The Naulakha, by Rudyard Kipling
and Wolcott Balestier . Leipzig, 1893.
Nie darmo
królowa Wiktoria przybrała
tytuł cesarzowej Indii.
Osobną
okazuje ona troskliwość dla
swych Hindostańskich poddanych,
a za przykładem sędziwej
monarchini, cały świat
angielski usiłuje
współdziałać w zadaniu szerzenia oświaty
i kultury na dalekich
kresach wschodnich
posiadłości Albionu. Rządy namiestnicze lorda Dufferin tym znaczniejszym
w tym kierunku nacechowane
zostały postępem, iż znalazł
on dzielną współpracowniczkę w
towarzyszce życia, która mu udzieliła skutecznego poparcia w jego rozlicznych zachodach i reformach.
Lady Dufferin
ulitowała się mianowicie
nad losem niewiast
wschodnich, ustawami braminizmu
skrępowanych i skazanych na ciężkie losy i wydziedziczenie. Nie mogąc
od razu wszystkiego odmienić,
ani też stuletnich wykorzenić
przesądów i praktyk, lady
Dufferin przede wszystkim zabrała
się do
sanitarnych popraw, zbadała higieniczne
urządzenia zenanów, czyli
hindostańskich haremów, wskazała
na opłakane w nich stosunki, na
opuszczenie i zaniedbanie chorych, na krocie dzieci ginących
marnie z powodu braku
umiejętnej opieki i
pomocy, i ostatecznie zabrała
się energicznie do zorganizowania
żeńskiej
służby zdrowia, w
nadziei, iż wkraczające
w zaklęte progi ginekeów
studentki angielskie, zdołają
wnieść tamże pochodnię oświaty,
której wszędzie i zawsze kobiety bywają przesłankami.
Na jej
słowo, niebywały ruch
zapanował wśród dziewcząt angielskich, od niedawna przypuszczonych do
wyższych studiów. Jęły się
mnożyć doktorki, aptekarki,
wyćwiczone w pielęgnowaniu
chorych sługi szpitalne.
Rozpoczęła się istna
emigracja miss angielskich ku wybrzeżom
Hindostanu. Jednych parła żądza poświęcenia, nieznajdującego zaspokojenia
w chłodnych formułkach
protestantyzmu; innych zaostrzona
walka o byt wywodziła z
ojczyzny na obce szlaki zarobku i zajęcia. Jedne niosły
w dal zapał apostolski pionierek cywilizacji i
wyswobodzenia, inne szukały chleba, nie bacząc na cenę i smutki dobrowolnego wygnania.
Musiał jednak ów exodus panieński
przybrać zatrważające rozmiary
i charakter zaraźliwej gorączki,
skoro hindostański Dickens, jak już nieraz nazwano Rudyarda Kiplinga, osobną powieść tej właśnie
poświecił sprawie, próbując postawić tamę
zakusom ślepego poświęcenia
u swych współrodaczek. Nie
rzadkim dziś w
literaturze angielskiej przykładem, zaprosił do wspólnictwa pióra mniej
głośnego autora, p. Wolcotta Balestier,
biegłego w podobnej podrzędnej robocie, i p. t. The Naulahka, wspólnymi siły
opracowali tezę daremności i
niebezpieczeństw wypraw kobiecych na zreformowanie Wschodu.
Żeby odjąć swemu
utworowi zbyt osobistą
cechę pamfletu przeciw prądowi
przejawiającemu się w Anglii, skojarzeni
pisarze raczej obrali sobie Amerykankę za
przedmiot i bohaterkę powieści. Kate
Sheriff słyszy raz odczyt głośnej
Pundity Ramabai o
niedolach, ciemnocie i
wydziedziczeniu kobiet w
Hindostanie, i postanawia
na to wezwanie odpowiedzieć.
Darmo wstrzymuje ją
miłość rodziców, miłość
narzeczonego. O niczem słyszeć
nie chce, jeno o poświeceniu
się nieszczęśliwym, o których
zasłyszała. Ćwiczy się tedy w służbie szpitalnej, składa
egzamina, nareszcie odpływa do Kalkuty,
ażeby w hindostańskim mieście Rhatore,
podległym jednemu z
maharadżów Rajputany, zastosować swe wiadomości i wypełnić powołanie.
Ale ubóstwiający ją Tarvin, nie traci z oczu ukochanej, owszem, postanawia towarzyszyć jej i czuwać nad marzycielką.
Praktyczny wszakże
Yankee, obok serdecznego,
musi mieć i praktyczny motyw dalekiej podróży. I w istocie, okrom bogdanki miłuje on całym sercem miasto swe rodzinne, Topaz.
