sobota, grudnia 16, 2017

Cieniom Rudyarda Kiplinga





Witold Zechenter

KSIĘGI W DŻUNGLI. CIENIOM RUDYARDA KIPLINGA

- Zmarł największy poeta Anglji - Dwuszpaltowy tytuł depeszy w dzienniku.
Zmarł poeta mojego dzieciństwa. Moje­go i twojego także. Ach, także i twojego... Zmarł poeta naszego dzieciństwa — tak mo­gą powiedzieć ludzie w Anglji i w Polsce, we Francji i w Niemczech, w Ameryce i w Australji.

A u mnie zaczęło się to od słonia. Słoń był duży, bardzo duży — większy od wszy­stkich innych zwierząt stojących na półce z dziecinnemi książkami. Słoń był z masy papierowej.
Dlaczego ma taki długi nos?
Dlatego, że był nieposłuszny — odpo­wiedziała książka. Bajeczka o słoniu. Bo lubił moczyć nos w rzece. 
A nos wte­dy miał normalny, jak wszystkie inne zwie­rzęta. Matka przestrzegała go, by tego me robił. Ale mały słoń był nieposłuszny i dalej moczył nos w rzece, aż raz podpły­nął krokodyl i złapał go za nos. Mały słoń zaczął się wyrywać wtył i tak się moco­wał z krokodylem, aż wreszcie zwyciężył, ale w tej walce nos od ciągnięcia wydłu­żył mu się. I tak już zostało u słoni.
I ta bajka i tyle innych. Ale ta o słoniu najmilsza. I mój biały słoń, zanim jeszcze stał się Kingiem z ,,Pustyni i w puszczy" Sienkiewicza — był słoniem z bajki Kiplinga.
Ale było to w dalekiem dzieciństwie. Potem przyszły inne lata i przyszły „Księ­gi dżungli“. Przyszedł szakal Tabaki, ty­grys Shere Khan, wilk Akela czarna pan­tera Bagera, wąż Kaa, nietoperz Mang, tyle postaci zwierzęcych— Przyszła dżun­gla,  wspaniała, niezwykła  dżungla stwo­rzona przez jedynego pisarza, który tak potrafił pisać o zwierzętach Wraz z Maulim szło się w tę dżungle tajemniczą i jak­że często do niej wracało, rozumiejąc co­raz więcej i coraz silniej odczuwając, że  w lekturze tych fascynujących tomów od­dala się od dżungli życia.

Zwierzęta Kiplinga postępują jak ludzie, jak ludzie myślą i działają, jak Iudzie ma­ją prawa, rady, uchwały. Ale... jak dobrzy i mądrzy ludzie. A prawa ich nigdy nie
mogą być złamane, święte prawa dżungli.
Są tam zwierzęta szlachetne i mniej szla­chetne. m^mnite, ale — poza szakalem Tabakim i tygrysem Shere Khanem — niema wśród nich zbrodniarzy i nikczem­ników. Mordercy — za cenę głodu, ale nie za cenę zbrodni. Są występni, ale tylko w wielkiej namiętności. I są wyroki bezape­lacyjne, zawsze sprawiedliwe.
Dlatego Mauli wolał dżunglę zwierzęcą od dżungli ludzkiej. Miał przyjaciół i wro­gów — został długo z niemi, ucząc się od nich sprawiedliwości, ucząc się praw dżun­gli, praw życia i śmierci niezmiennych, niezawisłych, nieprzekupnych.
Zaczęło się od słonia z wydłużonym przez krokodyla nosem — a szło się w życie z „Księgą dżungli. Iluż z nas mogłoby powiedzieć,  że na niej się uczyło — uczyło patrzeć na dżun­glę ludzką i porównywać ją z najszlachet­niejszą fantazją wielkiego pisarza! Iluż z nas uciekało do tych ksiąg od dżungli życia, w której jakże mało jest tych wil­ków, panter, niedźwiedzi — chociaż tak wiele jest wilków, panter, niedźwiedzi, sza­kali, wężów.
Czy gdyśmy zobaczyli jakiegoś  malut­kiego człowieczka, a jeśli był on bliski na­szemu sercu, czy nie przyszedł nam na myśl Mauli, jak bezbronny, zagubiony w dżungli wędrował ledwo iść potrafiąc, „ma­ły, brunatny chłopczyna — tłusty, nagu­sieńki... I jak nim zaopiekowały, się owe wilki ze szczepu wilków seeoneeńskich.

Tyle książek obarcza nasze dzieciństwo, tyle bajek, legend, które potem olbrzymim balastem ciążą na naszem  życiu aż  do śmierci, jakże nieraz wypaczając najsilniej­szy rozum, deformując najgłębszą myśl „wolnego człowieka“. Ale to, co szlachetne zaciążyło nad naszą wyobraźnią i sercem i poszło z nami w życie — to właśnie kiplingowska dżungla.

Jedna ze ścian mojego pokoju przemie­niła się w ciągu lat w ścianę z książek. Gdy jestem zmęczony, gdy jestem czemś zmartwiony — lubię snuć oczyma po tych pólkach przyrośniętych do ściany. Zdaje mi się, że z tych książek spływa jakiś spo­kój i cisza, chociaż ileż burz w nich zawar­to. I wtedy potykam się wzrokiem o tę, o tamta książkę — poznaję zdaleka jakiś cienki tomik dobrych i kochanych wierszy, albo ciężki tom, pamiątkę jakichś studjów. Jakby na każdej prawie książce z tych wie­lu setek utrwaliło się coś z przeszłości, co przywarte do książki pozostaje tam i tam jest, a gdy wzrok przesunie się po niem, zahaczy go, zatrzyma oko. I przemówi — fragmentem, drobnym urywkiem przeszło­ści. Wspomnieniem jasnem lub ciemnem, głębokiem lub powierzchownem. To jeszcze gimnazjum — a to pobyt w obcem mie­ście — a to znowu lektura w podróży wio­dącej z powrotem — a to, a tamto...
Z każdej książki unosi się urywek prze­szłości, drobiazg rzucony w niepamięć. Fragment przytłoczony cieżarem wciąż nara­stających dni, wciąż oddalających od tego co było — dobre i złe, czyste i brudne, tkliwe i niskie.
Więc gdy tak wzrokiem przechodzę — jakże często na ścianie książek zatrzymuję się na tych kilkunastu tomach razem stoją­cych i zdaleka czytam tytuły pierwszych z nich: „Księga dżungli“, „Druga księga dżungli“...
I nieraz tak już było, że podszedłem i wziąłem książkę tę i jeszcze raz rzuciłem okiem na jakąś stronę, na jakiś wiersz... A potem wracałem znów do dżungli, ale już nie tej książkowej, tylko do dżungli życia — spokojniejszy i pewniejszy.

Bo to są księgi w dżungli, które jakże często mogą pokierować, uspokoić, upew­nić,
Mauli odchodząc do chaty, Mesuy, sły­szał przecież za sobą ten śpiew starego Balu, Kaa i Bagery (cytuję z przekładu Fr. Mirandoli):



Zaczęło się od słonia, któremu krokodyl wydłużył nos, bo słoń — mały słoń — był nieposłuszny. A potem — potem przyszły  księgi w dżungli życia takiemi mówiące słowami.
A teraz właśnie — teraz właśnie umarł Rudyard Kipling, poeta naszego dzieciń­stwa i budowniczy prostych dróg w życiu iluś z nas...


Jemu, wyzwolonemu już z dżungli życia, kierowanej jakże często przez Tabakich i Shere Khanów — tych kilka słów i spojrzenie na Jego książki. Spojrzenie wdzięczności.

P.S.
Witold Zechenter przełożył na jęz. polski tom opowiadań "Actions and Reactions"