Oryginał niniejszej opowieści pt. "The Mother Hive" znajduje się (jak zapewnia nas Kipling) w Księdze Królewskiej złożonej w spróchniałym wnętrzu Wielkiego Jasionu Ydgrasil.
Dowiadujemy się z niej jak to w jednym z uli młode pszczoły, zachwycone ideą postępu, luzu i tolerancji (dla wszelakich anomalii, dodajmy) ideą głoszoną przez podstępnego Mola Woskowego, urządzają życie w ulu po nowemu, wbrew przestrogom starszych.
Dwie mądre robotnice Melissa i Sacharissa, widząc bezrozumne zachowanie kolezanek, starają się, aby
...ale nie uprzedzajmy zdarzeń.
Kipling opublikował tę opowieść w 1909 roku, parę lat po dojściu do władzy w Anglii
liberałów (1906)
Jest alegorią społeczeństwa jako całości, jak również alegorią każdej Małej Ojczyzny. K.R.
Ze świata bajki -
historia nie bajeczna
Gdyby ród nie był
stary i przemnożony, Mól Woskowy nigdy by się tam nie dostał. Ale gdzie pszczoły
siedzą gęsto na plastrach, tam musi powstać choroba lub zjawić się
pasożyt. Gorąco ula wzrosło z czerwcowym miodopłynem i wszyscy cierpieli,
chociaż wachlownice pracowały, aż skrzydła opadały ze znużenia, aby
owady utrzymać w chłodzie. Młoda pszczoła
wdrapała się tłustym, wydeptanym przejściem.
- Wybacz mi – zaczęła
– ale to mój pierwszy lot po miód. Czy mogłabyś uprzejmie powiedzieć
mi, czy to jest mój - -
- - - własny ul ? –
szorstko odrzekła Wartownica. – Tak! Wleć tam, ty, podłego rodu! Następna!
- Wstyd! – zawołało
pół tuzina starych pracownic z zużytymi skrzydłami i nerwami i nastąpiła
szarpanina i brzęczenie.
Mały, szary Mól,
zduszony w szparze przejścia, czekał na tę sposobność cały dzień. Jak duch przemknął
szybko, a wiedząc, że stare pszczoły wyrzucą go natychmiast, wsunął się co
rychlej w jamę komórki młodych, gdzie młode, które jeszcze nie
widziały wiatru ani kłaniających się kwiatów, dyskutują, co to jest życie. Tu
był bezpieczny, gdyż młode pszczoły tolerują wszelkiego rodzaju obcych. Za nim
weszła pszczoła, która została tak rubasznie przyjęta przez Wartę.
- Jak wygląda świat,
Melisso? – zapytały pszczoły.
- Jest okrutny!
Przyniosłam ze sobą duży ładunek pierwszorzędnego materiału, a Wartownica
powiedziała mi, że jestem podłego rodu!
Usiadła w chłodnym
przeciągu na grzbiecie wosku.
- Gdybyście słyszały
– rzekł Mól jedwabnym głosem – w jakim tonie obrażającym Wartownica zwróciła
się do waszej siostry! To wzruszyło całe społeczeństwo! – Zniósł jajko. Wkradł
się tu przecież w tym celu.
- Istotnie, było przy
bramie trochę zamieszania – zaśmiała się Melissa. – Byłaś tam, panno -? – nie
wiedziała jak się zwrócić do smukłego obcego.
- Nie nazywaj mnie
panną, Jestem siostrą dla wszystkich, których trapią smutki. Po prostu siostrą
pracy. Serce moje krwawiło się za ciebie, uginającą się pod
ciężarem. – Mól głaskał Melissę miękkimi mackami i zniósł drugie
jajko.
- Nie wolno ci tu
znosić jaj! – zawołała Melissa. – Nie jesteś Królową.
- Moje drogie
dziecko! Daję ci najuroczystsze słowo honoru, że to nie są jaja. To są moje zasady –
jestem gotowa umrzeć za nie. – Podniósł głos trochę ponad szmer i tupot dokoła. –
Jeżeli chcesz mnie zabić – to proszę, zabij!
- Nie bądź
nieuprzejmą Meliso! – rzekła jakaś młoda pszczoła pod wrażeniem czystych
blasków na skrzydłach Mola, którymi okrywał bezustanne znoszenie jaj .
- Ja? Przecież nic
nie zrobiłam! To ona robi to wszystko!
- Nie pozwól, by ci
potem sumienie czyniło wyrzuty ! Ale jeśli zabijesz mnie, to przynajmniej
zapamiętaj sobie, ze kochałam swe towarzyszki pracy!
Znosząc jaja przy
każdym szlochu, Mól dostał się w tłum młodych pszczół i pozostawił Melissę
osłupiałą i zasmuconą. Podniosła w ciemności swój nikły głosik i zawołała;
- Zapasy! Zapasy!
Aż oddział robotnic
napełniający komórki odpowiedział okrzykiem powitalnym i odebrał od niej
ładunek.
- Przykro mi, że
przed chwilą może źle się z tobą obeszłam – rzekł głos za jej plecyma. – Od
trzech godzin stałam już u wejścia i po tak długim upływie czasu tak samo
obeszłabym się z samą Królową. Nie chciałam cię obrazić.
- Ależ ja to też tak
wzięłam – odrzekła Melisa wesoło. – Kiedyś sama będę na warcie. Co mam teraz
robić?
- Jest
zaniepokojenie, że w okolicy krąży Mól Trupia Główka. Poślij oddział młodych do
bramy i powiedz, by dobrze zacieśniły bramę zaporami woskowymi. W ulu będzie
gorąco, ale nie możemy pozwolić, by Trupie Główki znalazły się w naszym
miodzie.
- Na moje własne
skrzydła! Nie zdaje mi się! – Melisa miała zdrową, odziedziczoną nienawiść
pszczelą do wielkiego, owłosionego Złodzieja Uli. – Wyruszajcie! – zawołała w
komorę. – Wszystkie, które nie karmicie małych, ruszajcie! Zapory woskowe do
bra- a – a – my! – wyśpiewała rozlegle rozkaz.
- To nonsens! –
odpowiedziała puszysta jednodniowa pszczółka. – Przede wszystkim nie słyszałam
nigdy, by Trupia Główka wchodziła do ula .Takie rzeczy się nie zdarzają. Po
drugie – budować zapory, by temu zapobiec to trick pszczół cypryjskich,
niegodny nas, pszczół angielskich. Po trzecie – jeśli odnosi się do Trupiej
Główki z zaufaniem, ona odpłaci się tym samym. Budowanie zapór jest dowodem
braku zaufania. Nasza kochana siostra szara tak samo mówi.
- Tak. Zapory nie
licują z angielskimi metodami; są prowokacyjne i są tylko niszczeniem wosku,
który potrzebny jest do większych i praktyczniejszych celów - rzekł Mól z
pustej komory na zapasy.
-Bezpieczeństwo ula to
największa rzecz. Nie wolno ci uczyć nas, ażebyśmy odmawiały pracowania-
zaczęła Melissa.
- Kochanie, nie
zrozumiałaś mnie, jak zwykle! Praca jest treścią życia. Ale trwonić cenną, nie
powracającą żywotność i prawdziwą pracę dla wyimaginowanego niebezpieczeństwa,
to jest absurd, który łamie serce! Gdybym mogła nauczyć was trochę – trochę
tolerancji, trochę zwykłej uprzejmości względem tego absurdalnego, starego
straszydła, które nazywacie Trupią Główką, to życie moje nie byłoby bezcelowe..
- Nie , nie będzie
bezcelowe życie twoje, kochana! – zawołało dwadzieścia pszczółek naraz. –
Popatrz na jej święte życie, Melisso ! Oddaje się tylko szerzeniu swych zasad i
- i – ona tak czarownie wygląda!
Stara, łysawa
pszczoła zeszła po grzbiecie wosku.
- Robotnice do bram!
Wyjdźcie i przerabiajcie wosk na zapory! Już! – zawołała. Mól prześliznął się
na bok.
Młode pszczoły zbiły
się w gromadę szemrając.
- Co się z wami
dzieje? – spytała stara. – Dlaczego mówicie do siebie „kochanie” i tak dalej?
To pewnie idzie z powietrzem – węszyła podejrzliwie. – Okropny tu zapach! Jakby
stęchlizna…Mam nadzieję, że to nie ten Mól, Meliso.
- O ile wiem , to nie
– rzekła Melisa, która oczywiście znała Mola jako damę z zasadami i nigdy nie
przyszłoby jej na myśl donieść o jej obecności. Wyobrażała sobie, że Mole
Woskowe wyglądają jak krwistoczerwone jątki.
- Najlepiej będzie
przewietrzyć trochę tę komorę – rzekła stara i odeszła. Melissa spuściła głowę,
silnie zaparła się przednimi nogami i posłusznie wachlowała regularnymi uderzeniami
– trzysta razy na sekundę. Wachlowanie wypróbowuje charakter pszczoły, gdyż
musi ona stać na tym samym miejscu, gdzie wydaje się, jakby nie czyniła nic
pożytecznego, a mimo to zużywa swe jedyne skrzydła. Jeśli pszczoła nie może
latać- nie powinna żyć. I pszczoły wiedzą o tym. Mól wyłonił się i pogłaskał
znów Melissę.
- Zdaje mi się –
szepnął – że w gruncie rzeczy jesteś jedną z Nas.
- Pracuję dla Ula - -
odrzekła krótko.
- To to samo. My i Ul
– to jedno.
- Więc dlaczego twoje
macki są inne niż nasze? Nie przyciskaj się tak do mnie.
- Nie bądź
prowincjonalną, carissima . Przecież cały świat nie może być jednaki - jeszcze.
- Ale dlaczego ty
znosisz jaja?- nalegała Melissa. – Znosisz jaja jakbyś była Królową – tylko że
ty rozniosłaś je kupkami po całej komorze. Obserwowałam cię.
- A! Jasnooka! Więc
przeniknęłaś mój mały wykręt? Tak, to są jaja. Stopniowo rozszerzą one nasze
zasady. Czy nie jesteś z tego zadowolona?
- Dałaś mi
najuroczystsze słowo honoru, że to nie są jaja.
- To był mój maleńki wykręt,
najdroższa, dla – Sprawy. Teraz muszę pójść do małych.
Mól poszedł w stronę
czwartej ramy wylęgarni, gdzie młode pszczółki karmiły maluczkie niemowlęta.
Zdrowej pszczole
potrzeba nieco czasu, by zdała sobie sprawę ze złośliwego i niecnego kłamstwa.
- Ona jest bardzo
miła i mięciutka – to było wszystko co pomyślała Melissa – słowa jej brzmią tak
bluszczowo- miodnie. A teraz – do pracy na łąki!
Bramę zastała w
zasępionym niepokoju. Młodzież wysłana do roboty zapór , odmówiła przyniesienia
wosku, gdyż sprawia to ból ich szczękom i awanturowała się nad nietkniętą
robotą.
Za wszelką cenę
skończyć pracę! – powiedziały Wartownice szorstko. – Zawieście kilka z was i
zróbcie wosk za te słabopyszczne siostry!
Zanim pszczoła może
zrobić wosk, musi się napełnić miodem. Potem wspina się do bezpiecznego oparcia
i zwisa, podczas gdy inne opchane pszczoły zawieszają się na niej pękiem i
czekają w milczeniu, aż wosk zacznie się wydzielać. Te wydzieliny opadają na
czekające na dole robotnice. Robotnice przeżuwają tę wydzielinę ( nieprzeżuta
nie przyda się na nic ) i wyrabiają z niej materiał; dźwigający wszystko ,
służący do wszelkich budowlanych celów – wosk pszczeli. Ale teraz , gdy tylko
utworzono woskowy pęk, młode pracownice na dole znów zaczęły wołać;
- Zejdźcie!
Zejdźcie, i do roboty! - krzyczały – Przyjdźcie tu pasożyty Lewantyńskie! Nie
sądźcie, że będziecie się rozkoszować tam na górze, podczas gdy my tu pocić się
będziemy!
Pęk zadrżał jakby od
pierwszej przedniej nóżki do ostatniej tylnej zadepeszowano niepokój. W końcu z
dołu poderwała się jedna pracownica i uczepiła się najniższej dostarczycielki
wosku, kopiąc przy tym zawieszone pszczoły.
-Ja także umiem robić
wosk! – wrzasnęła – dajcie mi pełną gardziel! A zrobię całe tony!
- Więc rób – rzekła
zaatakowana pszczoła. Wypowiedziane słowo przerwało łączność pęku. Zadrżało i
zabłyszczało jak sierść kota w ciemności.
- Rozluźnijcie –
rzekła. – Dziś już nie będzie dla nikogo wosku.
- Wy leniwe
złodzieje! Zawieście się z powrotem natychmiast i dawajcie nam nasz wosk! –
zawołały młode na dole.
- Niemożliwe. Nic się
już nie chce wydzielać. Aby robić wosk musimy mieć spokój, ciepło i pożywienie.
Odczepiamy się , odczepiamy!
Rozpadły się i
zniknęły wśród innych pszczół, od których oczywiście nie odróżniały się
niczym.
- Zdaje się, że
będziemy musiały tłuc stary wosk na zapory – rzekła jedna z pszczół.
-Za nic w świecie! -
zawołała młódka, która rozerwała pęk. Słuchajcie! Słyszałyście o tych
nazwiskach; Cheshire, Root i Langstroth?
Nie słyszały, ale
zawołały;
-Niech żyje stary
dobry Langstroth !
- Otóż ci trzej
najlepiej wiedzą jak należy ul budować. Jeden z nich musiał także zrobić i nasz
ul – a ten co go zbudował powinien o niego dbać! Nasz jest to „ Ul pod
gwarancją „ . Można to przeczytać na etykiecie z tyłu.
- Niech żyje
gwarancja! Niech żyje etykieta z tyłu! – brzęczały pszczoły.
- Otóż, skoro tak
jest, twierdzę, że gdyby się pokazało, że oni nas oszukali, wtedy my
moglibyśmy poszukiwać na nich straszliwej zemsty.
-Niech żyje zemsta!
Stary Root! To wystarcza! Dosyć! - Tłum rozproszył się, miotając okrzyki. W
tej chwili właśnie pojawiła się Melissa .
- A czy ty wiesz
gdzie mieszkają Langstroth, Root i Cheshire, gdybyś miała do nich interes? –
zapytała dumnej i podnieconej mówczyni.
- Bierz mnie licho,
jeżeli wiem czy oni w ogóle żyli! Ale czyż nie są to piękne słowa, by je tak wybrzęczeć?
Widziałaś jak one podnieciły tłum sióstr?
- No tak, ale bramy
to nie obroni!
- Może to i prawda,
ale pomyśl, jak delikatne jest moje położenie, siostro. Mam doskonały apetyt
i nie lubię pracować. To na umysł źle działa. Instynkt mówi mi, że mogę oddziaływać
na innych jako siła powstrzymująca. Tłum byłby jeszcze gorszy , gdyby nie ja!
Ale Melissa już
uleciała zanurzyć się w czysto białej koniczynce, co dla zmęczonej pszczoły
jest tak kojące jak szydełkowanie dla kobiety.
- A teraz zaniosę ten
ładunek do komórki z maleństwami - rzekła, gdy skończyła. - Tam zawsze, jak
pamiętam, było spokojnie.
I uleciała z dwiema
małymi szczyptami pyłku kwiatowego dla niemowląt. Przy czwartej ramie
wylęgarni spotkała się z podekscytowanymi siostrami, brzęczącymi jedna
przez drugą.
- Po kolei! Nie
wszystkie naraz! Pozwólcie mi złożyć ładunek. No, a teraz mów, co się stało
Sacharisso?- zapytała.
- Szara siostra, ta
włochata, wiesz- przyszła i powiedziała, że powinnyśmy wyfrunąć na słońce i
zbierać sobie miód, ponieważ życie jest
krótkie. Powiedziała, że każda stara pszczoła może równie dobrze
doglądać niemowląt i że z czasem stare tak zrobią. Czy
to prawda, powiedz Melisso?
Żadna stara pszczoła nie oderwie nas od
naszych niemowląt, prawda?
- Oczywiście, że nie.
Wy karmicie niemowlęta, dopóki główki wasze są miękkie. Gdy
stwardnieją, pójdziecie pracować w pola. Każda o tym wie.
- Powiedziałyśmy to
jej! My jej to powiedziałyśmy; ale ona tylko pokiwała czułkami i
powiedziała, że wszystkie, jeśli zechcemy, będziemy mogły znosić jaja jak
Królowa. I obawiam się, że dużo uleglejszych sióstr uwierzyło jej i próbują to
czynić. Co za strapienie!
Sacharissa
pośpieszyła do zamkniętej komory robotnic, której wieko
pulsowało, gdyż z wewnątrz wydobywała się młoda pszczoła.
- Chodź skarbie -
szepnęła, krusząc wątłą pokrywę z drugiej strony.
Blade, wilgotne, skurczone
stworzonko wydobyło się zwolna na brzeg plastra. Sacharissa natychmiast zmieniła
ton.
- Nie tracić czasu!
Idź wzdłuż ramy i prostuj skrzydełka! Zgłoś się do
obowiązku pielęgnowania niemowląt jutro wieczór o szóstej w moim oddziale.
Zaczekaj chwilę. Co się stało z twoją trzecią prawą nóżką?
Młoda pszczółka
wyciągnęła ją w milczeniu - nie ulegało wątpliwości, że była to nóżka
trutnia, niezdatna do zbierania pyłku.
- Dziękuję. Zgłoś się
dopiero pojutrze.
Sacharissa zwróciła
się do swej przyjaciólki;
-To już piąta
anormalność, jaka od południa dostaje się na mój oddział. Nie podoba mi się to.
- Zawsze jest ich
pewna ilość- rzekła Melissa - Nie zapobiegniesz temu, by jakaś
robotnica od czasu do czasu nie złożyła jaj, gdy się zanadto przekarmi. Wylęgają się z tego
trutnie karzełki.
- Ale u nas wylęgają
się trutnie z brzuchami robotnic; robotnice z brzuchami trutni, albinosy i
mieszano-nożne, które nie mogą zbierać pyłku- jak to biedne stworzenie. Nie przejmuję się
trutniami (one wszystkie giną
w czerwcu), ale ten ustawiczny wylęg dziwolągów przeraża mnie,
Melisso!
-Jakie ty masz ciasne
zapatrywania! Przecież one są tak rozkosznie mądre i niezwykłe i
zajmujące -odezwał się Mól ze szpary nad nimi.-Pójdź tu, małe puszyste złotko i
mów nam, co myślisz, co czujesz!
- Chciałabym, by ona
się wyniosła- szepnęła do przyjaciółki Sacharissa.
-Przypuszczam, że
prawda leży w tym; mamy zbyt wielkie zapasy i jesteśmy
przekarmione. Dlatego nie zdobywamy się na rój - rzekła Melissa.
To jest prawda-
odezwał się poza ich plecami głos Królowej.
Zajęte rozmową nie
usłyszały ciężkich kroków Królowej ,
od których drżą puste
komórki .
Sacharissa
natychmiast podała jej pokarm.
Ta zjadła i
pociągnęła naprzód swe ciężkie ciało.
- Czy możesz dać na
to jakąś radę?- spytała.
- Nowe zasady! -
wtrącił się Mól ze swej szczeliny.- Zaaplikujemy je spokojnie ...w przyszłości.
- A gdybyśmy tak
wysłały rój? - zaproponowała Melissa. – Jest trochę późno, to prawda, ale to
mogłoby nam ulżyć.
- Toby nas uratowało
, ale – ja znam ten Ul! Przekonajcie się same.
I stara Królowa
wydała z siebie hasło rojenia - Okrzyk,
który dla każdej nie
zdemoralizowanej pszczoły powinien być tym, czym głos trąbki dla konia
bojowego. Mimo podeszłego jej wieku ( trzy lata) zabrzmiał on po korytarzach i
komórkach niczym marsz wojenny w wąwozie górskim ; pszczoły wachlujące zmieniły
nutę i powtarzały go w każdej galerii ,
a szerokoskrzydłe ,
opasłe ale żwawe trutnie zatrąbiły ;
- La Reine le veult! (Królowa tego chce!) Na rój! Na rój! Na rój!
Ale nie nastąpiła po
tym zwykła w takich wypadkach wrzawa.
Słychać było tylko
szemrania niechęci , jak szmer opadającej fali.
- Mamy się roić!? A
po co? Mamy porzucać wygodny Ul na fundamentach i lecieć do
spróchniałego dębu, gdzie deszcz zaciekać może w każdej chwili ? Nam tu dobrze! To
jest ”Ul pod gwarancją”! Dlaczego chcą nas
stąd wyrzucać? Precz z rojeniem!
Rój wymyślono po to
by podstępem wyrzucić robotnice
z należnych im wygód
.Chodźmy lepiej spać!
Gwar ucichł i
pszczoły zaczęły usadawiać się do snu w pustych komórkach.
- Słyszeliście? –
rzekła Królowa. – Ja znam ten Ul!
- Mówiąc między nami,
to ja nauczyłam je tego - zawołał Mól. - Zaczekajcie tylko, niech się moje zasady rozpowszechnią, a z innej strony
ujrzycie światło.
- Tym razem
powiedziałaś prawdę – rzekła nagle Królowa,
gdyż w tej chwili poznała
Mola. – To światło wybuchnie na górze Ula. Gorący dym pójdzie w
ślad za nim a dzieci twoje nie będą się już mogły skryć w żadnej
szczelinie.
- Czy to być może?-
szepnęła Melissa. – Ja…my słyszeliśmy kiedyś taką legendę.
- To nie jest żadna
legenda- odrzekła stara Królowa.
Ja to wiem od swojej
matki, a ona wiedziała o tym od swojej matki. Gdy Mól się wzmoże,
Cień zapadnie nad bramą a Głos przemówi spoza Zasłony. I będzie Światło i
Gorący Dym i będzie trzęsienie ziemi i te, które żyć jeszcze będą , zobaczą
wszystko co uczyniły, zgromadzone w jednym
miejscu i spalone jednym Ogniem.
Stara Królowa
próbowała opowiedzieć to , co jej opowiedziano o postępowaniu Pana Pszczół z
zarażonym ulem w pasiece dwa czy trzy sezony temu. I naturalnie z jej punktu
widzenia sprawa ta była tak ważna jak dzień Sądu Ostatecznego.
- A potem? -zapytała
przerażona Sacharissa.
- Potem- słyszałam,
że błyśnie małe światło w wielkiej ciemności i być może świat zacznie się
znowu. Mnie osobiście nie wydaje się to możliwe.
- Ta- ta – ta !
zawołał Mól – Wy tłuściochy zawsze przepowiadacie ruinę, gdy sprawy nie
układają się akurat po waszej myśli! Ale zapewniam was, że
zmiany będą!
I były. Gdy stopniowo
wylęgały się z jaj młode mole, wosk poryły małe tunele
zanieczyszczone brudnymi szatami gąsienic.
Flanelowe smugi
biegły wzdłuż magazynów miodowych,
spiżarni z pyłkiem
kwiatowym, wzdłuż woskowych fundamentów i co najgorsza, poprzez ciałka
niemowląt w ich kolebkach – tak że Oddział Czyścicieli tracił mnóstwo czasu na
usuwaniu tych martwych ciałek.
