czwartek, października 14, 2021

O "Stalky & Co."


Jeśli gdzieś szukać potwierdzenia prawdy, iż człowiek i jego dzieło stanowią nierozerwalną całość, zaś żaden autor nie może przekroczyć granic własnego doświadczenia, to właśnie w biografii Rudyarda Kiplinga.

Joseph Rudyard Kipling urodził się w Bombaju, w roku 1865, jako syn dyrektora „School of Art", a później dyrektora Muzeum w Lahore. W okresie wczesnego dzieciństwa, a więc wtedy, kiedy formują się najważniejsze rysy charakteru, zawiązki przyszłych postaw, przekonań (i przesądów!), żył w Indiach jako członek panującej klasy angielskich kolonizatorów, otoczony liczną służbą tubylczą. Piastowany przez nianię Hinduskę, mówił hindi wcześniej niż po angielsku, chłonął też kulturę ludową, baśnie i opowieści hinduskie, wcześniej i intensywniej niż kulturę angielską. To właśnie predestynowało go później „na odkrywcę Indii dla literatury europejskiej".
Z drugiej strony fakt, iż od urodzenia był wychowywany jako członek warstwy panującej „klasy panów", określiło ów specyficzny „imperialny" stosunek do Indii i jej mieszkańców, gdzie swoiste przywiązanie miesza się z poczuciem posiadania, a dobre rozumienie „tubylców" współistnieje z przekonaniem o ich niższości i niezdolności do życia innego, niż pod dobroczynną, choć nieraz surową władzą „białego człowieka".
Dla rozwoju talentu pisarskiego Kiplinga nie bez znaczenia była również kulturalna i elitarna atmosfera domu rodzinnego i jego licznych arystokratycznych powiązań. Wuj Rudyarda — Sir Edward Burnes-Jones — był sławnym malarzem (w tym domu bywał częstym gościem w czasie pobytu w Anglii w wieku szkolnym), jedna ciotka (ze strony matki) była żoną Stanleya Baldwina, przyszłego premiera Wielkiej Brytanii. Ojciec — uzdolniony grafik — w przyszłości miał nieraz ilustrować utwory swego, już sławnego, syna.

Z socjologicznego punktu widzenia można więc powiedzieć, że sytuacja społeczna Kiplinga ułatwiała mu karierę wybitną, zaczynał bowiem życie na wysokich szczeblach struktury społecznej, dodatkowo i sztucznie podwyższonych przez fakt życia w kolonialnych Indiach, gdzie każdy Anglik, nawet ten z nizin społecznych u siebie w kraju, stawał się „sahibem", czyli członkiem warstwy „panów".
Talent pisarski, poetycki, którego zawiązki chłopiec zdradzał już w dzieciństwie, sprawił, iż działanie środowiska artystycznie i kulturowo bogatego, wręcz wyrafinowanego, pchnęło go w kierunku kariery literackiej. Przesiąknięcie kulturą Wschodu, fascynacja światem pojęć, baśni i postaw Hindusów sprawiły, że książki Kiplinga o Indiach osiągnęły sławę światową, przyniosły mu Nagrodę Nobla, a kilka jego dzieł weszło na trwałe do skarbca literatury ogólnoludzkiej.


Rzadko można spotkać równie jasny i wyraźny, chciałoby się rzec, „klinicznie czysty" przypadek ilustrujący regułę, iż rozwój człowieka, jego osobowości i jego działania, dokonuje się pod przemożnym wpływem czynników środowiskowych. Że nawet wybitne indywidualności nie rodzą się dzięki wybrykowi natury lub zrządzeniu Opatrzności, lecz odzwierciedlają przede wszystkim własną biografię, a ta pośrednio lub bezpośrednio uwarunkowana jest „biografią" klasy, do której należą.

A była to epoka największego rozkwitu Imperium Brytyjskiego, które osiągnąwszy w ciągu XIX wieku maksymalne terytorialnie rozmiary, zaczynało jednak napotykać na coraz poważniejsze trudności w utrzymaniu i zarządzaniu gigantycznym organizmem. Moralnym uzasadnieniem nie kończących się wojen, krwawego tłumienia powstań i „buntów", było przekonanie o kulturalnej misji białej rasy — zwłaszcza anglosaskiej — polegającej na kierowaniu rozwojem tych ludów, które same rządzić się nie potrafią i które, obiektywnie biorąc, w tamtych czasach do tworzenia dużych samodzielnych organizmów państwowych rzeczywiście nie były zdolne. Inna rzecz, że pełnienie tej „misji" oznaczało jednocześnie bezwzględny wyzysk zarówno rodzimych mieszkańców kolonii, jak i rabunkową na ogół eksploatację bogactw naturalnych. Ponadto dobra i kapitały były używane w lwiej części dla umacniania imperialnej i ekonomicznej potęgi metropolii, a mniej dla rozwoju samych terytoriów zamorskich. Celem kolonizatorów było utrwalenie panowania brytyjskiego, a nie przyśpieszenie momentu, w którym kraje te mogłyby zacząć rządzić się niezależnie.

Podstawą Imperium Brytyjskiego była, jak we wszystkich imperiach, siła: dominacja ekonomiczna, panowanie polityczne i wojskowa okupacja.
Aby stosunkowo nieduży naród, zamieszkujący wyspę mniejszą od jednej prowincji w którejś z licznych kolonii, mógł kontrolować i utrzymać takie światowe Imperium, rozproszone po wszystkich kontynentach świata, potrzebny był ogromny wysiłek skierowany na wykształcenie i wychowanie wielkiej liczby urzędników, zarządców, a przede wszystkim żołnierzy i marynarzy, którzy byliby skłonni opuścić kraj, zamieszkać na długo w koloniach (najczęściej na całe życie, z powrotem do Starego Kraju dopiero na emeryturę i dla przysłowiowego „złożenia kości w ojczystej ziemi"), by tam pełnić ową „misję białego człowieka", a praktycznie zabezpieczać istnienie, funkcjonowanie i trwałość brytyjskiego Imperium.

Uzyskiwano to poprzez dwojakie zabiegi, jedne można by określić jako socjotechniczne czy socjoekonomiczne, a inne — pedagogiczne czy ideowo-wychowawcze. Do pierwszego typu zabiegów, skłaniających wielu Anglików (m.in. i ojca Rudyarda Kiplinga) do szukania szczęścia w koloniach, były znacznie lepsze warunki materialne zamieszkałych tam Anglików, poszerzenie i ułatwienie wszelkich dróg awansu, specjalne przywileje w wieku emerytalnym itd. Nie mniej ważna była jednak druga metoda zapewnienia kadr kierowniczych i administracyjnych oraz wojskowych dla kolonii, polegająca na specjalnym sposobie wychowania w całym systemie socjalizacji dzieci i młodzieży brytyjskiej, zwłaszcza w szkołach specjalnie nastawionych na wychowywanie elity rządzącej. Owe słynne angielskie „public schools" (a wbrew nazwie nie były to wcale szkoły publiczne ani powszechne, lecz właśnie prywatne i elitarne) kształciły w specyficzny sposób tych, którzy mieli stanowić filary Imperium w wojsku, polityce, administracji i ekonomice kolonii. Istniejące do dzisiaj takie szkoły w Eton, Harrow, Winchester były szczytowymi produktami tego elitarnego szkolnictwa internatowego, zmierzającego do wychowania swoich uczniów według modelu „gentlemana". Były ich jednak w całej Anglii setki. Jeszcze obecnie istnieje ich tam ponad dwieście, lecz ich znaczenie wydatnie spadło wraz z upowszechnieniem szkolnictwa państwowego, a przede wszystkim wraz z upadkiem Imperium Brytyjskiego, który ostatecznie dokonał się po II wojnie światowej.

Jednakże w czasach dzieciństwa Rudyarda Kiplinga „public schools" grały rolę podstawową zarówno w przygotowaniu młodych Anglików z lepszych sfer do kariery życiowej, jak i dla zabezpieczenia losu i prosperity samego Imperium.


 W jednej z takich szkół w roku 1878 rozpoczął swoją edukację dwunastoletni Rudyard Kipling. Nie była ona rangi wcześniej wspomnianych czołowych szkół internatowych, należała do mniej głośnych, lecz nie mniej typowych, a nazywała się United Services College, Westward Ho! i mieściła się w malowniczym regionie Anglii, Devonshire. W szkole tej Kipling spędził cztery lata, a po jej ukończeniu, mając 17 lat, powrócił do Indii, aby rozpocząć pracę dziennikarską, a później pisarską.

Powieść „Stalky i Spółka", po wielu latach wznawiana obecnie, jest właśnie opisem przeżyć autora w tej szkole. Z góry zastrzeżmy, że opis ten jest na pół biograficzny czy „dokumentarny". Nie jest to bowiem pamiętnik czy wspomnienie, tylko powieść. Niezależnie jednak od udziału fikcji literackiej w jej treści, obraz szkoły angielskiej końca XIX wieku należy do najbardziej wiernych nie tylko w literaturze pięknej, ale i w fachowej literaturze pedagogicznej. Występując sam w powieści pod postacią krótkowzrocznego, trochę safandułowatego w porównaniu z obydwoma przyjaciółmi ucznia Beetle'a, Kipling nie tylko przekazuje własne odczucia i sposób myślenia w wieku szkolnym, lecz umożliwia oglądanie i ocenę swojej dawnej szkoły niejako od wewnątrz, z perspektywy ucznia i wychowanka.

W ogólnym dorobku literackim książka ta nie jest uważana za największe osiągnięcie Kiplinga, jednak „Stalky i Spółka" do dziś stanowi kluczowe dzieło dla poznania istoty tradycyjnego brytyjskiego poglądu na wychowanie. Szczególne miejsce Kiplinga w literaturze światowej zapewniły niewątpliwie inne dzieła, związane z Indiami, wśród których obie „Księgi Dżungli" — pisane dla dzieci, ale czytane w upodobaniem i przez dorosłych — zajmują miejsce najwybitniejsze.

Nie będąc literaturoznawcą ani krytykiem literackim nie zamierzam w tym wstępie oceniać całokształtu twórczości Kiplinga, w której specjaliści rozróżniają trzy odrębne fazy: „ironiczną", „energetyczną" i „imperialną". Aby umiejscowić właściwie „Stalky i Spółkę", muszę jednak choćby najkrócej określić te kolejne fazy.

W pierwszym okresie — jak wskazuje Roman Dyboski — Kipling pisze krótkie ironiczne nowele i opowiadania na temat codziennego życia Anglików w koloniach, przy czym w tym okresie Indie stanowią jedynie tło, ale jeszcze nie obiekt jego zainteresowań pisarskich. Jednak już wtedy, odmalowując codzienne życie Anglików w Indiach, Kipling był jednym z pierwszych pisarzy zainteresowanych życiem żołnierzy, którzy (w odróżnieniu od oficerów) byli w Anglii raczej pogardzani, jako że często rekrutowali się z nizin społecznych i rozbitków życiowych. Kipling pierwszy pisze o nich z sympatią, ukazując zarówno naiwną dobroć żołnierzy, jak i ich zdolność do bohaterstwa w służbie Imperium. Ta literacka rehabilitacja żołnierza miała w imperialnej fazie jego twórczości uzyskać wzmocnienie i natężenie.
 Do tej fazy imperialnej należy i wydana w roku 1899 książka „Stalky i Spółka", w której znajdujemy elementy obu postaw Kiplinga, zarówno tej, która z sympatią, ale ironicznie odmalowuje postaci emerytowanych żołnierzy pełniących funkcję pedlów w tej szkole jak np. sierżant Foxy czy Keyte, jak i tej, która jest głęboko przejęta misją żołnierską, patriotyczną służbą w wojsku, choć nie lubi ostentacyjnych deklaracji na ten temat.

Charakteryzując uczniów takich szkół jak United Services College Kipling pisze: ...„na stu tych chłopców, ośmiu urodziło się gdzieś daleko — w obozie, w garnizonie lub na pełnym morzu, zaś siedemdziesięciu pięciu, na stu, było synów oficerów armii lądowej lub marynarki (...) nie myślących o niczym innym jak tylko, aby w dalszym ciągu uprawiać rzemiosło ojców".

