niedziela, stycznia 21, 2018

Dzieciństwo Kiplinga


Ostatnie z dzieł Kiplinga, którym sądzona jest nieśmiertelność, to „Nagrody i elfy" z r. 1910. Potem przyszły utwory wojenne o charakterze propagandowym, a po nich rzadko już ukazujące się wiersze, nowele i opisy podróży, które błyskają czasem dawną świetnością, lecz na ogół nie przynoszą nic nowego. Dopiero pod sam koniec życia wziął się Kipling do autobiografii — i tę książkę siedemdziesięcioletniego starca czyta się z równym prawie zainteresowaniem, jak nowelę z okresu młodzieńczej bujności talentu. I nic dziwnego. Pod koniec życia stają człowiekowi ze szczególną wyrazistością przed oczyma dzieciństwo i młodość, a te są głównym przedmiotem.

Autobiografia, zatytułowana „Coś o sobie samym" (Something of Myself). Londyn, New York, Macmillan) pociąga nie tyle szczegółami z życia, bo te są znane, ile obrazem procesów, które ukształtowały oblicze duchowe i metodę twórczą Kiplinga. Krótko, a barwnie przedstawiają się dzieje najwcześniejszego dzieciństwa. Przyszły autor „Kima" mówił w tym czasie przeważnie jednym z dialektów indyjskich, a po angielsku tylko od święta — do rodziców. Lecz wnet przyszła zmiana, która wyjaśni nam, dlaczego Kipling nie był człowiekiem religijnym. W pismach jego można tu i ówdzie natknąć się — jak przede wszystkim w słynnym hymnie Recessional — na wiarę w Boga i na niechęć do ateizmu. Lecz na tym koniec. Poza deizm nie wyszedł on, zdaje się, nigdy, a od obrzędów i duchownych zawsze bodaj stronił. Skąd to się wzięło? 

Obyczajem Anglików, mieszkających w Indiach, rodzice zawieźli go jako małego chłopca do Anglii i oddali na wychowanie do domu starego kapitana marynarki.
Wilk morski, pamiętający jeszcze Navarino, umarł wkrótce, a dziecko dostało się pod wyłączną władzę wdowy, dewotki purytańskiej z sadystycznymi skłonnościami. Głodziła je i biła systematycznie, a na domiar złego miała kilkunastoletniego syna, który bardzo gorliwie pomagał. Wszystkie zaś kary przedstawiali jako gniew Boga za różne grzechy.

Stałym punktem tego programu wychowawczego było wypytywanie wieczorem chłopca, co robił przez dzień. Zmęczony i senny, wikłał się w zeznaniach i popadał w sprzeczności, ściągając na siebie gniew opiekunów. Mówi, że wkrótce nauczył się kłamać z rozwagą i konsekwentnie, a to „jest, jak się zdaje, podstawą twórczości literackiej". Zadawano mu i wyrafinowane męki moralne — raz np. posłano go do szkoły z kartką „kłamca" na plecach. Gdy poczciwa wdowa zauważyła, że lubi czytać, natychmiast mu tego zabroniła. Ostatecznie doszedł do choroby nerwowej, a ponieważ miał wzrok słaby z natury, miewał przywidzenia, które przejmowały go panicznym strachem. Sprowadzono lekarza, ale nie uwierzono jego zdaniu, a chłopca ukarano za udawanie. Fatalnym skutkiem tych lat sześciu, spędzonych w Southsea, był wstręt do pobożności i w ogóle do religii objawionej.

Nagle przyjechała matka z Indii Gdy wieczorem przyszła ucałować go na dobra noc, chłopak zerwał się z przerażeniem i zasłonił rękami, bo sądził, że czekają go razy. Po wyjaśnieniu sytuacji matka zabrała go natychmiast ze strasznego domu i spędziła z nim kilka miesięcy na wsi, gdzie przyszedł do siebie. Tylko okularów używał już stale. Jednym z częstych gości na farmie był brat cioteczny, z którym mały Kipling okropnie broił, i zastanawiano się, który na którego gorzej wpływa. Kuzyn ów został z czasem premierem W. Brytanii. Nazywał się Stanley Baldwin. 

Mrs. Kipling przeniosła się wkrótce do South  Kensington, a przyszły wielki pisarz i jego siostra dostali bilety wstępu do sławnego muzeum i spędzali tam codzień długie godziny. Było to drugie muzeum, które Kipling umiał na pamięć. Jego ojciec był przecie kustoszem w Lahore. Z pośród tysiącznych dziwnych, a nieraz wspaniałych przedmiotów wbił mu się szczególnie silnie w pamięć rękopis Dickensa. Lecz jakże niedbale pisał ten sławny człowiek! Tyle opuszczał
i dopisywał potem między wierszami!... W tym czasie dowiedział się też chłopak, że oboje rodzice bawią się czasem piórem. Zaczął ich tedy naśladować. Gdy matka odjechała, został pod opieką trzech miłych starszych pań w South Kensington. Lecz czas był do szkoły, odpowiadającej naszemu gimnazjum. 

Wybrano zakład, przeznaczony głównie dla synów urzędników i oficerów z kolonii, a nazwany wedle tytułu powieści Karola Kingsley'a Westward Ho! (Hej, na zachód!). Człowiek, wychowany w szkole tak nazwanej mógł zaiste — a może nawet musiał — zostać imperialistą. Panowała w niej spartańska prostota i surowa dyscyplina, a dyrektor, jak później sam powiedział sławnemu wychowankowi, trzymał się zasady, że dla ustrzeżenia chłopców „przed pewnymi nieczystymi mikrobami!' należy pamiętać o tym, aby kładli się spać „śmiertelnie zmęczeni". Lecz Kipling niewiele opowiada o tej szkole — dał przecież jej doskonały, z wielką sympatią kreślony obraz w powieści „Stalky i spółka"

Pośród trójki chłopców, będących jej bohaterami, figuruje sam jako B e e t l e („Chrabąszcz" — tak nazywają w Anglii krótkowidzów). Jeszcze jeden epizod trzeba podkreślić. W roku 1878 przyjechał do Anglii ojciec Kiplinga i zabrał go na wystawę paryską, gdzie sam zarządzał działem indyjskim. Chłopak miał zupełną prawie swobodę, duże widział, słyszał i nauczył się rozumieć, wyniósł też z tego pobytu coś więcej, niż znajomość języka. Wyniósł głęboką sympatię do Francji, tak rzadką u swych rodaków. Okazał ją później niejednokrotnie, szczególnie w okresie wojny światowej. 

Kończąc szkołę Westward Ho!, Kipling liczył tylko lat szesnaście i dziewięć miesięcy. Lecz był to już koniec młodości, a początek wieku dojrzałego. Nie tylko wyglądał na swój wiek staro i miał widoczne wąsy, ale też zaraz po powrocie do Indii objął posadę w redakcji dziennika „Civil and Military Gazette", gdzie „reprezentował pięćdziesiąt procent personelu".
A jak wiadomo, „dziennik wychodzi codziennie, choćby pięćdziesiąt procent personelu redakcyjnego miało gorączkę..."

Władysław Tarnawski, 1938
P.S
Tytułem uzupełnienia przypomnijmy słowa, które Kipling umieścił jako motto do omawianej  przez prof. Tarnawskiego Autobiografii

 "Dajcie mi sześć pierwszych lat życia dziecka, a dopowiem wam resztę"

[Ar.]






Dodano okładkę polskiego wydania Stalky & Co.  z r.1948  z ilustr.J.M.Szancera-Ar