„Najdroższym skarbem mieszkańca Far-Westu bywa miłość dla swego miasta i duma z tą miłością związana; a znów wykwitem owego podwójnego uczucia, jest stale nienawiść do najbliższej sąsiedniej osady. Topaz i Rustler, dwa współzawodniczące z sobą miasta,a raczej miast zawiązki, znajdowały się w żądanej od siebie odległości, żeby się nienawidzić jak przynależy. Ów to kult Amerykanów dla tego właśnie punktu bezbrzeżnego pustkowia, gdzie wędrowne spodobało im się rozpiąć namioty, zawiera w sobie rękojmię przyszłości i powodzenia. Namiętnym i osobistym bywa ten municypalny patriotyzm . I tak dla Tarvina , miasto Topaz było ojczyzną; że zaś nie było abstrakcyjnym jeno pojęciem, lecz czymś dotykalnym i bliskim, czymś, co można było kupować kawałkami i na odwrót sprzedawać, uznawał on w tym daleko bardziej ojczyznę swoją, aniżeli w całych Stanach Zjednoczonych,które tylko na czas wojenny upominały się o jego patriotyczne zobowiązania."
musi mieć i praktyczny motyw dalekiej podróży. I w istocie, okrom bogdanki miłuje on całym sercem miasto swe rodzinne, Topaz.
„Najdroższym skarbem mieszkańca Far-Westu bywa miłość dla swego miasta i duma z tą miłością związana; a znów wykwitem owego podwójnego uczucia, jest stale nienawiść do najbliższej sąsiedniej osady. Topaz i Rustler, dwa współzawodniczące z sobą miasta,a raczej miast zawiązki, znajdowały się w żądanej od siebie odległości, żeby się nienawidzić jak przynależy. Ów to kult Amerykanów dla tego właśnie punktu bezbrzeżnego pustkowia, gdzie wędrowne spodobało im się rozpiąć namioty, zawiera w sobie rękojmię przyszłości i powodzenia. Namiętnym i osobistym bywa ten municypalny patriotyzm . I tak dla Tarvina , miasto Topaz było ojczyzną; że zaś nie było abstrakcyjnym jeno pojęciem, lecz czymś dotykalnym i bliskim, czymś, co można było kupować kawałkami i na odwrót sprzedawać, uznawał on w tym daleko bardziej ojczyznę swoją, aniżeli w całych Stanach Zjednoczonych,które tylko na czas wojenny upominały się o jego patriotyczne zobowiązania."
Ta wyborna charakterystyka przywiązania
Yankeesów do stron rodzinnych, wprowadza nas w jądro opowiadania. Nowa linia kolejowa ma być
niebawem wytkniętą, a centralny onej punkt przypadnie w
jednym z dwóch miast
rywalizujących z sobą ; czy Rustler czy Topaz zagarnie trzy C, zadatek pomyślności i dostatków, jako: Central California Colorado.
Rustler stokroć
więcej przedstawia warunków
za sobą, ale
przedsiębiorczy Tarvin postanawia bądź co bądź
szalę wyboru na korzyść Topaza
przechylić. „My rządzim światem, a nami kobiety!” i w antypodach jest prawidłem
ustroju społecznego. Byle
zyskać poparcie żony prezydenta, rozstrzygającego o
kierunku nowej kolei,
już sprawa wygraną
zostanie. Tarvin szuka tedy
w onej nadobnej połowicy
głowy rządu słabej
strony, i znajduje takową w namiętnym
rozmiłowaniu się pięknej pani w błyskotkach.
Przyrzeka więc jej
zdobyć naszyjnik, zwany
Naulahka, skarb maharadży Rajputany
, na cały świat znany i podziwiany,
byle w Topazie skupiono nić
sieci kolejowej. Istny zapada kontrakt, a Tarvin puszcza się
do Hindostanu, aby
razem dobić się
Naulakhi i serca Kasi.
Odtąd
podwójna toczy się osnowa,
dążąc ku dwom niedościgłym
celom. Prędzej Tarvin
zdobędzie skarb Rajputany,
aniżeli Kasia jakąkolwiek
przeprowadzi reformę w
odwiecznych obyczajach
Wschodu. Wprawdzie przebije
się ona przez mury zenanów, wkroczy
w zaklęte progi
pałacu maharadżów, na
razie nawet ulży niektórym nędzom. Doraźne to
jednak tylko i
przemijające zwycięstwa. Wnet jej się roztrącać
przychodzi o skamieniałość
tysiącletnich obyczajów i
przepisów, o niewzruszone przesądy wieków.
Znużona, złamana ciągłymi zawodami,
młoda dziewczyna przyznaje nareszcie
własną bezradność i
bezsilność, i korzy się
przed potrzebą i koniecznością oparcia
się o męską pierś
i serce; uznaje,
iż inny zakres
powinności raczej jej w
udziale przypada, że
zamiast rwać się
w zaświaty do
bohaterstw przechodzących jej
siły, raczej bliskie i skromniejsze
obowiązki wypełniać jej
należy.
Oddaje tedy
rękę Tarvinowi i wraca
do Ameryki, uprzednio
otrzymawszy zwrot podbitego naszyjnika,
fetysza Rajputany do skarbu zapitego opiumem
maharadży.
Niepodobna tu po szczególe
opowiadać przeróżnych kolei i
zawodów, zniechęcających miss Kate
Sheriff do wymarzonego posłannictwa ku upośledzonym hindostańskim
siostrom. Przychodzi
jej przekonać się
krwawym doświadczeniem, iż wschodni ludzie jedno
tylko rozumieją, na jedno odpowiadają
hasło — zniszczenia i zagłady.
Budować, dźwigać, odradzać,
poprawiać, nie chcą i nie umieją.
A zresztą, jeśli
ma kiedyś błysnąć
godzina wyzwolenia,
pora reform skutecznych,
nie przybliżą jej
chyba słabe, niedoświadczone dziewczęta.
Małżonka przeniewierczego maharadży, odzywa
się raz do kuszącej
się o niedościgle reformy młodej Angielki:
„Jakże tobie rozumieć
życie, kiedyś jeszcze sama
nikomu takowego nie
dala? Zakrytym jest
świat przed tymi, które
dzieci na świat
nie wydały.“ Darmo
zresztą próbować tu walki
z długim szeregiem
odwiecznych tradycji, nawyknień,
obyczajów. Prędzej, później, złamią
one pojedyncze wysilenia, i
pojedyncze też wyczerpną
siły. Nie nadzwyczajne
posłannictwa, lecz domowe
kapłaństwo, właściwym kobiety
powołaniem.
Jakiekolwiek
dwustronne przymioty znajdą
się w małżeństwie, od kobiety
zależy szczęście, ona
jedna takowe zapewnia
i daje. „Co kobietom
po długiem myśleniu i
nauce? — odzywa się prostą
mową maharani
Rajputany — cierpią one i
kochają, ot i cale
ich życie"
Atoli nie życiowych
poglądów szukamy w
niniejszej książce. Przede wszystkim
uderza nas ona
kolorytem miejscowym. Pewna moda wiedzie dziś
falę wędrowców europejskich
do Hindostańskiego półwyspu.
Ileż opisów i
odgłosów z Indii
w ostatnich czasach przyszło
nam odebrać! Po
wcześniejszych podróżach Jacolliota i Jaquemarda,
po zapiskach lady
Dufferin, po artystycznych
świetnych pastelach Chevrillona,
i last
not least, po tyle zajmujących
opisach w „Naokoło
ziemi” hr. K.
Lanckorońskiego, twierdzić słusznie możemy, iż nic
nam nie
dało tak pełnego
i zupełnego obrazu Wschodu, jak niniejsza,
drobna na pozór książeczka.
Biją stąd wonie egzotyczne,
biją promienie niemiłosiernego słońca zwrotników, snują
się widoki i wizerunki pełne
jaskrawej barwności, wyłaniają
epizody jakby w lot szkiełkiem
fotografa pochwycone. Głębokie
zżycie się z Indiami, spoufalenie
z miejscowymi stosunkami,
na każdym prześwieca
kroku. Przy tym zaś
nadzwyczajne poczucie artystyczne
umiejętnie dobiera kolorów
i cieni, uwydatnia jedne
drugimi, potęgując przez
to ogólne urażenie.
Cóż za zręczne
np. przeciwstawienie dwóch
światów zaraz na wstępie uderza!
W miasteczku amerykańskim
wrą wybory, kolejowe zapadają
postanowienia, wszystko kipi nadmiarem życia, czynności, walki o byt. Od razu przerzucamy
się w senne stosunki Hindostańskiej stolicy, gdzie żar słoneczny zdasię wypalać wszelką energię życia, wszelką ochotę do czynu wyczerpywać, wszelką
bodaj krew z
żył wypijać. Wnętrze pałacu maharadży kilku rysami odmalowane, a tych rysów starczy, aby cale życie Wschodu za
jednym przedstawić zamachem.
Ilekroć maharadża na wypalonym słońcem dziedzińcu
daje posłuchanie lub
załatwia sprawy państwowe,
zewsząd wnet daje
się słyszeć szelest poruszonych
okiennic i żaluzji,
szmer przyciszonych głosów,
chrzęst jedwabiów, a wraz zalatuje
woń piżma i sandału, składając się w istną symfonię
Wschodu. Cały bodaj klucz
do tajemnicy zaklętego
Azji świata, znajduje
się w tych krociach oczu i uszu, patrzących i podsłuchujących zza krat i zasłon, aby ostatecznie kierować
polityką wewnętrzną i zewnętrzną wielkich państw i podrzędnych państewek.
Oczywiście
niezrównany humor Rudyarda Kiplinga
znalazł tu pole gotowe do popisu, iskrzącym dowcipem i niezrównanymi
konceptami. Snują się tu one nieprzerwanym, często
niedościgłym pasmem. Jeszcze w Naulahce, obcy
czytelnik zdoła pochwycić znaczenie krytyk ośmieszających rządy angielskie i ustrój
biurokratyczny administracji indyjskiego cesarstwa.
Powyższa recenzja ukazała się w jednym z czasopism polskich w 1893 r.
Pisownię uwspółcześniono- Ar.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz