Kipling
jest mi drogi, kochany, najbliższy. Związana jest z tym autorem angielskim moja
primicja publicystyczna, moja teorja imperjalizmu, moje rozszczepienie uczucia
patrjotycznego na dwa jakby uczucia: przywiązanie do historji i języka,
przywiązanie do terytorjum. Kipling kochał Anglję mocno, całym sercem i mocno,
całym sercem kochał Indje i dlatego Indje mogą być angielskie.
Sienkiewicz
kochał stepy ukraińskie, dzikie pola i dlatego Ukraina może być polska.
Patrjotyzm historyczny, kulturalny, językowy Kiplinga był angielski, patrjotyzm
terytorjalny, geograficzny był indyjski. Oto jest imperjalizm
właśnie.
Mój
imperjalizm...który chciałem zaszczepić pracą publicystyczną, nie wiedząc, że
szczepić Polakom coś większego niż nacjonalizm to tak, jak
eunuchowi mówić o miłości...
Bywa
tak, że ci ktoś umrze, kochany, drogi, najdroższy, lecz od dawna nie widziany.
– Dostajesz depeszę. Jechać, czy nie jechać na pogrzeb? – Przypominasz go
sobie, blask jego oczu, uśmiech, ruchy, pamiętasz jak skrzypiały drzwi w jego
mieszkaniu, jak tam pachło. Nie tylko każde miasto, lecz i każde mieszkanie ma
inny zapach…Nie jedziesz. Poco. Lampy naftowe, które się paliły i które zostały
zagaszone. Lampy naftowe, które się paliły i zgasły dają po sobie swąd.
Jakże
smutne są te strony Jean Christophea, gdy jedzie odświeżyć wrażenia z
dzieciństwa, przypomnieć. Jakie to czasami bolesne zobaczyć widmo swoich
największych miłości.
Smutno
mi, że Kipling umarł. Nie nauczyłby nikogo w Polsce, niechby uczył w Anglji.
Tam go nie wypędzą ze szkół, jak u nas półinteligenci zamknęli się na
Sienkiewicza. Oto dostaliśmy objaśnienie PATa, kto to był Kipling. Czytamy, że
„doskonale rozumiał psychikę zwierząt”.
Oj
paciarzu kochany…to jest raczej miłe, niż śmieszne, że tak Kiplinga
rozumiesz.
Widać
czytałeś go mając lat sześć i wtedy byłeś święcie przekonany, że Rikki – tikki
– tawi,
wilki
i jelonek opowiedziały Kiplingowi co czują.
I
nie przyjdzie ci do głowy, że wilki to może Anglia, a naród Bandar – Logów to
Irlandczycy albo, jak to z półuśmiechem mówił Andrzej Chevrillon: "nie
domyślajmy się lepiej, kogo miał na myśli ten Anglik impertynencki…”
O
świcie Sambhur zabeczał z dala
Raz jeden, drugi, trzeci...
Cichutko,
leciutko, bez sladu i szmeru
Gromadzie
wieśc niosę i wzywam do żeru
Już tłum się szykuje i tropem przewala
Wilk jeden, drugi , trzeci...
Nie
pojadę więc na pogrzeb – nie napiszę studjum o Kiplingu. Mogłem się co prawda
przygotować: śmierć jego była przewidywana od kilku dni. Ale wolałem myśleć, że
wyzdrowieje. Ograniczam się do tej oto depeszy kondolencyjnej, którą mi każe
napisać moje rzemiosło dziennikarskie.
Latem,
nie wiem poco, brałem udział w wycieczce dziennikarskiej do Danji. Przy jednym
z bankietów kazano mi mówić. Cóż miałem powiedzieć tym Duńczykom? Zacząłem od
Andersena i plątając się wśród jego bajek jak w pałacu duchów, pytałem ich czy
wiedzą kogo można uważać za wnuka, za wnuka wielkiego Andersena?
Wielkiego, czystego Andersena, którego myśli są jak jedwab, a
tematy jak te zimne fjolety na niebiosach północnych. Kto był literackim
wnukiem tego chłopca – bajkopisarza z Północy Jan Kristjana Andersena. Oto
szlachcic z Rouen, Guy de Maupassant lubieżnik i pornograf z pobłyskiem
schizofrenji w oczach. Ale to był wnuk poboczny, bękarci, nieprawy. Natomiast
prawą prawnuczką, legitymną „małą córeczką" Andersenowskiego genjuszu jest
Selma Lagerlof.
–
A teraz się zapytam: a Ryszard Kipling, jacy są antenaci tego wielkiego pisarza
wielkiego narodu panującego na obu półkulach? Jakie parantele z Szekspirem, z
Robinsonem Kruzoe, jakie gwarancje, że czystość zdobywczej natury nie nosi
w sobie kropli patetycznej groteski Cervantesowej? Nie wiem – powiem
tylko, że bratem jego mlecznym był Henryk Sienkiewicz.
****
Objaśnienie niezbędne dla niektórych komentatorów moich artykułów.
Kiplinga
osobiście nie znałem. Pisząc o pogrzebie i depeszy kondolencyjnej piszę w
przenośni.
CAT
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz