poniedziałek, czerwca 04, 2018

O przekładzie Puka


 
                                   

                                       Puk, dobry duszek -  i historia.

Teraz po jubileuszu i zgonie Rudyarda Kiplinga wyszedł bardzo w porę w Bibliotece Laureatów Nobla  ( Poznań, Wagner ) "Puk z Pukowej Górki" w przekładzie p. Józefa Birkenmajera. Autor „Ksiąg dżungli" jest naszemu społeczeństwu znany głównie jako twórca nowel zwierzęcych, malarz angielskiego życia kolonialnego i imperialista. Dobrze się stało, że przyswojono teraz naszemu językowi jeden z utworów, dowodzących, że imperializm Kiplinga wyrósł z głębszego podłoża, z wielkiego ukochania Anglii.


"Puck of Pook' s Hill"  pochodzi z r. 1906. Z czasu, kiedy autor po pobycie w Indiach, zwiedzeniu szerokiego świata, małżeństwie z Amerykanką i przemieszkaniu paru lat w jej ojczyźnie, przebywał stale w zacisznym zakątku południowej Anglji. Jest we wcześniejszych jego pismach ton pewności siebie, czasem drażniącej, jest tężyzna, robiąca czasem wrażenie jak­by drapieżności. 


Teraz Kipling ła­godnieje. Dąb, głóg i jesion szepcą mu do ucha o zamierzchłych czasach, w których kształtował się naród angiel­ski, dusza angielska i obyczaj angiel­ski, szepcą mu do ucha podania o el­fach. I Kipling postanawia młodemu pokoleniu te rzeczy powtórzyć, dać mu szereg obrazów z przeszłości ojczystej. Ubierze je w fantastyczną for­mę powstałą pod wpływem tych po­dań i literatury elżbietańskiej, która zresztą również z nich czerpała.


Odzwierciedla się to w tytułach dwóch na tym pomyśle opartych zbiorów opowiadań — „Puka z Pukowej Górki" i „Nagród i elfów" („Rewards and Fairies", 1910). Pierwszy trąci „Snem no­cy letniej", drugi wierszem Ryszarda Corbeta (1635), który, choć dużo pisał, znany jest w literaturze jako autor krótkiego „Pożegnania elfów". Dostoj­nik kościoła anglikańskiego daje tu upust żalowi za wierzeniami ludowymi, które bezwzględnie tępił racjonali­styczny, purytański protestantyzm. Fanatycy reformacji zaciskali pięści na widok obrazka świętego lub różańca i zwali przywiązanie do nich bał­wochwalstwem. Cóż dziwnego, że opo­wieści o Robinie Dobrym Druhu (Pu­ku) o nocnych tańcach elfów i ich opiece nad skrzętnymi gospodyniami burzyły w nich krew, jako coś pogań­skiego?


Pod natchnieniem Corberta po­wstało opowiadanie

„ R ó j k a  w  D y m c h u r c h "  z „Puka". Słyszymy tam, że czaroludki przelękły się dzwonów kantuaryjskich, głoszących prześladowa­nie się wzajemne protestantów i kato­lików, tak,
że aż uciekły z Anglji. Po­dobnie w „Krasnoludkach i sierotce Marysi" Konopnickiej chronią się po chrzcie Polski przed głosem dzwonów pod ziemię.

Lecz wróćmy do Kiplinga. Rolę, ja­ką wiersz Corbeta odegrał u niego, wi­dać już z pierwszej noweli „Puka", gdzie jest wplecionych parę zwrotek tego uroczego utworu.

Gdy czaroludki opuszczały Anglię, został jeden — Puk. 
Ten zżył się z nią tak,  że nie mógł już jej opuścić. Rezy­duje nadal blisko wybrzeża Sussexu i portu Pevensey, gdzie niegdyś wylądował William Zdobywca, i zawiera znajomość z dziećmi z niedalekiego dworu, Danem i Uną. Przyprowadza im kolejno postaci w niezwykłych strojach. Są to dawno zmarli ludzie, którzy mieszkali w tych stronach lub otarli się o nie. Opowiadają o swym życiu i przygodach.
Kipling wydobywa ze śmiałego pomysłu wyborne efekty. Dzieci wnoszą do tych dziwnych rozmów atmosfe­rę dziecinnej ciekawości, książek szkolnych, czasem nowoczesnej cywi­lizacji.
Chłopa angielskiego reprezen­tuje (niewtajemniczony w sprawę nad­przyrodzonych wizyt) ogrodnik Hobden. 

Puk zmienia się w symbol ciągłości życia narodu przez długi ciąg wieków. Bezpośredniość opowiadań duchów przybliża zamierzchłe epoki. Wśród pytań, okrzyków, zdziwienia, wśród nieporozumień, rozwijają się ro­mantyczne wątki takie właśnie, jakie mogą silnie oddziałać na młodociane umysły. Cel dydaktyczny i moralny zo­staje niepostrzeżenie osiągnięty. 

Nowe­le obu zbiorów pozostawiają szereg wiadomości, 
a przedewszystkiem wpa­jają poczucie wspólnoty narodowej, wypływającej z tej samej krwi i z ży­cia na jednej ziemi, z rozwoju oby­czajowego i kulturalnego, a silniejszej nad przedziały wieków. 
Poczucie to jest podstawą i istotą miłości ojczyzny.

Przy lekturze cudzoziemiec nie od­czuje naturalnie tych samych dre­szczów uczuciowych, co Anglik. Lecz dowie się niejednego, zresztą z pewnością narzucą mu się analogie. I wszystko jedno, czy będzie to starsze, dobrze umysłowo rozwinięte dziecko, czy człowiek dorosły. Kipling umie tak pisać dla dzieci, że dorosły zawsze czy­ta go z równą przyjemnością, a nieraz i z korzyścią.


Krytyczne oko wynajdzie w „Pu­ku" i pewne strony ujemne. Są tu niedokładności historyczne, uproszczenia i samowolne interpretacje, są poglądy przestarzałe: wprawdzie znaczenie Magna Charta długo wyolbrzymiano, ale była ona tylko potwierdzeniem praw dawno istniejących; natomiast nie ma potrzeby przypisywać zgody na nią 

Jana bez Ziemi odmowie pożyczki przez Żydów 
(wystarcza jego klęska pod Bouvines). 
Czasami spotykamy się z uprzedzeniami protestanckimi, 
jak przedstawienie arcybiskupa Langtona w tejże noweli 
( „S k a r b  i  p r a w o ").

 Brat Rudyard Kipling z loży w Lahore przenosi w czasy rzymskie pewne obrzędy masońskie (w cyklu nowel, które rozpoczyna
 
„ C e n t u r i o n   t r z y d z i e s t e g o   l e g i o n u ".
Z punktu widzenia psychologii epok można zarzucić, że sam William Zdobywca tak świadomie nie kształtował przyszłej Anglii,
jak De Aquila Kiplinga (w „ M ł o d y c h   d z i e d z i c a c h  d w o r u '' 
i następnych nowelach). 

Chroma i psychologia ras i na­rodów — nigdy nie uwierzę, aby Żyd, choćby w interesie swego narodu, uto­pił w morzu „tyle złota, że możnaby niem poruszyć do walki wszystkich ludzi orężnych w całym chrześcijań­stwie". 

Raczej próbowałby je wywieźć czy ukryć („S k a r b  i  p r a w o "). 
Ale te rzeczy są dość drobnymi usterkami i przeciętny czytelnik nawet ich nie do­strzega.

P. Józef Birkenmajer, którego „Puk" jest, o ile się nie mylę, ósmym przekładem z Kiplinga, wywiązał się świetnie z zadania. Co najwyżej możnaby czasem zakwestionować to lub owo wyrażenie gwarowe czy archaicz­ne jako zbyt trudne dla młodzieży — i parę zwrotów. Prawdziwa ozdobą są wiersze, oddane z nadzwyczajnym odczuciem tonu i werwą (rzymska Lalage jako Lalusia). 


Miejmy nadzieję, że po „Puku” przyjdą w niedługim cza­sie — jako numer dziewiąty — „Na­grody i czaroludki" lub może, — jak wolno tłumaczy p. Birkenmajer w urywku wiersza Corbeta — „Nagrody i baśnie". Zgodzimy się na taki lub taki tytuł, byleśmy niezbyt długo cze­kali.


Władysław Tarnawski


Recenzja ukazała się w jednej z poznańskich gazet  w roku 1936
Wprowadzono niezbędne korekty językowe.
Zdjęcie u  góry, pierwsze wydanie "Puka" z 1936 r.  - ze zbiorów własnych (Ar.)









Brak komentarzy: