poniedziałek, grudnia 11, 2017

Kipling jako poeta


Rudyard  Kipling należy do pisarzy pilnie przekładanych na nasz język. Nie sięgając do żadnych bibliografii ani katalogów, mogę wyliczyć cztery tłumaczenia "Ksiąg dżungli" i osiem tomów kiplingowskich niestrudzonego p. Birkenmajera. Zresztą to wszystko utwory prozaiczne. Poezja znajdowała jedynie tłumaczy okolicznościowych i przypadkowych. Nic dziwnego, gdyż jeży się trudnościami, prawie niepokonalnymi. Gdyby nie zwyczaj Kiplinga dodawania do każdej noweli urywków lub całych krótkich utworów w mowie wiązanej, nie byłby on zapewnie prawie wcale reprezentowany pośród naszych przekładów poetyckich. 

Jest szerokim kołom naszej publiczności dobrze znany jako prozaik, mało znany jako poeta. Z tego powodu uważam, iż nie od rzeczy będzie poświęcić nieco uwagi tej stronie jego twórczości.


Pierwszy tomik wierszy Kiplinga, wydany w r. 1886, nosi znamienny tytuł „Piosnki departamentów” i jest zbiorem towarzysko – satyrycznych utworów o angloindyjskich biurokratach i wojskowych. Są lekkie i dowcipne, brak im jednak na ogół cech, które później będą nadawały poezji autora jej ton odrębny. Cechy te rozwijają się szybko tak w wierszach, dodawanych do prozy, jak w osobnych zbiorach, których same tytuły otwierają przed czytelnikiem olbrzymią panoramę imperium brytyjskiego –Ballady koszarowe, „Siedem mórz”, „Pięć narodów”. Tu już nie widać ewolucji, chyba tę, że Kipling z wiekiem staje się coraz bardziej światowym prorokiem imperializmu, a w związku z tym coraz uroczyściej przemawia, coraz więcej uczy i coraz trudniejszy bywa miejscami do zrozumienia. Trzeba też dodać, że na wybór tematów wpływają wypadki historyczne – wojna południowo – afrykańska, entente cordiale z Francją, zamieszki irlandzkie, wojna światowa. Wreszcie dzieli poezja Kiplinga z prozą jego wyczerpanie sił twórczych, widoczne mniej więcej od

r. 1910.

Jego styl poetycki stanowi dziwną wypadkową z mowy potocznej, często umyślnie niepoprawnej – gdy idzie o naśladowanie języka majtków i żołnierzy, dialektów ludzi kolorowych i rodowitej angielszczyzny, i z uroczystej mowy biblijnej. Zresztą archaizmy służą nieraz także celowi osiągnięcia kolorytu epoki, gdy temat zaczerpnięty jest z przeszłości.

Co do formy zawdzięcza Kipling wiele Swinburne’owi którego rozgłos przypadł właśnie na czas młodości autora „Kima”. Dźwięczne, żywe rytmy jambiczno – anapestyczne, długi, cięższy znacznie wiersz trocheiczny i urozmaicone rymy zawziętego liberała i rewolucjonisty poszły w służbę zawziętego konserwatysty i piewcy imperializmu.


Ulubionym efektem Kiplinga jest refren – w szerszem znaczeniu, bo umieszczany na początku lub w środku zwrotki. Czasem, jak bywa w liryce średniowiecznej, wiąże się on z częścią tylko jednym szczegółem, asocjacją lub samym nastrojem, czasem splata się z nią organicznie i , lekko zmieniany, za każdym razem posuwa tę treść naprzód. Obfite użycie refrenu doskonale odpowiada tej właściwości Kiplinga, że lubuje się on w rozwijaniu i przetwarzaniu przez cały ciąg utworu jednego motywu.


Poszczególne zwrotki "Kołysanki z wyspy św. Heleny" (1910) zaczynają się pytaniami, których pierwsze wyrazy są identyczne. "Jak daleko do Świętej Heleny", pyta się poeta leżącego na łożu śmierci Napoleona, "od bawiącego się dziecka", "od ulicznej walki w Paryżu" ( pod kościołem św. Rocha), "od pola pod Austerlitz", od cesarza Francji" ( Kipling myli się w chronologii, lub lekceważy ją dla swego stopniowania), "od przylądków Trafalgaru", "od lodów Berezyny", "od pola pod Waterloo"? W każdym wypadku następuje odpowiedź z dobranemi starannie szczegółami, aż w ostatniej zwrotce zmieni się samo pytanie; "Jak daleko ze Świętej Heleny do bram niebieskiej łaski?" Tu już odpowiedź będzie brzmiała; "Tego nikt nie wie i nie będzie wiedział, ale ty, dziecino, złóż ręce na sercu, zakryj twarz i po wszystkich nowych gonitwach leż spokojnie" Pomysł tego utworu olśniewa oryginalnością i świetnością. Konającemu przesuwają się przed oczyma w błyskawicznym skrócie obrazy przeszłego życia, majaczą wizje dzieciństwa - aż do matki, schylającej się nad kolebką, więc dźwięczy mu w uszach nuta kołysanki. Pozorny paradoks ( przedstawienie mającej wieczysty spokój śmierci jako uśnięcia dziecka) uderza śmiałością i trafnością.


Przytoczmy parę przykładów innych właściwości poezji Kiplinga. Lubi on niezwykle określać rzeczy i osoby. Metafory te opierają się często na zakwestionowanem przez rzymskiego poetę porównywania wielkiego z małem i na odwrót. Mówiąc o angielskim sierżancie, przydzielonym w funkcji instruktora do armii egipskiej, „Faraon i sierżant” (1897) zrobi z kedywa [tytuł władców Egiptu. Areop.] faraona, a z podoficera cuda czyniącego Mojżesza.


Ten sam utwór stanowi również dobry przykład niedomówień Kiplinga, kierującego się własnemi skojarzeniami i zadającego od czytelnika, aby myślą odbył tę samą drogę, dośpiewując sobie to, czego nie powiedział autor. Oznaczmy także domyślne zdania rozstrzelonym drukiem.


Kipling wzdycha nad tym, że Anglia nie docenia wartości „sierżanta Jak – mu - tam” (Whatsisname). Sądzi ona wciąż, że jej imperium to Strand i Holborn ( ulice londyńskie)


Tak to postępuje wobec swego Boga, który obarczył ją jej misją cywilizowania egzotycznych krajów. Ale wyraz God przywodzi poecie na pamięć dźwiękiem Gordona więc znajdziemy tu w nawiasie wyrazy and Gordon. Tak to postępuje Anglia względem swego Boga ( i swego Gordona, który przecież spełnił swą misję, a któremu mimo to pozwolono marnie zginać w Kartum).


Mistyczne akcenty tego utworu powtarzają się wyraźniej i z większą emfazą w powstałym w tymże roku (1887) najsławniejszym wierszu Kiplinga „Na koniec nabożeństwa” (Recessional), wierszu, który ukazał się spowodu jubileuszu Wiktorii w Timesie 17 lipca. Kipling nie jest religijny. Jako imperialista wierzy przedewszystkiem w cywilizację materialną i w to, co jego rodacy nazywają efficiency, etyka członka loży masońskiej w Lahore jest nawskroś utylitarna i świecka. Pod wpływem jednak chwili, którą uważa za wielką, wiara posłannictwo narodu i trwoga o przyszłość dyktują mu hymn modlitewny. Zwraca się Kipling do Boga, do Boga „naszych zastępów" w imieniu ludu wybranego, któremu Ten powierzył władzę nad palmą krajów tropikalnych i nad sosną krajów o klimacie umiarkowanym. Lecz przemawia ze skruszonem sercem. Zastrasza go upojenie potęgą, które rodzi butę, zwracającą się przeciw Bogu, a objawiającą się czczemi przechwałkami, godnemi pogan lub niższej krwi plemion, żyjących bez prawa. Słychać tu wyraźnie nutę osobistą. Kipling zabiera głos, bo sam czuje się winnym. Wstydzi się tego, że pokłada się całą ufność w „dymiącej rurze i żelaznej powłoce pancerników." I z piersi jego wyrywa się po każdej zwrotce prośba: "Bądź nadal z nami, abyśmy nie zapomnieli" o Tobie i o naszem posłannictwie. Być może, iż pokora tego wiersza jest nieco mniej szczera od jego dumy, w każdym razie Kipling wznosi się tu – bodaj że jedyny raz w ciągu swej twórczości – na wyżyny wielkiej poezji.


Jeżeli w „Recessional” odbija się duch dziejów nowożytnej Anglii, to w wielu późniejszych utworach odbijają się ich poszczególne fazy i wypadki. Podróż do Afryki południowej, odbyta na krótko przed wybuchem wojny z Burami, utwierdza poetę w przekonaniach imperialistycznych. Kipling myśli o całem zatargu prostolinijnie, sprawa Anglii jest dla niego stuprocentowo słuszna, ( tak, jak n.p. dla Chestertona była stuprocentowo niesłuszna). Ekspansji cywilizatorów egzotycznego świata stanęły na przeszkodzie republiki burskie, trzeba więc użyć przeciw nim siły. Poeta żegna odchodzące na teren walki wojska, mówiąc im o „brzemieniu białego człowieka” ( czyli o posłannictwie cywilizacyjnem). Lecz warto raczej zwrócić uwagę na inny, mniej sławny, krótki wiersz, poświęcony zmarłemu w niewoli angielskiej jen. Joubert’ owi. Kipling ceni w nim dzielnego przeciwnika, choć nie zapomina zaznaczyć, że Joubert jako żołnierz nie miał nic wspólnego z polityką Transvaalu, która doprowadziła do wojny. Dalszy ciąg jest proroczy; zwaśnieni pogodzą się w przyszłości dla wspólnej pracy kulturalnej. Niechże, zanim te czasy nadejdą, zabrzmi nad grobem Joubert’a salwa honorowa!


Nie okazał się natomiast Kipling prorokiem w sprawie irlandzkiej
Kipling zanadto hołdował zakorzenionemu u Anglików lekceważeniu dla Irlandczyków. Traktował ich zazwyczaj z dobroduszną wyższością, choć szanował w nich doskonały materiał wojskowy. Oto wiersz „Zagadkowy człowiek” (tj. Anglia). Słyszymy tu, że Celt od Builth do Ballyhoo gada, zawsze więc wiadomo, co zrobi. Przeciwnie Anglia odznacza się powagą wołu i psychiką wołu. Rzuci żywotne sprawy dla „źdźbła trawki” (n.p. dla poetów), lecz z tego źdźbła zrobi „nawój tkacki” ( tak Pismo Św. nazywa potężny oszczep Goliata) i rozwali nim głowę nieprzyjacielowi. Motywy swego postępowania wyjawi czasem dopiero w palarni klubu, gęsto przeplatając mowę różnemi ehe i hm. Niech tymczasem Celt gada – od Walencji (naturalnie irlandzkiej) do Kirkwalii ( gdzie mieszkają Celtowie szkoccy) , ale Anglicy milczą. Oto charakterystyczny, a pełny humoru, choć bardzo uproszczony obrazek psychologii porównawczej narodów.

Gdy w samym przededniu wojny światowej spowodu zatargu o samorząd ( Home Rule) Irlandii na Zielonej Wyspie stanęły naprzecie siebie zbrojne organizacje ochotnicze, gotowe walczyć o to, kto będzie panem na niej ( na północy słynna armia Curzona), Kipling uderzał w akordy bojowe. Nie mieściło mu się po prostu w głowie, aby Irlandczycy mogli sami rządzić w swym kraju. Nie wchodził w żadne dociekania ani subtelności i wołał: Władamy tu od wieków i nie ustąpimy ani kroku.


Lecz w powietrzu była groźniejsza burza. Już w r. 1913 pisze Kipling piękny wiersz na cześć sprzymierzeńca z za Kanału La Manche, zatytułowany krótko „Francja”. Mówi, że Francję kocha każda dusza, która kocha ludzkość i służy ludzkości. Zapuszcza się myślą w zamierzchłe czasy, kiedy dwoje bliźniąt, (Anglia i Francja) leżało w łonie Romy i niecierpliwiły się oczekując momentu narodzin, aby rozpocząć walkę ze sobą. Tysiąc lat tej walki stworzyło między nimi prawdziwe braterstwo. Kipling niezbyt fortunnie wspomina tu nawet o „nieśmiertelnym” to jest niczem nie dającym się zgładzić) „grzechu spełnionym wspólnie na targowicy w Rouen” t.j. o spaleniu Dziewicy Orleańskiej. Prawda, że na czele sądu duchownego stał francuski biskup, ale o wspólności grzechu, pięćdziesiąt procent na pięćdziesiąt, chyba mówić nie można…


Wybuchła wojna światowa. Kipling prowadzi propagandę prozą i wierszem. Pisze między innymi utwór na cześć „Gwardii irlandzkiej”, wyrażając radość, że jak walczyła niegdyś ramię przy ramieniu z Francuzami pod Fontenoy przeciw Anglikom, którzy ponieśli tam klęskę, tak obecnie walczy znów ramię przy ramieniu z nimi, ale już po stronie Anglii.


Ze względu na niezwykły pomysł wymieńmy jeszcze jeden wiersz z tego czasu. W XVII w. purytański kaznodzieja i mistyk Bunyan napisał ”Świętą wojnę”, alegorię walki złych i dobrych mocy o dusze ludzką, którą przedstawił jako twierdzę. Pomysł był zapewne zapożyczony z misterium średniowiecznego. Kipling skolei pożyczył od Bunyana i tytułu i alegorii, aby wołać z prostoduszną, a zaciętą emfazą: „ Nie ma układów z diabłem, dopóki stoi w prawdach twierdza duszy ludzkiej”. Można nie być ani antymilitarystą, ani germanofilem, a czuć, że struna została przeciągnięta. Wiersz jest niewątpliwie objawem osłabnięcia zdolności twórczych i zaniku autokrytyki.


Imperializm Kiplinga przybiera czasem formy drapieżne, wprost barbarzyńskie. Jak upiór straszy mnie od szesnastego roku życia jedna z „Ballad Koszarowych”. Boh Da Thone był wodzem partyzantów burmańskich. „ Krzyżował szlachtę, kaleczył pospólstwo, lał naftę w gardło starszym damom, gdy za morzem gazety pisały: patriota walczy za ojczyznę. – Lecz utrudzeni żołnierze w mundurach khaki niewiele sobie robią z ojczystej prasy”. Kipling jak najczęściej używa dwóch farb, czarnej i białej. Kolorowy człowiek to przedstawiciel piekielnego okrucieństwa, europejczyk niesie na bagnetach cywilizację. Stare argumenta, ale nie podobały się Anglikom, gdy szło o Abisynię… Dzielny oficer angielski postanowił sobie, że musi mieć głowę Boh Da Thona, lecz dziki wódz wymknął mu się parokrotnie, a w jednej z potyczek w ciele kapitana utkwił pocisk, zrobiony z drutu. Takie rany jątrzą się fatalnie. Leżącemu w gorączce oficerowi przywiduje się ustawicznie głowa Boh Da Thona. Przyszedłszy po jakimś czasie do zdrowia, otrzymuje on lżejszą służbę w spokojnych stronach, żeni się i zażywa szczęścia małżeńskiego. Tymczasem Boh Da Thon urządził zasadzkę na transport angielski i padł w tej walce, a dowódca transportu, stary Hindus z intendentury, posyła kapitanowi upragnioną głowę ( z rachuneczkiem). I młody małżonek przez chwilę nie widzi ani domu, ani złotych pukli żony, jeno wpatruje się w oblicze zabitego wroga…


Trzeba było dla zupełności obrazu poruszyć ujemne strony twórczości poetyckiej ( i ideologii) Kiplinga. Z ich powodu nie brak w Anglii ludzi, którzy od utworów zrodzonych z imperializmu, wolą proste opowiadania lub nastroje wierszowane.


Sławna jest n.p. „Mandalay”. Temat stanowi tu wspomnienie burmańskiej dziewczyny, tak prześladujące białego żołnierza, że w pewnej chwili rzuca on Angielkom w oczy obraźliwe słowa: Żadna z was jej niewarta!


Utwory, w których patriotyzm Kiplinga przybiera formę imperializmu, budzą zastrzeżenia etyczne. Nie budzą ich te, w których jego patriotyzm trzyma się w granicach własnego kraju i jest tylko goracem ukochaniem rasy, mowy, obyczaju, przyrody, przeszłości angielskiej. Ten nastrój odpowiada przeważnie pierwszym latom, spędzonem w wiejskiem otoczeniu kraju ojczystego – po Indiach, dalekich podróżach i Ameryce.


W szeregu wierszy z owych lat – ale nie we wszystkich – widać pewne złagodnienie temperamentu, pewien sentymentalizm, którego Kipling byłby wstydził się dawniej. Pisze on teraz dwa zbiory nowel, „Puk z Pook’s Hill” i „Nagrody i elfy”, połaczone myślą przewodnią i aparatem nadprzyrodzonym: ostatni żyjący w Brytanii elf pośredniczy między dwojgiem dzieci a postaciami z przeszłości kraju, które przyprowadza aby opowiadały o sobie i o dawnych czynach. Są to książki pisane dla młodego pokolenia z myślą przelania w jego serca własnych uczuć. Jak zwykle Kipling uzupełnia prozę utworami poetyckimi. Niektóre z nich odznaczają się właśnie pośród poezji Kiplinga tonem sentymentalnym, czasem wprost rzewnym, i motywami folklorystycznemi. Ma się wrażenie, iż na lśniącą zbroję imperialisty spływa raz po raz łza poety, zmiękczonego szumem drzew południowej Anglii i wsłuchującego się w echa przeszłości. Zamiast analizować te wiersze, wolę czytelnika odesłać do „Puka z Pukowej Górki” w przekładzie p. Birkenmajera.


Nagrody i elfyczekają jeszcze na tłumacza. Z tego więc tomu wybieram nowelę „Gloriana”, aby na niej zilustrować znaną kiplingowską metodę wzmacniania efektu utworów prozaicznych poetyckiemi. Jako Glorianę ( a także pod innemi imionami) wprowadził był niegdyś Edmund Spenser chciwą pochlebstw Elżbietę do swej epopei. Ona to wyznacza rycerzom zadania i wysyła ich na przygody. Kipling nawiązuje do tradycji Spensera w wierszu wstępnym, przypominającym żywo dźwięczne liryki elżbietańskie formą, a także częstem użyciem uosobień. Mowa tu o Męstwie i Niewinności, które młodo zginęły, bo ostatnie poszły ”na pewną śmierć, złączoną pewną hańbą z pocałunkiem Belfeby na ustach”.


Opowiadającą osobą, przyprowadzoną przez Puka, jest w noweli sama Elżbieta. Jawi się dzieciom taka, jaka była za życia – wystrojona, podmalowana, roztańczona. Tańczy zresztą z monarszą powagą. Podczas jednej z podróży po kraju przyjmowano ją na łonie natury, zastawiając ucztę u stóp potężnego dębu. Wtem ktoś przyniósł list od Filipa hiszpańskiego, którego królowa długo zwodziła nadzieją małżeństwa. Król pisze o swych miłosnych cierpieniach, lecz równocześnie skarży się na korsarskie wyprawy Anglików i grozi odwetem. Jedno zdanie wydaje się Elżbiecie aluzją do zamorskiego kraju, który mógłby odegrać rolę w wyprawie Hiszpanów przeciw Anglii, lecz królowa nie wie, co to za kraj, a nie chce nikogo prosić o wyjaśnienie. Rozmyśla nad tem, rozmawiając i tańcząc, gdy straż donosi, że rozbroiła pojedynkujących się dwóch młodych ludzi, którzy poprzednio usługiwali Elżbiecie przy uczcie. Jest jasne, że szło o względy Gloriany, więc ta wybacza łatwo gardłowe przestępstwo ( dobycie miecza w pobliżu osoby monarszej) i wdaje się w dłuższą pogadankę z winowajcami
.

Okazuje się, że znają się oni z wybrzeżami Ameryki, że mają własny okręt i walczyli nawet z flotą Filipa. Krajem, wymienionym w liście, okazuje się późniejsza Wirginia, oddalona od Anglii tylko o sześć tygodni drogi przy pomyślnym wietrze. Królowa podaje młodzieńcom myśl, aby spróbowali założyć tam kolonję. Dostaną działa i amunicję. Muszą jednak być gotowi na śmierć. Może sama Elżbieta będzie musiała posłać ich na szubienicę z korsarstwo. Anglia za słaba jeszcze do wielkiej rozgrywki…
Po trzech dniach królowa powraca tą samą drogą do stolicy, więc znów rozmawia z młodzieńcami. Ma pewne skrupuły i niby odwodzi ich od przedsięwzięcia, ale niezupełnie szczerze. Zresztą są gotowi do ofiary, którą Elżbieta ostatecznie przyjmuje, dając każdemu z nich w nagrodę pocałunek. Wyprawiają się do Ameryki – i słuch o nich ginie.

Chłopiec słucha i rozumie polityczne znaczenie opowiadania, nie wydaje jednak sądu o postępku królowej, natomiast dziewczynka nie kryje się z odrazą do niej. Autor ostrożnie wstrzymuje się od zaznaczenia swego stanowiska i umieszcza po noweli wiersz, związany wątkiem już tylko samą postacią Elżbiety.


Podstarzała królowa, odziana w satynę i złotogłów, chodzi po komnacie ” naprzód, wstecz i boczkiem,” nie mogąc zdobyć się na odwagę spojrzenia w zwierciadło, w okrutne zwierciadło, które nigdy nie pokaże kobiety tak urodziwą, tak dobrą i tak młodą, jak poprzednio”. Przychodzą duchy. Marja Stuart mówi, że nie odejdzie, póki królowa nie spojrzy w „okrutne zwierciadło, które nigdy już nie odbije kobiety tak cudnej, tak nieszczęśliwej i tak samotnej, jak ona” (t.j. Marja.)

Na to samo czeka Leicester, który znów oświadcza, że zwierciadło nie odbije nigdy kobiety tak twardej, tak niegodziwej i tak nieprzejednanej, jak Elżbieta. Nawiasem mówiąc zestawienie musi dziwić. Jak można traktować na równi Marję Stuart i Leicestera, który za wszelką cenę pragnął zasiąść na tronie angielskim, a nadzieje swe gruntował jedynie na pięknej brodzie i na blasku skrupułów, posuniętym aż do zbrodni? Trudno oprzeć się myśli, że Leicester pomieszał się Kiplingowi z Essexem, który jak Marja Stuart zginął na szafocie.

Lecz wróćmy do ostatniej zwrotki. Królowa mierzy duchy wzrokiem i odpowiada: Tak chodziłam w życiu naprzód, wstecz i boczkiem, a przecie jestem córką króla Henryka ( co kwestjonowano, ponieważ jej matkę stracono za wiarołomstwo) i królową Anglii.”

A królowej Anglii nie wypada bać się niczego, nawet zwierciadła. Elżbieta staje twarzą w twarz z niem „i ze wszystkiem innem,” czego boi się i co ją gnębi. Spostrzega, że uroda jej minęła. Już tej urody nie odbije ” okrutne zwierciadło,” „które zawsze zdolne jest boleśniej dotknąć kobietę niż jakikolwiek duch lub mężczyzna.”

Może w wierszu niewiele jest poezji a psychologia jego niegłęboka. Próżność Elżbiety ma dziś znaczenie prawie przysłowiowe. Zakres motywów Kiplinga jest ograniczony. Ale jak świetnie umie on je wyzyskać! Jak efektownie charakteryzuje postacie historyczne! Jak wspaniały jest jego humor i jak zręcznie poeta rozlewa jego światło po scenie tragicznych wypadków historycznych! Jak po mistrzowsku używa w tym celu refrenu! I jak wreszcie przy pomocy tego wiersza pogłębia treść noweli!


Władysław Tarnawski,1937 r.
F.B.C.