Choć sam Kipling kariery wojskowej nie wybrał, jednak zawsze uważał pojęcie służby za jedną z naczelnych wartości i cnót mężczyzny, co więcej służba żołnierska zyskiwała w jego oczach wciąż wyższą rangę. W drugim okresie jego twórczości, „energetycznym", którą reprezentują „Ballady koszarowe" (1892), Kipling mniej interesuje się psychologią żołnierzy, a więcej uwagi poświęca ich heroicznym wyczynom w niezliczonych „małych wojnach" imperialnych, jak też owej dziwnej sympatii czy wręcz miłości tych ludzi dla tajemniczego i pełnego orientalnej egzotyki Wschodu, deptanego ich ciężkimi żołnierskimi butami. Tego Wschodu, który ulegając sile ich wyższej techniki i cywilizacji — jakby dokonywał w odwecie cichego podboju i opanowywał sentymenty i wyobraźnię zdobywców. Takie powieści jak „Gunga Din" czy „Mandalay" są typowymi dziełami dla tego okresu. A twarda żołnierska służba wydaje się Kiplingowi najlepszym systemem wychowania do prawdziwej męskości, szlachetności i wrażliwości uczuć oraz zdolności do heroicznych poświęceń.

W „Stalky'm i Spółce" końcowe rozdziały, kreślące losy absolwentów szkoły i ich służbę dla Imperium w koloniach, są przesycone tymi właśnie cechami poglądów Kiplinga. Bohaterowie, z którymi się solidaryzuje i sympatyzuje (jak przede wszystkim sam Stalky), wykazują ten właśnie stosunek do Hindusów jako do „ludzi poddanych", będący jednocześnie przedziwną mieszaniną idealizmu i gloryfikacji Imperium, przekonania o własnej wyższości i fascynacji bliskiej sentymentowi czy wręcz miłości. Wszystko to ma w podtekście głęboką wiarę, iż dominują, panują i narzucają, także siłą, swoją wolę zawsze „dla dobra poddanych", dla wypełnienia historycznej kulturowej roli „białego człowieka" wobec „kolorowych".

Byłoby łatwym i nieuprawnionym uproszczeniem zastosować do tego złożonego i wielowarstwowego obrazu literackiego narzędzie suchej analizy historycznej czy klasowej i powiedzieć po prostu, że Kipling się mylił lub co gorsze, że świadomie wprowadzał czytelników w błąd „zamazując" prawdziwe klasowe oblicze imperializmu angielskiego w Indiach.
Kipling tak myślał, tak czuł i wierzył naprawdę, był gorącym patriotą — im więcej zagrożeń pojawiało się na horyzoncie światowego Imperium Brytyjskiego, tym bardziej nasilała się w jego twórczości owa nuta, i to nie tylko w prozie, ale i poezji, co zapewniło nazwę „imperialnej" całej trzeciej fazie jego twórczości.
Nie trzeba szukać w jego książkach klasowej prawdy o imperializmie angielskim, można szukać w nich prawdy psychologicznej i obyczajowej o ludziach, którzy to największe w dziejach Imperium potrafili stworzyć i niemal do naszych czasów utrzymać. Musiało ostatecznie być coś w tych ludziach, w ich wychowaniu, w cechach charakteru i sposobie działania, co to gigantyczne przedsięwzięcie czyniło możliwym, mimo rażącej terytorialnej i liczebnej dysproporcji brytyjskiej Metropolii, z rozmiarami ogromnych połaci Afryki, Azji, Ameryki, Australii i Oceanii, kontrolowanych przez tyle lat przez Brytyjczyków.

„Stalky i Spółka" ukazuje część tych mechanizmów tkwiących w systemie wychowania „public schools". Elitarny, nieraz wręcz arystokratyczny charakter takich szkół jak Eton czy Harrow nie ma nic wspólnego z wychowaniem „rozpieszczającym" czy „komfortowym". Wbrew oczekiwaniom, najbliższym modelem czy prawzorem historycznym tego wychowania był system starożytnej Sparty. A oto kilka, z konieczności powierzchownych, porównań.
W Sparcie wychowywanie chłopców odbierane było rodzicom od 7 roku życia, kiedy umieszczano wszystkich w rodzaju koszar, podzielonych na oddziały, kierowane przez bardziej wyrobionych rówieśników, których rozkazy reszta musiała spełniać bez wahania.

W szkole Kiplinga — która była, jak wszystkie „public schools", szkołą internatową — także eliminowano na szereg lat wpływ rodziców, także dzielono uczniów na grupy (sypialnie, „pracownia nr 5"), wyznaczając spośród uczniów tzw. „prefektów", który to „stopień — należny zasłudze — dawał zaszczytne prawo noszenia laski, a z czasem, z pewnymi zastrzeżeniami, swobodę "używania jej".
Młodych Spartan, aby ich uodpornić na ból i cierpienie, często karano fizycznie, a raz w roku skazywano wszystkich na chłostę w świątyni Artemidy. W szkole Kiplinga kara chłosty należy również do kar na bieżąco, wręcz programowo stosowanych. Są też tutaj opisy chłosty grupowej (Stalky'ego i towarzyszy), a nawet masowej, kiedy całe Wyższe Liceum miało z polecenia rektora wziąć w skórę, choć dzięki zbiegowi okoliczności skończyło się na wykonaniu kilku wyroków.

Nawiasem wspomnę, że około 1965 roku zwiedzałem pewną znaną Grammar School w hrabstwie Kent i przyjęty zostałem przez odzianego w togę i czarny biret rektora. Nad jego biurkiem ujrzałem wtedy zawieszoną potężną trzcinę z rękojeścią oprawną w srebro. Na pytanie, czy to tylko rekwizyt muzealny, rektor energicznie zaprzeczył — narzędzie jest wciąż jeszcze w użyciu. Gdy ponadto dowiedziałem się, że rektor jest emerytowanym majorem armii kolonialnej w Indiach i właśnie za kolonialne zasługi mianowany został przez królową dożywotnim rektorem, postać rektora ze „Stalky'ego i Spółki" stanęła mi błyskawicznie przed oczami.

Wróćmy jednak do spartańskich paranteli brytyjskiego systemu wychowania.
Ogromny nacisk kładziony był w szkole spartańskiej na wychowanie fizyczne i wyrobienie wojskowe. W angielskich szkołach sport był i jest do dziś niemal najważniejszym przedmiotem wychowania, służył zaś nie tylko rozwijaniu fizycznemu, ale i kultywowaniu tradycji, ambicji i honoru szkoły. Opis meczu futbolowego „oldbojów" z juniorami jest tego świetnym przykładem. Zaś musztra i ćwiczenia wojskowe, w powieści zakończone niepowodzeniem utworzenia szkolnego Korpusu Kadetów, należały do ambicji każdej szkoły.

Brutalne w gruncie rzeczy i oparte również na przemocy fizycznej były stosunki między samymi wychowankami. Najjaskrawszym ich przykładem jest bezwzględne zmaltretowanie przez Stalky'ego i kompanów, brutali szóstoklasistów, którzy uprzednio znęcali się nad żółtodziobami z klas najmłodszych. Żeby przetrwać i wytrzymać w takiej szkole, trzeba było mieć koniecznie oparcie w solidarnej grupie kumpli, takich przyjaciół na dobre i na złe, a także sporo sprytu, nieraz wręcz makiawelskiej przewrotności, mocne pięści i... dużo poczucia humoru. Była to naprawdę twarda, męska szkoła współżycia, szkoła nieustannej „walki o byt", w której zagrożenie mogło nadejść z każdej strony — współkolegów, prefektów, dyrektorów internatu, wreszcie nauczycieli.

Liczne są tutaj uświęcone tradycją przepisy i ograniczenia wolności ucznia (włącznie do ściśle określonej granicy terytorium, po którym wolno poruszać się uczniom poza murami szkoły). Nikomu do głowy nie przychodzi ich zmieniać, ale wszyscy sądzą, że istnieją one po to, aby je łamać i obchodzić, a kary: chłosta, areszt itd., jakie na uczniów za to spadają, są w ich odczuciu nie tyle karą za sam czyn zakazany, ile raczej — jak u Spartan — karą za ujawniony brak sprytu (młodych Spartan karano nie za to, że kradli, tylko za to, że wpadli!).
Bezlitośnie maluje Kipling również nauczycieli, którzy są albo nudziarzami jak Prout, albo głupcami i kryptosadystami jak King, toteż podział świata szkolnego na ,,my" i „oni" jest niezwykle ostry, a obie strony — nauczyciele i uczniowie — znajdują się w stanie nieustannej wojny, wzajemnego tropienia się, oszukiwania i wzajemnego „robienia w konia". Tylko dwie postaci z grona nauczycielskiego traktuje Kipling z sympatią — kapelana no i oczywiście rektora, którego wręcz ubóstwia, jako uosobienie tych cnót żołnierskich i obywatelskich, które najwyżej ceni, i z którego rąk najsolenniej wymierzane razy trzciny, choć mocno bolą, nigdy chłopców nie upokarzają.

Jest to system wychowania autorytarny dokonujący się w społeczności uczniowskiej uhierarchizowanej jak wojsko, gdzie wraz z każdą przybywającą naszywką na kołnierzu (oznaczającą rocznik) wzrastają przywileje i obowiązki ucznia, gdzie można za zasługi względem kierownictwa szkoły awansować, uzyskiwać wyższe stanowiska przywódcze i nadzorcze względem rówieśników (prefekci), stając się czymś w rodzaju podoficerów, w porównaniu z nauczycielami pełniącymi funkcje oficerskie. Ta jednak kipiąca od wewnętrznych konfliktów i walk społeczność szkolna, jako całość, wobec świata zewnętrznego, występuje jako monolit — solidarna, zjednoczona od maluchów do seniorów, zdolna do wyrzeczeń i poświęceń dla honoru szkoły, dla jej dobrego imienia. I mimo że obiektywnie, na nasz dzisiejszy gust jest to szkoła przez swój autorytaryzm raczej niezbyt sympatyczna, wychowankowie jej zachowywali przez całe życie do niej sentyment, przyjeżdżali na zjazdy „oldboyów" i, śledząc nawzajem swoje dalsze losy, dumni byli, gdy komuś udało się dokonać czegoś wybitnego w służbie Imperium. Nie akceptując ani samej szkoły, ani idei Imperium trudno odmówić uznania takim postawom uczniów wobec szkoły. Na czym polegała jej siła?

Była to szkoła doskonale dostosowana zarówno do tradycji, jak do i współczesności Wielkiej Brytanii (tamtej epoki, oczywiście), szkoła świetnie zsynchronizowana z tymi funkcjami i rolami, które większości wychowanków wypadało pełnić w życiu, głównie jako oficerom armii kolonialnej. Wyrabianie odpowiednich postaw i przekonań, tradycji i nawyków postępowania oraz umiejętności życia w uhierarchizowanym społeczeństwie, było w tej szkole ważniejsze od funkcji czysto intelektualnego kształcenia, które miało w niej bardziej charakter zdobiący niż rzeźbiący absolwentów. Szkoła ta może się dzisiaj nie podobać, ale dla wykonania funkcji wychowawczych, których od niej oczekiwano, była zorganizowana doskonale.

Oddzielna uwaga należy się wychowaniu patriotycznemu w tej szkole, które jest w gruncie rzeczy niezwykle intensywne, ale jednocześnie niewidoczne, a nawet jakby wstydliwie utajone. Dokonuje się ono poprzez kult szkolnych bohaterów, którzy dokonali heroicznych czynów, przez ukradkowe dotykanie i oglądanie czerwonych chwalebnych blizn wojennych w czasie dorocznego meczu z „oldboyami", przez słuchanie w sypialni, po „ciszy nocnej", wbrew zakazowi, opowieści o wojennych wyczynach byłych wychowanków szkoły, przez również ukradkowe uwielbianie rektora, który ma także wszystkie dyskretne rysy bohaterstwa, i męskich cnót żołnierskich — ale nigdy poprzez werbalną agitację i patriotyczną tromtadrację. Jedną ze scen tej książki najbardziej wbijających się w pamięć jest poroniona próba odwołania się do uczuć patriotycznych w formie bezpośredniej agitacji przez odwiedzającego szkołę członka parlamentu.

„Wstydliwość chłopców — pisał Kipling — jest dziesięć razy większa od wstydliwości dziewcząt", agitując ich za patriotyzmem, „mówca obrażał tę ich wstydliwość... Mówiąc zaś o takich drobnostkach jak marzenia o honorze i sławie — o których chłopcy nie rozmawiają nawet z najserdeczniejszymi przyjaciółmi, ranił ich dotkliwie". Szczytem zaś nietaktu było użycie przez mówcę jako rekwizytu tej „płomiennej" mowy... flagi brytyjskiej, bo — jak pisze Kipling — „była to rzecz święta, znajdująca się poza wszystkim", o której nie wspominała nigdy ani szkoła, ani ojcowie. Wstrząs wywołany tym brutalnym naruszeniem sacro sancto uczuć patriotycznych młodzieży był tak wielki, że doprowadził do wściekłego płaczu zazwyczaj niczym niewzruszonego cynicznego rozrabiakę Stalky'ego przywódcę hultajskiej paki. W odwecie wściekli chłopcy rozwiązali Korpus Kadetów, który przedtem sami założyli.
Wydaje się, że z tej świetnej sceny mogliby niemało nauczyć się i dzisiejsi wychowawcy. Nie tylko w Anglii.


Na zakończenie kilka słów o języku tej książki. Kipling zasłynął m.in. jako autor, który odważył się do literatury wprowadzić język prostych ludzi: „cockney", gwarę londyńskich przedmieść, dosadny język koszar żołnierskich, a nawet oddzielne dialekty angielszczyzny w wydaniu szkockim, irlandzkim czy walijskim, zaznaczając przy tym nie tylko odrębne słownictwo, ale i odrębny w odczuciu wykształconych ludzi „wulgarny" sposób wymawiania słów angielskich przez ludzi z gminu. Pisząc o szkole Kipling pozostaje oczywiście wierny tej zasadzie i indywidualizując język bohaterów, uczniom, a zwłaszcza Stalky'emu i jego kumplom, każe mówić żargonem uczniowskim, który we wszystkich krajach stanowi oddzielną, „branżową" postać języka potocznego danej epoki.

Tłumacz musiał mieć moc kłopotów ze znalezieniem równoważników w żargonie szkolnym polskich licealistów. Dystans ten wzrósł obecnie, po czterdziestu latach, jakie upłynęły od tłumaczenia Józefa Birkenmajera [ autorem przekładu nie był J.Birkenmajer a Jerzy Bandrowski-Ar], na skutek powstania zupełnie nowych zwrotów i wyrażeń we współczesnym polskim słowniku uczniowskim.

Dla dzisiejszego czytelnika archaizm tego języka może być pewną przeszkodą, aż do chwili gdy wczuje się w styl i nastrój książki, utraci poczucie obcości językowej i odbierze ją w pełni, nie tylko jako odbicie określonej epoki i ideologii, nie tylko jako obraz specyficznej pedagogiki, ale także i przede wszystkim jako radosną, pełną urwisowskich wyczynów opowieść o życiu i przygodach szkolnych hultajskiej trójki, Stalky'ego, M'Turka i Beetle'a, o ich ciężkich walkach, by utrzymać własną niezależność i radość życia wbrew surowym i wrogim nauczycielom i szkole, która przed osiemdziesięciu laty w wielu uczniach budziła opory i odruchy buntu, podobnie jak dzisiaj. Choć bowiem szkoły dzisiejsze są (także w Anglii) zupełnie inne niż dawniej, to jednak zawsze ograniczają one swobodę uczniów, a ci dzisiaj są tacy sami jak wtedy i często także przeciw takim ograniczeniom się buntują, prowadząc własną wojnę podjazdową, co nie przeszkadza im wyrastać na porządnych ludzi i obywateli.

M. Kozakiewicz

Brak komentarzy: