Mało
który z wielkich pisarzy świata, prócz może autora „Robinsona Crusoe”,
zawdzięcza swą sławę tak wyłącznie dzieciom jak zmarły niedawno angielski
pisarz Rudyard Kipling. Któreż z dzieci w Europie – ba! na całym świecie – nie
zna jego „Ksiąg Dżungli”, „Stalky i spółki” „Kima”?
W
Polsce cieszył się Kipling szczególnymi względami. Uczył młodocianych
czytelników ciekawości świata, odkrywał im tajemnice dalekich podróży i
egzotycznych krain, odnajdywał wspólny język wiatrów, roślin, owadów, zwierząt
i dzieci, czarował odległością przestrzeni i czasu.
Był urzekającym tłumaczem najbardziej fantastycznych snów dziecięcych, jednak zawsze trzymał się gruntu realności, nieprzekraczającym nigdy granic możliwości, ostrej linii prawdopodobieństwa, poza którą zaczynałby się absurd, tak bardzo przecież zniechęcający dzieci później, gdy dojdą lat młodzieńczych i dojrzałych, przy innej tego rodzaju lekturze.
W oczach wyrastających z naiwnego dzieciństwa czytelników Kipling nic a nic nie tracił. Przeciwnie, cieszył się głęboką wdzięcznością za ten rozbudzony i nieustannie podsycany w wielu lat dzieciństwa głód realnej niecodzienności, zmieniony teraz w głód innego rodzaju, głód, rzec by można, duchowego imperializmu. To też zdanie wyrzeczone przy końcu życia przez przedostatniego króla Anglii, że najulubieńszym jego pisarzem był zawsze i pozostał Kipling, potwierdza tylko prawdę o tej powszechnej jego popularności, jaka się cieszył trwale u dzieci w tej samej mierze co i u dorosłych.
Kipling należał do tych niewielu pisarzy w literaturze powszechnej, który pokonał wiek w czytelniku. Każdy bowiem pisarz ma mniej więcej określone środowisko społeczne i wiek czytelników, wśród których znajduje odpowiedni dla swych dzieł rezonans i uznanie. Przekroczyć tę naturalną granicę środowiska i wieku bez sztucznego nakazu szkoły i nieznośnego przymusu lektury pozaszkolnej, jaki się stosuje na dzieciach w odniesieniu do dzieł większości naszych tzw. klasyków, to prawdziwie wielki tryumf, wypływający ze szczególnej struktury jego talentu.
W Polsce mamy tylko jednego tego rodzaju pisarza – jest nim Sienkiewicz ze swoją wiecznie młodą „Trylogią”, pomimo wszystkie przeciwko niej zwłaszcza ostatnio podniesione zarzuty natury zarówno faktycznej jak i moralnej. Drugim takim pisarzem u nas jest właśnie ten importowany z Anglii Rudyard Kipling, przeciwko któremu – dziwna zbieżność – tez przecież podnoszono zarzuty natury moralnej.
Zatruwał on, według tych opinii, dusze młodocianych obywateli miazmatami imperialistycznej zaborczości, niskiej żądzy panowania nad światem, próżnej dumy i czczej pychy człowieka rasy białej, a więc siał bakcyle rasistowskie – tak samo znów Sienkiewicz u nas „okaleczał” dusze młodych obywateli wynaturzonymi rzekomo obrazami zbiorowych okrucieństw i sadyzmu.
Był urzekającym tłumaczem najbardziej fantastycznych snów dziecięcych, jednak zawsze trzymał się gruntu realności, nieprzekraczającym nigdy granic możliwości, ostrej linii prawdopodobieństwa, poza którą zaczynałby się absurd, tak bardzo przecież zniechęcający dzieci później, gdy dojdą lat młodzieńczych i dojrzałych, przy innej tego rodzaju lekturze.
W oczach wyrastających z naiwnego dzieciństwa czytelników Kipling nic a nic nie tracił. Przeciwnie, cieszył się głęboką wdzięcznością za ten rozbudzony i nieustannie podsycany w wielu lat dzieciństwa głód realnej niecodzienności, zmieniony teraz w głód innego rodzaju, głód, rzec by można, duchowego imperializmu. To też zdanie wyrzeczone przy końcu życia przez przedostatniego króla Anglii, że najulubieńszym jego pisarzem był zawsze i pozostał Kipling, potwierdza tylko prawdę o tej powszechnej jego popularności, jaka się cieszył trwale u dzieci w tej samej mierze co i u dorosłych.
Kipling należał do tych niewielu pisarzy w literaturze powszechnej, który pokonał wiek w czytelniku. Każdy bowiem pisarz ma mniej więcej określone środowisko społeczne i wiek czytelników, wśród których znajduje odpowiedni dla swych dzieł rezonans i uznanie. Przekroczyć tę naturalną granicę środowiska i wieku bez sztucznego nakazu szkoły i nieznośnego przymusu lektury pozaszkolnej, jaki się stosuje na dzieciach w odniesieniu do dzieł większości naszych tzw. klasyków, to prawdziwie wielki tryumf, wypływający ze szczególnej struktury jego talentu.
W Polsce mamy tylko jednego tego rodzaju pisarza – jest nim Sienkiewicz ze swoją wiecznie młodą „Trylogią”, pomimo wszystkie przeciwko niej zwłaszcza ostatnio podniesione zarzuty natury zarówno faktycznej jak i moralnej. Drugim takim pisarzem u nas jest właśnie ten importowany z Anglii Rudyard Kipling, przeciwko któremu – dziwna zbieżność – tez przecież podnoszono zarzuty natury moralnej.
Zatruwał on, według tych opinii, dusze młodocianych obywateli miazmatami imperialistycznej zaborczości, niskiej żądzy panowania nad światem, próżnej dumy i czczej pychy człowieka rasy białej, a więc siał bakcyle rasistowskie – tak samo znów Sienkiewicz u nas „okaleczał” dusze młodych obywateli wynaturzonymi rzekomo obrazami zbiorowych okrucieństw i sadyzmu.
Miejmy
jednak nadzieję, ze są to opinie przestarzałych już pedagogów, posługujących
się w wychowaniu metodą „aniołka, motylka i kwiatka”, zapominających, ze dzieci
swym naturalnym instynktem przeczuwają również „diabła, ropuchę i kał” i
właśnie przez kontrast z tym przeczuciem tym bardziej odczuwają cały czar tego „aniołka,
motylka i kwiatka”. Dusza dziecka, jako dusza człowieka, zbudowana jest od razu
nie tylko z samych świateł, ale i z cieni. Stąd też największym wzięciem u
młodocianych czytelników cieszą się te dzieła sztuki, które, choć pisane w
języku dla dzieci przystępnym zawierają całą nieokaleczoną żadnymi względami prawdę
życia.
W
Polsce, jak już zaznaczyłem cieszy się Kipling szczególnym wzięciem. Jest
obficie tłumaczony, czytany, omawiany w prasie zawsze w tonie pochlebnym. W
wyborowej „Bibliotece laureatów Nobla” R. Wegnera w Poznaniu mamy w dobrych
tłumaczeniach najcelniejsze jego dzieła, a więc: „Księgę dżungli”, „Druga
księgę dżungli”, „Stalky i Spółkę”, „Kima”, „Światło, które zagasło” „Gawędy z
pod Himalajów”, „Kapitanów zuchów”, ostatnio zaś wyszedł tom nowel w doskonałym tłumaczeniu Józefa Birkenmajera p.t. „Puk z Pukowej Górki”.
Jest
to cykl opowiadań, a mianowicie dziesięć, z przedhistorycznych bajecznych
czasów Anglii, powiązanych czarodziejską osobą starowiecznego gnoma ogrodowego, pamiętającego bohaterski okres początku Anglii z czasów najazdu na wyspę
Normanów i Sasów. Puk ten, nieśmiertelna istotka, jak błędny ognik zjawiająca
się nagle i znikająca, ze szczególną pasją przenosi w odległe czasy i styka z
ówczesnymi ludźmi dwoje dzieci w wieku lat sześciu, Dana i Unę, zakochany w
nich wprost bez miary, za co dzieci odpłacają mu tym samym. Jest to jak gdyby
tajemniczy duch historii, dobry chochlik, który nie kołuje ludzi po manowcach,
lecz przeciwnie, grzeczne i pilne w nauce dzieci, prowadzi po jasnych i
prostych gościńcach dawnej prawdy, dawnych zdarzeń i dziejów.
I tak snują się te opowieści opowiadane dzieciom wprost przez ludzi bezpośrednio w nich udział biorących, a magiczną siłą pukową do życia na chwilę z nicości wywołanych: o mieczu Welanda, o pierwszych dziedzicach dworu królewskiego, o rycerzach wesołych przygód, o starych latach w Pevensey’u, o centurionie trzydziestego legionu, o Wale Hadriana, o Skrzydlatych Kołpakach, o Halu Rysowniku, o Rójce w Dymchurch i o skarbie i Prawie.
Jest w tych opowiadaniach nie tylko ciekawa fabuła zbudowana ku zaciekawieniu milusińskich i rozmiłowaniu ich ku dziejom kraju ojczystego, ale i swoista historiozofia i jak najpoważniejsza filozofia obecnej racji stanu w Anglii. Pierwsza wyraża się w zdaniu „Weland dał miecz, miecz dał skarb, a skarb dał prawo. Wszystko stało się tak naturalnie i po prostu, jak rośnie drzewo dębu” Druga zaś w następującym: „Dlaczego nasi żydzi pożyczają jeszcze pieniądze tym królom, którzy nas uciskają?” – pyta jeden z ludu. A na to słyszy w odpowiedzi: „Bo jeżeli im odmówimy, oni podburzą przeciw nam swój lud, a lud bywa o dziesięć procent okrutniejszy niż królowie”
I pomyśleć, że te rzeczy pisane są dla dzieci w wieku od lat 6 do 12. Co prawda, dzieci na Zachodzie rozwijają się o wiele wcześniej, niż u nas, ale znów nie w takim tempie, ażeby mogły wszystkie te subtelności i powagę myśli zrozumieć bez odpowiedniej i jedynej w swej trafności formie, w jakiej napisane są wszystkie swego rodzaju arcydzieła Kiplinga. Forma wewnętrzna tych opowiadań balansuje na pograniczu fantazji i realizmu, zewnętrzna zaś na pograniczu prozy i poezji. Każde prawie z nich zaczyna się i kończy wierszem, zyskuje przez to jak gdyby jakiś ton niezwykły, jakiś muzyczny nastrój, ułatwiający uczuciowe przyswojenie i zasymilowanie wrażeniowe treści utworu.
I tak snują się te opowieści opowiadane dzieciom wprost przez ludzi bezpośrednio w nich udział biorących, a magiczną siłą pukową do życia na chwilę z nicości wywołanych: o mieczu Welanda, o pierwszych dziedzicach dworu królewskiego, o rycerzach wesołych przygód, o starych latach w Pevensey’u, o centurionie trzydziestego legionu, o Wale Hadriana, o Skrzydlatych Kołpakach, o Halu Rysowniku, o Rójce w Dymchurch i o skarbie i Prawie.
Jest w tych opowiadaniach nie tylko ciekawa fabuła zbudowana ku zaciekawieniu milusińskich i rozmiłowaniu ich ku dziejom kraju ojczystego, ale i swoista historiozofia i jak najpoważniejsza filozofia obecnej racji stanu w Anglii. Pierwsza wyraża się w zdaniu „Weland dał miecz, miecz dał skarb, a skarb dał prawo. Wszystko stało się tak naturalnie i po prostu, jak rośnie drzewo dębu” Druga zaś w następującym: „Dlaczego nasi żydzi pożyczają jeszcze pieniądze tym królom, którzy nas uciskają?” – pyta jeden z ludu. A na to słyszy w odpowiedzi: „Bo jeżeli im odmówimy, oni podburzą przeciw nam swój lud, a lud bywa o dziesięć procent okrutniejszy niż królowie”
I pomyśleć, że te rzeczy pisane są dla dzieci w wieku od lat 6 do 12. Co prawda, dzieci na Zachodzie rozwijają się o wiele wcześniej, niż u nas, ale znów nie w takim tempie, ażeby mogły wszystkie te subtelności i powagę myśli zrozumieć bez odpowiedniej i jedynej w swej trafności formie, w jakiej napisane są wszystkie swego rodzaju arcydzieła Kiplinga. Forma wewnętrzna tych opowiadań balansuje na pograniczu fantazji i realizmu, zewnętrzna zaś na pograniczu prozy i poezji. Każde prawie z nich zaczyna się i kończy wierszem, zyskuje przez to jak gdyby jakiś ton niezwykły, jakiś muzyczny nastrój, ułatwiający uczuciowe przyswojenie i zasymilowanie wrażeniowe treści utworu.
Trzeba
przy tym zaznaczyć, ze wiersze te aczkolwiek okolicznościowe i z ducha
dydaktyki powstałe noszą cechę najprzedniejszej poezji. Staranny i pełen
wyczucia przekład Birkenmajera nic, jak mniemam, nie umniejszył wartości tych
wierszy. Oto dla przykładu przytaczam jeden z nich, a mianowicie:
Szczęśliwe
dzieci angielskie, posiadające tak potężnego pisarza i poetę jak Kipling – i szczęśliwy
pisarz posiadający tak subtelnych czytelników, jak dzieci angielskie, jak
dzieci w ogóle!
Marian Piechal, 1936 Gazeta Polska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz