poniedziałek, grudnia 11, 2017

Maska i twarz Rudyarda Kiplinga



Sukces Rudyarda Kiplinga osławiony notorycznymi honorariami dolara za słowo, część krytyki angielskiej przypisała nasileniu brytyjskiego imperializmu na przełomie wieku. Głos Kiplinga jako rzecznika "roli cywilizacyjnej białego człowieka", tak żywo przypominający nam misję kulturtraegerów, miał się stać rzekomo jako miedź brzęcząca z chwilą, gdy formuła polityczna Wielkiej Brytanii zmieniła się z "imperium" na "wspólnotę narodów".

W tym ujęciu Kipling to pisarz organicznie wwiązany w brytyjską politykę imperialistyczną, atrakcyjny dla Anglosasów ze względu na tematykę jego utworów.

Opinia klerka angielskiego wyraźnie skłaniała się ku temu sądowi aż do sprostowania, wniesionego przez jednego z najsurowszych krytyków T.S. Eliota.


Jeżeli tak, to czemu kiplingowskie światło nie zagasło nad rozległą panoramą euroazjatyckich horyzontów? Czemu nie przebrzmiała miedź brzęcząca w kiplingowskim wierszu, już przyrównywanym do paradnego marsza, orkiestronu i ogłuszającej muzyki Ryszarda Wagnera? Stąd i kwestia, czy Kipling był przede wszystkim autorem "Ballad koszarowych", ułożonych wojskowym żargonem ze schyłku ubiegłego stulecia? Gdyby tak było, imię jego dla nas - Germania.


Pychą i kłamstwem, ukrywającymi wyzysk, dawno odstraszałaby świat ta imperialistyczna fasada twórczości wielkiego Euroazjaty, gdyby Kipling nie przyszedł również z Mowglim - Żabką, Szczenięciem Ludzkim, z Kimem, Przyjacielem Gwiazd i Przyjacielem Całego Świata i snuł się jak cień z buddyjskim mnichem po Himalajach i zapylonych indyjskich gościńcach. Słowem, gdyby nie stanął przed światem w blaskach kultury, tak dostojnej i starej, że przy niej karleje wszelkie imperium.


Motto do pierwszego rozdziału Kima od razu otwiera nam oczy na stosunek autora do imperialistycznej maski:


"Wy, coście Wąską Drogą nieprzerwanie


Szli do Dnia Sądu przez piekieł otchłanie,


Wybaczcie kiedy modlą się poganie

Do swego Buddy w Kamakurze"

Bez wątpienia w wybaczeniu tym kryje się wielki grzech Kiplinga, niepomnego, że był Anglo-Hindusem, synem kustosza muzeum w Lahore. Nigdy w pier
ś się nie uderzył, a chwilami chciał się odżegnać od głębokiej nuty dialogu Kima z Mahbubem Alim.


- Ale kiedy zamkną madrissah, [szkoła] wtedy muszę być wolny i pójść między swoich ludzi. Inaczej umrę.


- A cóż to są ci twoi ludzie Przyjacielu Całego Świata?


- Wszyscy, co zamieszkują cały ten wielki, piękny kraj!" - odrzekł Kim myśląc o Indiach.


Idea odpuszczenia grzechów, a może mit stworzenia z przeciwieństw jedności globu, z ognia i wody monolitu, legła w osnowie twórczości, tak bogatej, że z przeminięciem epoki widzimy tylko wachlarz rozbiegających się dzieł odzwierciedlających rozbieżne kierunki, których się spoić nie da i pod największym ciśnieniem tyranii.  Bo cóż pośredniego między nieporównanym koboldem Pukiem z "Pukowej Górki",a sprawiedliwym niedźwiedziem Baloo, wykładającym wilczkom Prawo Dżungli.? Co między Przyjacielem Całego Świata, a Lurganem, Lekarzem Chorych Pereł, urabiającym go na agenta angielskiego wywiadu? Ideowa przeciwstawność. Bezdeń upokorzenia dla kolorowego człowieka, ofiary wyzysku.


Wcale nie glob, zjednoczony pod koroną Cesarza Indii. Wcale nie monolit tam, gdzie jeden panuje a drugi służy. Gdzie poluje tygrys Shere Khan. Wprawdzie Mowgli-Żabka rozciąga skórę tego rozbójnika na skale Rady Wilków z Seeonee, ale to tylko w Księdze Dżungli, póki trwa jej czar, tak odmienny od "czaru jesionu, głogu i dębu"  którym włada kobold Puk.


Sam artysta musiał sobie najlepiej zdawać sprawę ze swojej dwoistości,ukrywając skrzętnie cześć dla białoskórego zwycięzcy. Nie zawsze mu się to zresztą udaje. O swych kolegach ze szkoły w Nucklao, Kim, w roli Kimballa O'Hary, powiada nagle: "Wielu z nich ma oczy zbłękitnione i paznokcie poczerwienione od krwi Negrów".
 


Słowem, artysta dwulicowy jak Janus. Z jednej strony bałwochwalca przemocy, bijący czołem przed "filarami Brytyjskiego Imperium", z drugiej pokorny "chela" [uczeń] tybetańskiego lamy. Prosta analiza twórczości Kiplinga prowadzi do Janusowych oblicz. Tak się też i stało. Spod ruin sztucznej wielkości piewcy imperium wyłania się prawdziwy, bardzo hinduski kształt Kiplinga, o ludzkim, wcale nie boskim obliczu. Zawiodła polityka, którą artysta tak wyraża, cytując hinduskie przysłowie: "Zmienię religię i strój, lecz ty mi za to zapłacisz."


Odbrązawiacze mieli w Kiplingu twardy orzech do zgryzienia. Nie da się go zgryźć nawet nie ze względu na wnikliwość esseistów. Wyjaśnienie tego punktu znajdzie się z łatwością w najnowszych zdobyczach psychologii i badaniach nad źródłami twórczości.


W świetle kryteriów szkoły Kretschmerowskiej Kiplinga wypada uznać za wybitnego cyklotymika. Cechowała go zarówno zdolność do współżycia z otoczeniem, jak tendencja do pozytywnego ustosunkowania się do świata zewnętrznego. A przecież znakomita większość ludzi to cyklotymicy i u nich artysta tego wymiaru i charakteru musi znajdować żywy oddźwięk. Sam aprobuje urodę życia i wszędzie spotyka się z żywym aplauzem tej kunsztownej aprobaty. W apoteozie urody życia, nawet ze wszystkimi jego cierpieniami, kryje się dla człowieka pokusa nie do zwalczenia, najwyższa atrakcja istnienia, jak to przejrzał Aleksander Błok w strofie:


"Bezgraniczny zachwyt nad światem


Dany jest sercu, pulsującemu pieśnią,


Na szlak losu, nie mający celu,


Wzywa burzliwy ocean"


Trudno o lepszy przykład zgodności introspekcji z naukową tezą. Toteż Kipling przy swym bogactwie imaginacyjnym, zwartości konstrukcyjnej, sugestywności i jasnowidztwie obserwacji to autor z psychologicznych względów nieodparty. Każdy zwolennik urody życia staje się łatwo jego obrońcą, a każdy obrońca ma wdzięczne zadanie.


Broniąc Kiplinga, amerykański krytyk J. Donald Adams wywodzi, iż "poglądy pisarzy na szczególne kwestie są małej wagi. Ich przekonania znaczą daleko więcej w życiu obywatelskim, niźli w ich dziełach jako  artystów twórczych". Przeto " nic nie było głupszego i dalszego istocie rzeczy od lekceważenia Kiplinga z powodu jego polityki imperialistycznej. Nasze ideologie zbyt często nas zaślepiały". Postulat ten da się odnieść do użytecznych fikcji roboczych, ale obrona Kiplinga nie wymaga aż takiej podbudowy. Wystarczy wykładnia kapitalnych jego dzieł i podniesienie faktu, że autor ten widział w imperializmie brytyjskim, acz błędnie, środek do unifikacji świata. To imperializm nie w ścisłym znaczeniu, lecz z zastrzeżeniem myślowym na rzecz humanitaryzmu.


W obie "Księgi Dżungli" Kipling wlał niewątpliwie krew serdeczną. Wyraził swój panteizm i swą miłość świata w najdoskonalszej formie, jaką władał, w krótkich opowieściach cyklicznych. W dwóch motywach, Mowgliego wśród wilczej gromady i cudu Puruna Bhagata, rozwiniętych tak wspaniale w Kima i filozofię lamy Teshoo, Kipling rośnie i sięga głębin kosmicznych. Z serca Indii wydźwignął pisarz koncepcję Najwyższego Prawa, ideę niezmiennego porządku wszechrzeczy, obcą w istocie platońskiej idei dobra jako "kształcicielki świata". Jak uczłowieczył świat zwierząt, tak i antropomorfizuje to Prawo w sensie etycznym i przekształca na prawo Dżungli, w które wkłada rudymentarne zasady moralne: braterstwo, sprawiedliwość, cnoty społeczne. Można przekonać się o tym na stu przykładach. Wilki z Seeonee powiadają o Mowglim: " to nasz brat we wszystkim, prócz krwi".


Zwycięstwo nad zbrodnią Shere Khana to triumf sprawiedliwości.

Trudno dopuścić, aby znakomity pisarz nie zdawał sobie sprawy z roli swego Shere Khana w perspektywie dziejowej. Polując wbrew Dżungli na terenach łowieckich wilków z Seeonee, tygrys rzucił się na bezbronnych drwali u ogniska, co stanowi związek wątku fabulistycznego. Tej niesprowokowanej napaści nadał autor charakter agresji. 

Tym samym potępił imperializm, niewyobrażalny bez agresji, gdy same Indie, jego ojczyzna, przypadły koronie brytyjskiej z tytułu metodycznego podboju państwa Wielkiego Mogoła, które obejmowało cały Hindustan i część Dekanu. Nie tak dawne to sprawy, bo w końcowych stadiach rozegrały się w drugiej połowie XVIII wieku.


Obok tej alegorii i potępienia zbrodniczej chciwości ludzkiej ( patrz "Ankus Królewski"), "Księgi Dżungli" zawierają bezpośrednie akcenty sprawiedliwości społecznej. W naukach Baloo znajdujemy ich sporo, a w szczególności werset: "Nędzarz jest w Prawa opiece".



Rozmowa między ścierwnikami, szakalem, sępem i potwornym krokodylem Muggerem 
( patrz "Grabarze") to nieporównana satyra na wyzyskiwaczy. Ich nikczemność, chciwość i podstępność, obłuda i sykofantyzm objawiają się w całej ohydzie.
 Toć Mugger nie szczędzi nikogo, nawet swego pomocnika w łowach, łaszącego mu się szakala, którego dwukrotnie usiłuje ubić podczas przyjacielskiej pogawędki

Takimi realistycznymi chwytami Kipling jakby brał odwet za przejaskrawienia w patetycznych hymnach imperialistycznych
.

 To prawda, że fanfary, sztandary i marsze rozsiał hojnie na trasie swej pisarskiej kariery, ale bogatsze są złoża czystego kruszcu, które ostatnio zestawił T.S.Eliot w "Poezjach Wybranych". Wiele ich można znaleźć w "Nagrodach i Wróżkach", nieznanej u nas części II "Puka z Pukowej Górki". W jednej z nich powiada Kipling:
"Bardzo mało odkąd świat został zbudowany zmieniło się w sztuce budowniczej". 
Toteż i dzięki tej sztuce, którą władał, a ulegającej tak powolnej ewolucji, a również dlatego, że był obywatelem świata, dzieło jego pozostanie żywe.

Stracił twarz imperialisty, aby spod niej wyjrzała ludzka, i tak skończył się dziwoląg, że maską obrócony był wstecz, a twarzą patrzył w przyszłość.

J. B. Rychliński
( wprowadzono niezbędne korekty w nazewnictwie niektórych postaci i in.
Dodano ilustr. W.Witwickiego [Ar.]

J.B. Rychliński jest również autorem pieśni osnutej wokół bohaterów R.Kiplinga pt "Kipling z Bożej łaski" link [Ar.]