Nowy przekład "Księgi dżungli"
Obie „Księgi dżungli" stanowią szczyt twórczości Rudyarda Kiplinga. Powstały w latach 1894 i 1895 czasie, kiedy autor po młodzieńczem szukaniu drogi wiedział już czego chce, jakie tematy mu odpowiadają i jaką techniką włada najlepiej. Polegają na wnikliwej obserwacji życia zwierzęcego, ale mają równocześnie i podkład alegorji, bo zwięrzęta Kiplinga są dziwnie podobne do ludzi. Jeżeli Mowgli pośród kosmatych mieszkańców dżungli odgrywa, dzięki swemu ludzkiemu rozumowi, rolę wodza i dżungla doskonale na tem wychodzi, to wystarczy cały ten obraz podnieść wyżej o jeden stopień drabiny Darwina, a będziemy widzieli co autor miał na myśli.
Szło mu o rolę rasy białej (a może nawet poprostu anglosaskiej) pośród ras kolorowych. Niedarmo w napisanym na jubileusz królowej Wiktorii hymnie "Recessional" (nazwa odnosi się do pewnego momentu nabożeństwa anglikańskiego) nawoływał do stawiania mostu, gdzie był bród, t. j. do niesienia szerokiemu światu wyższej cywilizacji i do pamiętania po wiek wieków o tem posłannictwie.
Jeżeli wilki z Seeonee zaznają powodzenia, gdy słuchają wodza, a szeregi ich przerzedzają się, gdy pośród stada zaczął działać anarchiczny i szkodliwy wpływ Shere Khana, to i tu alegoria jest jasna. Prawo, porządek, hierarchia — to ideały Kiplinga. Jest on wrogiem utopii społecznej. Nienawidzi jej nie tylko dlatego, ze niszczy ona dorobek wieków, ale i dlatego, że uważa ją za nieangielską. Przez to właśnie Shere Khana zrobił tygrysem, nie wilkiem.
Dydaktyzm podobny znajdziemy „mutatis mutandis“ w każdym utworze Kiplinga i gdzieniegdzie obniża on wartość artystyczną. Tu, odziany zręcznie w szatę alegorii zwierzęcej, nie narzucający się, a przecież na każdym kroku obecny, stanowi on właśnie jedną z zalet dzieła.
Nabierze prawdziwej wzniosłości w „Drugiej księdze dżungli", w noweli o rudych psach z Dekanu, która maluje walkę z najeźdźcą. Jest to mimo liczebnej słabości napadniętych walka zwycięska, a zwycięska dlatego, że na czele gromady stanęła jednostka o wyższej inteligencji, w stosunku do niej genjalna (patrz „Bohaterów“ Carlyle‘a), a gromada zjednoczyła się w nieugiętej woli odparcia wroga i nie poskąpiła krwi w boju.
„Kima“ psuje zlekka autor - imperialista, idealizując angielską służbę wywiadowczą w Indiach. Tu mamy tylko słabe echa imperializmu. Jeżeli zwracamy na nie uwagę, to głównie dlatego, że wiemy, kto to jest Kipling, i znamy inne jego dzieła.
Niema tu również prawie obrazów życia angielskiego, którym w innych utworach Kiplinga czasem można zarzucić płytką, filisterską etykę. W ogóle „Księgi dżungli" są arcydziełem i ze względu na to, czego w nich niema, i co jest gdzie indziej u autora.
Że ten fakt u nas odczuto wiadczy także obfitość polskich przekładów. Sam muszę wyznać, że ćwierć wieku temu, podczas wakacyjnych wywczasów przełożyłem trzy początkowe opowiadania pierwszej „Księgi dżungli“. Rzuciłem tę pracę, ponieważ uznałem ją za zbyteczną.
W ciągu niecałych lat czterdziestu od wyjścia oryginału ukazały się przecież aż cztery literackie tłumaczenia, i to — w przeciwieństwie do większości polskich tłumaczeń z angielskiego — stojące na wcale wysokim poziomie. Jedynie Mirandoli, który po Mianowskim i Czekalskim był trzeci w tym szeregu, możnaby zarzucić, że siląc się na niezwykłe wyrażenia i nawet archaizując miejscami, odstąpił od charakteru książki, przeznaczonej przede wszystkim dla dzieci.
„Dla siedmioletniego chłopca była to chłosta tak dotkliwa, źe każdy z was na pewno by chciał jej uniknąć“, czytamy zaraz w " Ł o w a c h w ę ż a K a a “, a zakończenie noweli „T y g r y s! T y g r y s ! " brzmi: „W ileś tam lat później (Mowgli) został mężczyzną i ożenił się. Ale to już bajka dla dorosłych.“ Kto więc „Księgom dżungli" nadaje formę zbyt trudną, mija się z głównym celem utworu.
Uniknął tego niebezpieczeństwa p. Józef Birkenmajer, którego „Księga dżungli“ pojawiła się z końcem roku zeszłego w Bibliotece Laureatów Nobla (Poznań, Wydawnictwo polskie R. Wegnera), a „Druga księga dżungli" jest gotowa i ukaże się niezadługo. Pomiędzy licznymi przekładami p. Birkenmajera Kipling zajmuje co do ilości bodajże pierwsze miejsce („Światło, które zagasło", „Kim", „Gawędy z pod Himalajów“, „Kapitanowie zuchy“,
a teraz obie „Księgi dżungli‘‘ ).
W przekładzie p. Birkenmajera czyta się opowiadania zwierzęce Kiplinga gładko, wyrażenia ich oddane są wyraziście a trafnie. Wplecione tu i ówdzie wyrażenia ludowe nie psują tekstu, owszem, dodają mu barwności.
Osobna wzmianka należy się wierszom, które Kipling zazwyczaj umieszcza na początku i na końcu każdego opowiadania. P. Birkenmajer tłumaczy je doskonale — z jednym wyjątkiem, o który muszę się z nim wykłócić. Charakterystyka Bandar-logu, t. j. ludu małp stanowi arcydzieło Kiplinga. Posiadają one ambicję, błyskotliwość, piękne pomysły— brak im zmysłu porządku, poczucia prawa, wytrwałości, stateczności — i stąd są w dżungli w takiej pogardzie, że nie wolno nawet na nie zwracać uwagi. Charakterystykę tę, zaznaczoną w noweli
"Ł o w y w ę ż a K a a " rozwija świetnie "Pieśń wagancka Bandar-logu". Po odrzuceniu końcowego czterowiersza stanowią ją trzy zwrotki, pełne przechwałek i marzeń o wielkich czynach, atoli refren każdej brzmi: „Ale co tam! Bracie, ty z tyłu masz ogon". Symbolizuje on niezdolność wytrwania przy pewnym toku myśli. Pociąg do błahostek, które raz po raz od niego odciągają.
Otóż jeżeli p. Birkenmajer tłumaczy
"Bracie, trza wyżej ogon nieść! -
...pal sześć!"
— to zmienia myśl autora, któremu tu nie szło o ambicję. Ta znajduje pełny wyraz w pierwszych wierszach każdej zwrotki, a refren właśnie demaskuje ją i ośmiesza przy pomocy przeciwieństwa.
Tę myśl doskonale oddaje, tkwiący mi w pamięci wolny przekład — bodajże Mianowskiego:
"...mniejsza o to,
My z ochotą
Ciagniem siebie za ogony"
Należałoby przeprowadzić w drugiem wydaniu odpowiednią zmianę. Ale to tylko jeden ujemny szczegół. Nowy przekład „Księgi dżungli" w niczym nie ustępuje dawniejszym i zasługuje na gorącą pochwałę.
Władysław Tarnawski
***
"Druga księga dżungli" i jej nowy przekład
W przedmowie do pierwszej „Księgi dżungli“ Kipling mówi o własnych studiach nad zwierzętami i o opowiadaniach różnych znawców ich życia. Nie podając tego wszystkiego w wątpliwość, trzeba jednak powiedzieć, że obok realizmu natrafiamy w obu „Księgach“ i na pewne cechy wprost przeciwne, a kunszt autora polega w znacznej mierze na zharmonizowaniu pierwiastków, na pozór niemożliwych do zharmonizowania. Gdybyśmy „Księgi dżungli“ chcieli połączyć z jakiemiś dawniejszymi utworami literackimi, zawędrowalibyśmy aż do średniowiecza, do epopei zwierzęcej o lisie Reynardzie, do fabliaux, w których lwy i wilki oznaczają rycerzy czy mnichów, i do Bestiarium, gdzie zwierzęta występują jako abstrakcyjne typy, symbolizując ludzkie wady i zalety.
A więc na wstępie mamy legendę, zapewne wymyśloną przez autora przy zużytkowaniu motywów z Biblii (stworzenie świata, raj, Kain) — „ S k ą d w z i ą ł s i ę s t r a c h ? “ Wyjaśnia ona stosunek zwierząt do ludzi i jest ujęta w efektowną formę opowiadania przy wodopoju w czasie posuchy, która zapewniła wszystkim plemionom dżungli bezpieczeństwo przy zaspokajaniu pragnienia. Czegoś podobnego w świecie zwierzęcym nie ma, natomiast grupy ludzkie często godzą się i pomagają sobie wobec wielkich klęsk elementarnych. „ C u d P u r u n B a g h a t a “ przenosi w egzotyczną dziedzinę Himalajów — osobę i stosunek do zwierząt św. Franciszka z Assyżu. Myślą jest naturalnie braterstwo wszystkich stworzeń.
W „ N a j e ź d z i e d ż u n g l i “ pierwiastki alegoryczne i dydaktyczne ustępują realistycznym. Łatwo to uzasadnić. Ponieważ w noweli ważną rolę odgrywają ludzie, i to jako skupienie o pewnej określonej psychice i pojęciach, zwierzęta muszą być tylko zwierzętami. Ale i tu władza Mowglie‘go nad Hathim oznacza wyższość inteligencji nad siłą.
Natomiast „ G r a b a r z e “ są typowem fabliau, wykonanym z imponującą werwą satyryczną. Stary Mugger to świetny typ absolutnego egoisty, hedonika, chciwca i życiowego opryszka, który ma siłę, ale nie gardzi i podstępem. Marabut-adiutant i szakal to mali szubrawcy o podobnej naturze, ale o mniejszych kwalifikacjach, co zrobiło z nich pochlebców i pieczeniarzy. Całość daje obraz bezwzględnej walki o byt.
Najciekawiej przedstawia się „ A n k u s k r ó l e w s k i “.
Mamy tu i Mowglie‘go i dwa z nim zaprzyjaźnione zwierzęta, pytona Kaa oraz panterę Bagheerę, i zupełnie nowe zwierzę, osiwiałego okularnika, strzegącego skarbów. Już ten okularnik stanowi typ fanatyka, skostniałego w raz nabytych pojęciach i zdolnego w ich imię do wszelkich okrucieństw. Ale cała nowela ma podkład dydaktyczny, bo przedstawia zbrodnie, do jakich ludzi prowadzi chciwość. Co więcej, stwierdza średniowieczne koligacje zwierzęcych nowel Kiplinga, gdyż treść opiera się na „Opowieści handlarza odpustów“ z Canterbury Tales Chaucera. Tam „śmiercią“ był skarb, zakopany w lesie, tu jest nią drogocenny ankus (bodziec na słonie). Tam określenie wypowiadał starzec, wolny od chciwości, tu okularnik, istota z poza świata ludzkiego. Pasmo morderstw, popełnionych z chciwości, jest podobne, a zależność widać wyraźnie przede wszystkim w motywie otrucia zbrodniarzy przez towarzysza, którego zabili, zanim spożyli zatrute jadło. U Chaucera mamy trupów trzy, u Kiplinga dwa razy tyle. Dla odpodobnienia urozmaica on nowelę użyciem techniki romansów kryminalnych, każąc Mowglie‘mu i Bagheerze odczytywać przebieg wypadków ze śladów.
„ Q u i q u e r n “ właśnie nieco odcina się od charakteru „Ksiąg dżungli“. Nie psy tu grają główną rolę, ale Eskimosi, i panuje realizm.
Co do „ R u d y c h p s ó w “ powtórzyć mogę jedynie to, co raz już napisałem. Mamy tu alegorię obrony ojczyzny, przy czym twarda wola obrońców i geniusz wodza odnoszą zwycięstwo nad przewagą liczby i brutalnej siły fizycznej — zwierzęcą Salaminę z Mowglim jako Temistoklesem.
„ H a r c e w i o s e n n e “ wreszcie, to epilog dziejów Mowglie‘go w dżungli, głoszący prawdę, że głos krwi przeważa wszystko.
Czy przypadkiem cały stosunek Mowglie‘go do zwierząt nie oznacza stosunku rasy białej, w szczególności Anglików, do ras kolorowych, nie umiem rozstrzygnąć. Sądzę jednak, że za mało jest pozytywnych danych do takiej interpretacji „Ksiąg dżungli“.
Tytuły poszczególnych nowel wziąłem z nowego przekładu „Drugiej księgi dżungli“, ogłoszonego przez p. Józefa Birkenmajera, podobnie jak przekład pierwszej, o którym mówiłem na tym miejscu, w Bibljotece Laureatów Nobla (Poznań, Wydawnictwo polskie R. Wegnera).
W ogóle pisałem już kilkakrotnie o Birkenmajerze, jako o tłumaczu. W tym czasie zalewu przekładów, zasługujących na miano - passez le mot — obskurnych, uważam go nieledwie za męża opatrznościowego. P. Birkenmajer umie wżyć się w dzieło obce i oddać jego barwność przy pomocy wyrażeń gwarowych, żargonowych, czasem archaizmów. Lecz temperament językowy miewa czasem i ujemne strony. Trzeba nad nim panować. A ponieważ p. Birkenmajer dotychczas nie dał swego maximum, muszę traktować go jako tego sprawiedliwego, co grzeszy siedemdziesiąt siedm razy na dobę, i skrupulatnie notować jego błędy.
Zdaje mi się, że lepiej by mówić o wodzu gromady wilczej, niż o herszcie. Uważam też za niedopuszczalne, aby wąż Kaa syczał, jak andrus „Wolnego!“ (zamiast „zwolna“).
Nie są te usterki zbyt liczne, ale wytykam je, bo pragnę, aby p. Birkenmajer wreszcie zajął to miejsce naszego najlepszego tłumacza z angielskiego, do jakiego ma kwalifikacje, a jakiego jeszcze nie osiągnął częścią wskutek zbyt pośpiesznej pracy, częścią wskutek braku opanowania swego temperamentu językowego i zbytniej swobody. Oto jej przykład:
W „ A n k u s i e k r ó l e w s k i m “ mówi Bagheeera, gdy razem z Mowglim ogląda ostatnie trzy trupy: The kills folow close, a więc „Zabijano raz za razem“. Jest tu pewna trudność z rzeczownikiem the kill, gdyż pantera stosuje do ludzkiego morderstwa wyraz, oznaczający w dżungli rzecz zwyczajną, zabijanie dla zaspokojenia głodu. Lecz nie było szczęśliwym rozwiązaniem sprawy włożyć w jej paszczę reminiscencję z „Lenory" Burgera: „Trupy prędko jadą“.
W wierszu, poprzedzającym „G r a b a r z y “ słyszymy o „pełznącym Kałdunie - Dżakali“. Dla uniknięcia dwuznaczności trzeba było powiedzieć „pełzającym“ (a rytm przy zmianie „niechaj“ na „niech“ byłby został niezmieniony). Chwila namysłu byłaby wystarczyła do zorientowania się, że nie można bez zastrzeżenia czasowego mówić o „zakrzepłej krwi ciepłej“ — przecież przed zakrzepnięciem krew musi wystygnąć („Pieśń powracających łowców“ po „Q u i q u e r n i e “ ). Aby już wyczerpać zarzuty, odnoszące się do utworów wierszowanych, dodajmy rym „chełpi — małpi“ w końcowej „Pieśni pożegnania“. Nie jest on nawet asonansem, a p. Birkenmajer dowodzi przecież na każdym kroku, że go stać na lepsze, nieraz bardzo wytworne.
W ogóle znowu dlatego tyle wytykam, że poza tym wiersze tłumaczone są świetnie. Na dowód kończę przytoczeniem utworu, poprzedzającego pierwszą nowelę. Zwracam uwagę, że Kipling, idąc za rodzimymi tradycjami, używa w niej wierszy o czterech akcentach, nie zawsze krępując się troską o równą ilość zgłosek, a tłumacz umiał to naśladować, zachował jednak potrzebny umiar i osiągnął dobre efekty metryczne.
Kałuże wyschły — stan wody spad? —
więc żyjem z sobą zapanbrat!
Z pyłem na sierści i z ogniem w paszczy
tłoczvm się wśród nadbrzeżnych haszczy!
Wśród lęku, spieki, ani nam w głowach
choćby przelotna myśl o łowach!
Sarniąt nie płoszy buremi kudły
wilk — jako one trwożny, wychudły;
łania też śmiało spogląda nań,
choć on jej ojcu przegryzł krtań!...
Kałuże wyschły — stan wody spadł —
bawmyż się z sobą zapanbrat!
O łowach nawet marzyć nie śmiejmy,
zanim deszcz spłucze wszelkie rozejmy.
Czy to nie brzmi, jak oryginalny utwór?
Władysław Tarnawski.
Obie recenzje ukazały się w jednej z warszawskich gazet w roku 1932
Wprowadzono niezbędne korekty językowe.
Zdjęcie okładki 3-go wydania z 1939 r. - zbiory własne (Ar.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz