wtorek, marca 06, 2007

Rozmowa z Polakiem



W r.1928 wezwano mnie pewnego poranku do telefonu. Mówił znajomy głos kobiecy „Ojciec mój przyjechał wczoraj. Proszę przyjść dziś wieczorem. Zastanie pan tylko nas dwoje i mojego ojca” W te słowa zapraszała mnie urocza pani Bambridge, żona członka ambasady angielskiej, córka Rudyarda Kiplinga.


Rzecz prosta, że przez cały dzień autor Kima nie schodził mi z myśli. Czekając zmierzchu wspominałem te dawne czasy, gdy Kipling wraz z Lottim otwierali nam dalekie, egzotyczne światy, budząc w nas niepokojące rozdźwięki z naszą szarą, europejską, polską rzeczywistością. Ale podczas gdy francuski autor przesuwał nam przed oczami barwną panoramę, z której przemawiała tylko jego własna monotonnie melancholijna dusza, Kipling poruszał w nas inne, głębsze i żywotniejsze uczucia.
Jego świat dżungli i śnieżnych Himalajów, zaułki miast tropikalnych, świątynie brahmanów, to była tylko dekoracja olbrzymiego dramatu, w którym rolę protagonisty grał nie Indus i nie Malajczyk, lecz człowiek białej rasy, o jasnych oczach i myśli i woli, sługa i przedstawiciel potężnego Imperium. W Polaku z końca XIX wieku obrazy tej potęgi budziły coś więcej niż tęsknotę do egzotyzmu. Genialny pisarz był nie tylko wielkim artystą. Był angielskim mężem stanu. Pouczał swój naród o znaczeniu tego ‘dziedzicznego instynktu ciągłości ‘ , który według własnych jego słów jest istotą uczuć narodowych .

I oto dlaczego , wchodząc na schody gościnnego domu, przejęty byłem uroczystym podziwem dla Kiplinga, a także uczuciem własnego żrącego poniżenia. Byłem rodakiem angielskiego patrioty ,Josepha Conrada. Wczasach , gdy Polska nie miała własnego państwa, ten człowiek oznajmił światu, że Polak nie ma własnej ojczyzny.


Pani domu przedstawiła mnie swemu ojcu jako szczerego wielbiciela, ja zaś wyznałem, że istotnie dziełu jego przypisuję wielkie i nie tylko literackie znaczenie. Zawiązała się rozmowa, która niebawem zeszła na Conrada.

Kipling mówił ze spokojnym ożywieniem. Uderzała mnie wielkoduszność, z jaką podnosił i roztrząsał niezwykły talent, zaćmiewający ostatnie lata jego własnej twórczości.
Zaczął od znanych uwag o języku i stylu Conrada „ Gdy mówił po angielsku”- zauważył – „trudno było czasem go zrozumieć, ale z piórem w ręku był pierwszy pomiędzy nami „ “With a pen in his hand he was first amongst us”.
Czytając jego powieści nieraz dziwił się, skąd ten cudzoziemiec wziął jakiś zwrot, jakieś zestawienie słów, nigdzie poprzednio nie spotykane, a nie tylko oddające znakomicie nową myśl, lecz przy tym na wskroś angielskie.Była to zdaniem Kiplinga wprost jakaś "substitution of his former personality", zastąpienie pierwotnej jego osobowości przez drugą. Ale tylko w tym jednym zakresie języka.
Duchowo bowiem, według jego przekonania, Conrad nie miał w sobie nic angielskiego. "Czytając go" – mówił – "mam zawsze wrażenie, że czytam doskonałe tłumaczenie obcego pisarza"

 
I Kipling wyjaśnił tę myśl, która tak dziwnie godziła się z wrażeniami niejednego z polskich czytelników. Według jego mniemania, poza ogromnym talentem i techniką nieporównaną, Conrad pociągał angielskich czytelników właśnie tą egzotycznością swego ducha. W każdym przeciętnym Angliku tai się kompleks uczuciowości przytłumionej przez purytańską kulturę. Conrad wyzwalał te przytłumienia. Postacie jego, wyrysowane po mistrzowsku i zrozumiałe dla angielskiego czytelnika, maja temperaturę uczuć wyższą o kilka kresek niż angielska normalna. W natężeniu tym figury Conrada dochodzą zwykle do szczytu wzruszenia, "to the pitch of emotion",
Ale ponieważ stopniowanie przeprowadzone jest znakomicie przed oczami samego czytelnika, przeto i on ulega niezwykłemu dla siebie spotęgowaniu uczuć i z rumieńcem na twarzy, "getting red in the face", przeżywa wrażenia dotychczas sobie nieznane.

"Czy zwrócił pan uwagę – ciągnął Kipling- na niezliczone u Conrada typy ludzi opanowanych jedną myślą lub jednym uczuciem? Czy zauważył pan, do jakiego napięcia dochodzi u niego szczególnie uczucie leku i przerażenia? Ten człowiek musiał sam wyczuwać zmory okropne. I miłość także w jego twórczości jest najbardziej romantyczną, jaka można sobie wyobrazić. Czytelnik angielski, zimny na pozór, przepada za tą szczerą egzaltacją, tak jak każdy Anglik przepada za romantyczną muzyką Chopina."


Słuchałem, uderzony tym porównaniem. Kipling nie znał polskiej poezji słowa, ale znał największego z polskich poetów dźwięku.

Poza tym także nie angielskim jest świat moralny Conrada.
W piśmiennictwie angielskim, mówił, znaleźć można oczywiście wszystko, zwłaszcza dziś, gdy pisarze gonią za oryginalnością.
Ale Conrad był szczery.
W powieści , którą cenił najwyżej spośród swoich utworów i która istotnie jest arcydziełem w „Murzynie z załogi Narcyza”, znajdujemy nastroje obce naszemu społeczeństwu. Jakkolwiek Conrad nienawidził Moskwy i nie cierpiał rosyjskich pisarzy, to jednak w tym utworze podobniejszy jest do Rosjan niż do Anglików. Jego” czysto ludzki” stosunek do tego murzyna, nie odpowiada angielskiej duchowości, która bywa chrześcijańską, ale nie jest „humanitarną”…Tę książkę mógłby napisać Maksym Gorki, gdyby miał talent Conrada.

 
Ta obcość duchowa Conrada występuje jeszcze wyraźniej w innej jego powieści, równie doskonałej pod względem artyzmu, w Lordzie Jimie. Już w samym swym założeniu powieść ta ma coś wybitnie nie angielskiego. Przede wszystkim należy zauważyć , że założeniem tym nie jest bynajmniej, jak niektórzy twierdzą, dramat wewnętrzny człowieka , winnego występku i doznającego wyrzutów sumienia.
Temat istotny powieści stanowi pytanie, czy człowiek jest odpowiedzialny za swe czyny czy też nie jest. Conrad wyraża zdanie, że w pewnych okolicznościach odpowiedzialność ta może być zmniejszona do takiego stopnia, że niemal przestaje istnieć. Niewątpliwie Conrad ma słuszność. W poszczególnych wypadkach tak jest rzeczywiście. "Wszelako – mówił Kipling- nie radziłbym Conradowi wystąpić z taką tezą wobec pierwszego lepszego angielskiego jury, które jak dotychczas zachowuje nasze stare anglosaskie przekonanie, że każdy ponosi odpowiedzialność za własne postępki."

W tym miejscu rozmowa zeszła na autobiograficzny charakter Lorda Jima. Opowiedziałem szczegółowo przeszłość Conrada.

 
Kipling poczynił zastrzeżenia.
Jeżeli , mówił, statek tonący, który Lord Jim, oficer załogi, opuścił w chwili jakiegoś duchowego zamroczenia, ma być Polską, to dlaczego, spostrzegłszy swój błąd, Conrad nie powrócił na pokład Patny? W powieści było to niemożliwe. Statek szczęśliwie dopłynął do brzegu i powrót nań Jima na nic by się już nie przydał. Ale polska Patna przez długie jeszcze lata po ukazaniu się tej powieści pozostawała w niebezpieczeństwie. Conrad w każdej chwili mógł naprawić swój błąd, a jednak tego nie uczynił. Staje się oczywistym, że zachodzi tu nieporozumienie i że powieść Conrada nie jest autobiograficzną. ...
Wróciliśmy w rozmowie do pierwszej epoki życia Conrada, zwłaszcza do lat spędzonych wśród paniki powstańczej. Mówiliśmy o nienawiści do oprawców Polski, którą na całe życie wywiózł z Wołogdy i Ukrainy, choć tyle innych uczuć w nim osłabło.
„ Zawsze miałem go za dziwnego człowieka”- rzekł Kipling. „I always thought him a queer fellow”. A jednak coś w tym musiało być. Wszak ten człowiek nienawidził Rosję do zapamiętania. „ He hated Russia with frenzy” Pamiętam zdarzenia, które może nie są bez podobieństwa do dziejów Conrada.

I Kipling wspomniał jedną z dawniejszych swych opowieści, którą i ja przypomniałem sobie po pierwszych zdaniach. Osnowa jej była prawdziwą. Gdzieś na wyżynach Azji Centralnej, w miejscu gdzie siły angielskie i rosyjskie stykały się ze sobą w sposób niebezpieczny, zjeżdżają się komisje obydwu stron, by załatwić jakieś zajście pograniczne. Przedstawicielami Rosji są wojskowi, ciężcy, rośli, brodaci, przybrani w mundury" strojne jak nocne bluzy" i pokryci na piersiach „małymi krzyżykami”.
Ze strony angielskiej widzimy typowych gentlemanów, zimniejszych niż zwykle, gdyż na tym odludziu dusza moskiewska odrzuciła europejską maskę i odkryła swoje prawdziwe rysy; fałsz, brutalność i chłodne okrucieństwo.
Dokoła obozu kręci się jakiś stary człowiek, okryty łachmanami. Jest to istota oniemiała, niespełna rozumu, która mimo okazywanej jej niechęci lgnie do Anglików, a w stosunku do Rosjan zdradza nienawiść i przerażenie. Oficerowie rosyjscy zachowują się poprawnie, po paru konferencjach podpisują protokół, po czym następuje pożegnanie i poczet kozaków znika w górskim wąwozie. Ale dzień jest uroczysty. Wieczorem w angielskim obozie odbywa się obiad, dowódca wznosi zdrowie Jej Królewskiej Mości, a wówczas dzieje się rzecz niepojęta. Ten stary przybłęda, nie mówiący żadnym ludzkim językiem, powstaje w chwili, gdy zapowiedziany został toast” the Queen” i całym swym zachowaniem zdradza, w sposób oczywisty dla Anglika, że nie tylko sam jest Anglikiem, ale także angielskim gentlemanem. Następuje ogólne poruszenie.

I dochodząc po nitce do kłębka, grono oficerów angielskich stwierdza, że ten nieszczęśliwy, wyzuty ze wszystkich cech człowieczeństwa, jest byłym urzędnikiem służby państwowej. Na północnych granicach Indii, spełniając za młodu poufną misję, zginął i odtąd nigdy już więcej o nim nie słyszano. Wpadł w ręce moskiewskie i przez długie lata przebywał gdzieś w moskiewskich kazamatach. Jak się z nich wydobył – nie wiadomo. Powrócił jako szczątek dawnego człowieka. Zapomniał własną przeszłość, zapomniał wszystko, prócz jakichś nikłych wspomnień dawnych rodaków i niesłabnącej nienawiści do katów moskiewskich. Stygmat niezatarty jak ślady kajdan na jego wyschłych piszczelach.
„Czy coś podobnego -pytał Kipling- nie zaszło także w duszy Conrada w latach , kiedy był prawie dzieckiem.?


Godzina była późna , rozmowa kończyła się, pożegnaliśmy się i wyszedłem na mroczne ulice Madrytu
.

Jan Perłowski. 


                                                    * * * * * * * * * * * * * *
Objaśnienie
Przedstawioną powyżej relację ze swej rozmowy z Kiplingiem zamieścił Jan Perłowski (wówczas, w 1928r. polski dyplomata w Hiszpanii) w jednym z przedwojennych czasopism literackich. (Przegląd Współczesny,1937, nr 4)


Po wojnie, w czasach tzw. PRLu tylko raz jeden przedrukowano ów tekst w książce poświęconej Conradowi pt "Wspomnienia i studia o Conradzie"
Jednakowoż z trzema niepozornymi  kropkami, po zdaniu ;”Staje się oczywistym, że zachodzi tu nieporozumienie i że powieść Conrada nie jest autobiograficzną”...


Otóż staje się oczywistym i to, że owe trzy kropki to część usunięta przez cenzora PRL-u.
Została ona tutaj niniejszym udostępniona pt. Czytelnikom i zaznaczona na czerwono.

Ów fragment rozmowy dotyczył głównie Rosji oraz opowiadania Kiplinga „Człowiek, który był" („The Man Who Was”)

Nb. Perłowski niezbyt dokładnie streścił opowiadanie, ale jego ogólną wymowę uchwycił dobrze.

______________________________________
U góry Zatoka Gravesend (Londyn), opisywana zarówno przez Conrada
(np. początek "Jądra ciemności") jak i Kiplinga. Stąd żegnały angielskie kobiety swoich męzczyzn udających się do kolonii.Autor obrazu ; William Merrit Chase (
1849-1916) A.R.C.






Wydawaniem nieznanych opowiadań i wierszy  Rudyarda Kiplinga zajmuje się w Polsce  Kazimierz Rafalski we współpracy z wydawnictwem "Świadectwo" oraz miesięcznikiem "Akant". Dotychczas ukazały się dwa tomiki ↑