielkim "Domem cudów", muzeum rządowem w Lahore, na armacie siedzi okrakiem, wymachując nogami, mały chłopiec spalony na bronz podzwrotnikowem słońcem. Przed oczami jego przesuwa się barwny, choć przepojony oślepiającą bielą tłum przekupniów, żebraków, podróżnych… Malec rozmawia ze znajomym żołnierzem, szeregowcem Ortherisem ze strzelców bengalskich. Ojciec wychodzi z gmachu, Sahib Kipling, Pan Domu Cudów, Mr. Kipling, profesor rzeźby architekturalnej w bombajskiej Szkole Sztuk Pięknych. Słońce praży, choć już ma się ku zachodowi, dokoła gwar, leniwe, lecz nabrzmiałe bogactwem barw, dźwięków, ciężkiem brzemieniem nigdy nie wyładowywanej energii życie wschodu. Szczęśliwe lata…
Ale co tu robi Stalky, wierny i wspaniały Stalky, wódz i ideał, zawsze pełen wspaniałych pomysłów, zawsze gotowy do wystąpienia solidarnie przeciw zwartemu frontowi „trzeciaków”, czy przeciw chytrym zakusom Mr. Kinga? A otóż i M’Turk, wierny towarzysz… „Idziemy dziś wybić szyby Kingowi – tego już zanadto, ośmieszył nas przed pętakami”. 

Wzdłuż długiego budynku United Service College, szkoły wojskowej w Westward Ho! wlecze się leniwie trzech chłopców w kolorowych czapeczkach angielskich uczniów. Słońce dopieka, więc krok jest niedbały, twarze zdają się wyrażać zupełna bezmyślność. A przecież w mózgach układa się właśnie z żelazną konsekwencją obmyślany plan wojenny. Czinganguk za chwilę wyda cichy okrzyk wojenny i ruszy do ataku na wigwam nędznej bladej twarzy.



Oczy „Okularnika” Beetle’a płoną za szkłami wpatrzone z uwielbieniem w przewodnika i mistrza. Niebo jest ciemno niebieskie, głębokim, czarniawym błękitem angielskiego morza – zatoki bristolskiej.
Trzej chłopcy wchodzą do budynku, "Okularnik" zasiada teraz za stołem i zabiera się niby do przepisywania kary za poprzednie jakieś grzechy. Ależ ten stół nieporządny!



Pełno na nim papierów, wycinków, skrawków – redakcyjnych papierów. To redakcja „The Civil and Military Gazette” w Lahore. Młody sekretarz Mr. Kipling pracuje nad nowym reportażem, który mu w tej chwili przyniesiono. Musi go dobrze przygotować, bo dziś chce zanieść redaktorowi coś innego także, swój pierwszy wiersz, który odważy się przedstawić i nieśmiało podsunąć do druku. Redagował przecież gazetkę szkolną i utwory tam umieszczane zyskiwał y sobie uznanie nawet samego rektora. Trzeba się śpieszyć, materiał do numeru musi być gotowy za chwilę. Wchodzi reporter: „ Panie redaktorze” – to Allhabad – Mr. Kipling, zastępca redaktora „ Pioniera” – reporter jest pełen szacunku; młodzieńczy Mr. Kipling jest pisarzem i poetą znanym i popularnym w całych Indjach. „ Rozumieli co im chciałem powiedzieć”… Na ustach konającego pojawia się cień radosnego, chłopięcego uśmiechu.

Podróże po Indjach, noc nad północno-zachodnią granicą, gdzie garstka Sikhów pod wodzą angielskiego oficera strzeże brytyjskich posiadłości przed najazdem dzikich plemion; noc rozgwieżdżona, tropikalna, mroźna. I znowu wagon i śpiący oficer na przeciwnej ławce, i sen, spadający na powieki. Fale…fale…szybko ucieka woda pieniąca się nad śrubą wielkiego okrętu. Japonia, Ameryka…”Od morza do morza”. Naokoło świata – a obok wsparta o burtę Karolina Balestier-Kipling. Moja Karolina. Wrócimy, zamieszkamy w Anglii, będziemy mieli piękny dom – mam tyle do pisania.

  I otóż jest dom, drewniany dom ‘Naulakha’; przy biurku siedzi znakomity pisarz Rudyard Kipling, sławny Rudyard Kipling; spod pióra szybko biegnącego po papierze wysnuwają się długie szeregi słów. Czar działa. Purun Bhagat czaruje swe zwierzęta na górze grożącej mieszkańcom wioski zagładą. Mowgli-Żabka szarpie za ucho swego ciężkiego nauczyciela Baloo; prawo dżungli jest święte i wielkie; poluj zawsze w gromadzie; sędziwy Akela zwołuje wilki na skałę Rady…

Torquay…nie to Capetown – wojna boerska, Mr. Kipling znowu w szacie dziennikarza…Wojna – trzeba pomóc naszym żołnierzom – piórem jeśli nie można orężem. Tu chodzi o Anglię! 10 000 funtów, mało, trzeba zebrać więcej; musimy wygrać prędzej wojnę. To przedłużanie sprawy godzi w honor Anglii.

Umierający ożywia się. Oczy pod z trudem unoszonymi powiekami płoną. Rok 1905. Lord Roberts – Generale, Niemcy są niebezpieczeństwem dla Imperium. Musimy być przygotowani na najazd. Oni nie cofną się przed niczem. Wielka misja cywilizacyjna Anglii…

Kanada. Wielkie zebranie w Toronto. „Panowie – Wielka misja cywilizacyjna Anglii…” Trzeba napisać memoriał, ludzie obojętnieją dla wielkiej sprawy, filistrzeją. Kobiety domagają się prawa wyborczego. Czyż możemy dopuścić by Anglia była rządzona przez kobiety?...

 I – co więcej znaczy niż Króle i Sława Będziesz mężczyzną , mój synu.
Mój synu! John! Rok 1914. Nie zabrakło w tej wojnie Kiplinga! Naszym obowiązkiem zgnieść najazd niemiecki, uratować Francję…Wszyscy powinni stanąć pod sztandarem! Dobrowolna służba wojskowa w tej zniewieściałej Anglii nie wystarcza gdy ludzie zapominają o prawie dżungli…Obowiązkiem każdego ojca jest dać syna. Dać syna…Depesza z frontu; „John Kipling z pułku Gwardiii Irlandzkiej. Zaginął bez wieści”…John!

Oddech umierającego staje się cięższy. Wielki pisarz Rudyard Kipling, największa sława Anglii na świecie, laureat Nobla, odznaczony złotym medalem „Królewskiego Towarzystwa Literackiego”, który przed nim tylko Walter Scott, Meredith i Hardy…Rektor Uniwersytetu St. Andrews…Zaszczyty , honory…I praca, ciągła praca dla idei Wielkiego Imperium, rządzonego przez Białego Człowieka, prawdziwego mężczyznę – Anglika. Strasznie zniewieściała Anglia…Irlandia podnosi jawny bunt…W Indjach parlament – słabnie ręka Białego Człowieka…Kobiety w parlamencie…Młodzież mówi o równości ras i zadaje się w Londynie z Hindusami…Imperium chwieje się…Niemcy znowu się zbroją – durnie – pozwalają im na to. Anglii nie zachwieje nic!...Sankcje do końca!...Na całym świecie…Prawo…Imperium…

Twarz konającego kurczy się w natężeniu energii woli, choć sił brak. Lecz wola ustępuje…

*
W baronowskim zamku „tego samego Dzieciucha, który Eustachemu Cleaverowi, powieściopisarzowi, opowiedział swego czasu historię ujęcia Boha Na Ghee”, w ogromnej bibliotece pełnej starych książek i portretów przodków, mały krąg dużych, klubowych foteli przed ogromnym kominkiem, na który płonie ogień z gałęzi jabłoni. Paru starców krzepkich jeszcze, o mocnych żołnierskich twarzach.

- Pogoda taka, że myśleć i wspominać się nie chce. Ten przeklęty wiatr jakby przez kominek wiał prosto w moje kości. Czuje jak tam świszcze – a przecież jesteśmy tu zamknięci jak w ziemiance. Przypomina się Verdun; a tu jeszcze Beetle’a nie ma. Generał – major Dunsterville wzdrygnął się jakby rzeczywiście wiatr ze śniegiem powiał przez mroczną bibljotekę.

- Starzejesz się Stalky – rzekł M’Turk, pan G.C Beresford, ze swego fotelu. – Brak Beetle’a psuje wszystko. Jak za dawnych czasów. A przecież Okularnik był nam właściwie często zawadą. Pamiętasz jak nam sprowadził na kark Prouta, bo mu się zachciało akurat wyjrzeć z kryjówki, któreśmy tak dobrze zakonspirowali?

- Ale zato jak działał na nerwy Kopyciarzowi! Nikt nie umiałby wymyślić takich tańców wojennych, takich piosenek, które zawsze trafiały w samo bolące miejsce ambicji czcigodnego Imci Prouta – odezwał się Dick IV, który ongiś błyszczał w roli Aladyna, w jednej z pantomim Beetle’a, kapitalnej imprezy, którą wspominali potem latami. Beetle dodawał blasku i uroku wszystkiemu, cośmy robili. On wiedział i rozumiał cośmy czuli. I tak już było zawsze. Myśmy o wiele później zrozumieli czem była dla nas ta szkoła. On wiedział już wtedy. Dlatego ile razy czytam jego książki, wydaje mi się, jakbym sam chciał je napisać, a tu on mnie ubiegł. Wie wcześniej od nas co wszyscy czujemy i odkrywa nam naszą własną duszę. Zarówno w Australii, jak w Indjach i tu – i w całem Imperium.

- Pamiętam, w 15-tym roku na froncie jeden z moich oficerów przyniósł mi książkę – ozwał się Stalky. – Była ona własnością zwykłego żołnierza – może był to Ortheris właśnie, bo lepszy typ spryciarza londyńskiego trudno sobie wyobrazić. Szofer i cwaniak. Książka, były to „Opowieści spod Himalajów” w taniem wydaniu – tkwiła w niej niemiecka kula karabinowa.

Ortherisowi własne jego przygody opisane z taką pasją przez Beetle’a uratowały życie. Nosił je ze sobą na piersi i posłużyły mu za tarczę.

- O, Beetle zawsze ubolewał nad tym, że nie może być żołnierzem. Ma pogardę dla pióra, choć stara się go używać w miarę sił dla dopomożenia sprawie. Ale marzeniem jego zawsze było móc zamienić je na karabin.

- Syn go zastąpił w tem zadaniu; a nie mógłby go przecie zastąpić w jego dziele. Beetle jest dziś jedną z najmocniejszych podstaw Imperium – rzekł M’Turk.

- No, i naszego grona – dorzucił Stalky – nie wiem cobyśmy bez niego poczęli…

Drzwi biblioteki rozwarły się z trzaskiem i stanął w nich pobladły nieco gospodarz.

- Beetle nie żyje!

*
Gdy Rudyard Kipling wydał ostatnie tchnienie, duch jego wyzwoliwszy się z ciała wydostał się też z ciasnych ścian szpitalnej separatki i popłynął zwolna nad Anglią, wmieszawszy się w tłum podobnych mu widm. Mnóstwo ich było wszędzie – duchy wszystkich tych, który ukochali swą ojczyznę w ciągu wielu stuleci, obecnie snuły się nad tą ziemia blado i beznadziejnie, trwając jak w ponurych elizejskich jaskiniach w dręczącej bezczynności, w niemożności wsparcia swem ramieniem wielkiej sprawy, o którą całe życie walczyli. Byli tak królowie i wodzowie, żołnierze i eksploratorzy, którzy budowali imperium i pisarze, którzy je sławili. Puk tańczył na wzgórzach hrabstwa Buckingham, a duchy pierwszych Brytyjczyków – legionistów rzymskich stały jeszcze na straży u granic dartmooorskich bagien. W sferach pozarealnych, niewidocznych dla śmiertelników strzegła Anglii jej historia.

Duch Rudyarda Kiplinga popłynął dalej, nad Atlantykiem i morzem Śródziemnem, strzeżonem przez las kominów i masztów niezwyciężonej dotąd floty brytyjskiej, czekającej na ciężką próbę i dalej ponad Suezem do krain, gdzie urodził się i gdzie zaczynał samodzielne życie na ziemi. Śnieg i wiatr pozostawił za sobą – tu świeciło i prażyło słońce; jak zawsze, jak za czasów młodości.

W Lahore i Allahabad nic prawie się nie zmieniło. Ten sam barwny, wschodni tłum. Tylko w Delhi obraduje parlament. Tylko z daleka słychać pomruk nadciągającej burzy. Zastępy małych, żółtych wojowników prą nieprzerwanie naprzód, zdobywają piędź po piędzi kolosalny pas chińskiej anarchii, chroniący brytyjskie cesarstwo indyjskie.

U północno – zachodniej granicy strzelcy bengalscy. W dusznym pokoju swego bungalowu, chłodzony wolnym półobrotem olbrzymiego wachlarza punkah, wprawianego w ruch przez sennego Hindusa, siedzi młody porucznik zagłębiony w trzcinowym fotelu z książką na kolanach. Duch pisarza pochyla się nad nią. U góry stronicy widnieje tytuł "Kim"…

W tym czasie w odległej Anglji zasypywanej bezustannie mokrym śniegiem wiatr północny bije w szyby pałacu Sandringham. Cisza panuje dokoła, ale cisza gotowa wybuchnąć wielkim krzykiem rozpaczy. Bo na górze w jednej z komnat słabnie powoli życie wnuka wielkiej królowej budowniczyni Imperium. Przyszłość tonie w mroku…


Andrzej Mikułowski, 1936 r. ( dodano skan okładek 2 tomów polskiego przekładu Stalky & Co. Zofii Popławskiej)


u góry; biurko pisarza- link