Ten ciąg kanalików
kończył się labiryntem kleistej pajęczyny na wierzchu plastrów. Gąsienice
bezustannie przędły w miarę posuwania się, a ponieważ posuwały się wszędzie,
więc wszystko zanieczyszczały lepką mazią. Nawet tam gdzie nóżki
pszczół były nieskrępowane – stęchła, kwaśna woń tych
wydzielin paraliżowała pracę.
Gdy gąsienice
zamieniły się w ćmy, zaprzyjaźniły się z wciąż liczniejszymi Dziwolągami –
albinosami , mieszanonóżkami, jednookimi stworkami , beztwarzymi trutniami, z
półkrólowymi i znoszącymi jaja robotnicami; a coraz szczuplejsza
załoga dawnego roju zapracowywała się na śmierć, by wykarmić tych dziwnych
darmozjadów. Większość Dziwolągów
nie chciała wykonywać dziennej pracy, a wielu z powodu
zniekształceń nawet nie mogło. Jednakże Mole
Woskowe, które wałęsały się po ulu, zawsze umiały znaleźć dla
nich miłe, domowe zajęcia.
I tak na przykład,
jeden albinos podzielił miód w spichrzu
przez ilość pszczół w
Ulu i dowodził, że gdyby każda pszczoła
zbierała miód tylko
przez 7.75 min. dziennie, mogłaby resztę czasu mieć dla siebie i towarzyszyć
trutniom w ich weselnych wzlotach. Trutniom się zresztą
ten projekt bynajmniej nie podobał.
Jeszcze inny wyrodek,
bez oczu i czułek, oświadczył ,że komórki
powinny mieć kształt
kulisty, nie zaś sześciokątny, jak dotychczas. Dowodził, że stara
sześciokątna komórka zawdzięcza swój byt jedynie temu, że pracownice
budują je stojąc po przeciwnych stronach i że gdyby nie było
tego rozdzielenia, nie byłoby też tych kątów. Niektóre pszczoły
próbowały lepić według tego planu, ale okazało się, że to wymaga osiem razy
tyle wosku niż na stare sześciokątne komórki. Ponieważ zaś wyrodki
nie pozwalały nigdy woskodajnym pszczołom zawiesić się jak należy i w spokoju
wytwarzać wosk, więc też dobry wosk był
rzadkością. Jednakże zwyrodniałe pszczoły ułatwiały sobie
zadanie kradnąc wosk z trumien podczas pogrzebów, ale to im nie wychodziło na
zdrowie. Potem zaczęły po zapasy cukrowe zalatywać do cukrowni i browarów, gdyż
łatwiej było z tych miejsc wydostać materiał – jednakże
mieszanka glukozy i słodu fermentowała w magazynach i rozsadzała ścianki
komórek ; nie mówiąc już o okropnej woni jaka wszędzie
się rozchodziła.
Niektóre zdrowe
pszczoły przestrzegały, że źle zdobyty materiał
nigdy się nie opłaca,
ale Dziwolągi otaczały je i uśmiercały.
W zadawaniu tej kary
lubowały się nie mniej niż w jedzeniu.
Naturalnie żądały, by
zdrowe pszczoły je karmiły.
Dziwna rzecz, że
odwieczny instynkt lojalności i poświęcenia
dla dobra Ula,
skłaniał zdrowe pszczoły do spełniania tego obowiązku, choć umysł im
podpowiadał, że lepiej byłoby wylecieć i połączyć się z jakąś inną, zdrową
kolonią w pasiece.
-Jakże się
przedstawia ów plan z 7.75 -minutową pracą?
– spytała raz
Melissa, powróciwszy z pola. – Pięć godzin już pracuję a to ledwie połowa
zbioru na dziś.
- Oh, Ul utrzymuje
się z ulowego miodu, który Ul produkuje
– odrzekł jakiś ślepy
Dziwoląg, gospodarujący w spichrzu.
- Ależ ów miód
zbieramy z pól, nieraz dwie mile stąd!
-zawołała Melissa .
- Wybacz- rzekło
ślepe stworzenie, zaciągając się miodem
- ale czy to jest Ul
czy też to nie jest Ul?
- Był…jest, niestety.
- I w tym Ulu
znajduje się zapas miodowy, prawda? – na dowód
otworzył nową komórkę
z miodem.
- Tak, ale zapas nie
na długo starczy , przy takiej konsumpcji
- odrzekła Melisa.
- Konsumpcja nie ma z
tym nic wspólnego. Ten Ul produkuje miód ulowy. Że też wy nie
rozumiecie tej ekonomicznej prostoty,
która leży na dnie
życia.
- O Boże! – rzekła
biedna Melissa- ale czy byłeś ty choć raz za Bramą ?
- Oczywiście ,że nie.
Oczy głupców krążą po świecie.
Moje są w mej głowie.
I opychał się dalej,
aż napęczniał.
Melissa na pociechę
uciekła do swej polnej, marnie płatnej pracy
i opowiedziała całe
zajście Sacharissie.
- Phi!...- rzekła ta
mądra pszczoła mozoląc się ze starym ostem
-opowiedziałabyś
lepiej coś nowego. Ul jest pełen takich
jak on…ono mam na
myśli.
- Ale jak się to
skończy? Wszystek zapasowy miód wychodzi,
a nowego nie
przybywa. Tak dalej trwać nie może!
- I nikt tym się nie
przejmuje-. Teraz rozumiem co czują trutnie
w przeddzień śmierci.
Niechże mam krótkie lecz wesołe życie!
-Gdybyż przynajmniej
było wesołe! Ale pomyśl tylko o tych
zarozumiałych,
nażartych Dziwolągach , które czekają na nas
w domu- co wałęsają
się i prawią nam kazania i brudzą wszystko.
-To mi nawet tyle nie
dokucza, co te ich głupie piosenki,
gdy nakarmione przez
nas ,zaczynają brzęczeć ”o pracy, wśród wesołych, wesołych kwiatów”- rzekła
Sacharissa z głębi fiołkowego kielicha.
- A mnie owszem ,
bardzo to dokucza. Jakże się miewa nasza
Królowa?
-Jak zawsze - pogodna
i beznadziejna. Ale od czasu do czasu
znosi jeszcze jaja.
- Naprawdę?- Melissa
wynurzyła się raptownie z głębi sąsiedniego kielicha. - Pomyśl- a gdybyśmy
tak, my zdrowe robotnice, spróbowały wychować Księżniczkę w jakimś cichym,
jasnym kąciku?
- Jakbyś go znalazła,
ciekawa jestem. Cały Ul – to tylko Woskowe Mole i gnój. No- ale co?
- Księżniczka mogłaby
nam pomóc, gdy przemówi Głos spoza Zasłony, o którym opowiada
Królowa. Zresztą wszystko przecież lepsze od pracy dla tych Dziwolągów, które brzęczą o pracy, której nie znają i
marnują to co my przynosimy.
- Co nam to szkodzi?
– rzekła Sacharissa. Dobra, trzymam z tobą, choćby dla samej
hecy. Te potwory zatłukłyby nas na śmierć, gdyby się o tym
dowiedziały. Wracajmy do domu i zaczynajmy.
******
Długo byłoby
opowiadać o tym, jak przemyślna Melissa znalazła
opuszczoną komórkę,
tak źle wyrobioną i porzuconą na skutek
nieudanych
eksperymentów budowlanych, że z samego wstydu
pszczoły tam nie
zachodziły. Jak w tej ruinie wybudowała królewską komórkę ze zdrowego wosku,
nakrywszy ją szczątkami i odpadkami ze starej woszczyzny, by niczym się od
otoczenia nie wyróżniała. Jak wpłynęła na
zrezygnowaną Królową, aby ta zdobyła się jeszcze na ostatni wysiłek i
zniosła godne i zdrowe jajo. Jak Królowa usłuchała, a potem zmarła. Jak zeschłe
jej zwłoki wyrzucono na śmietnisko, a zdemoralizowane i
zwyrodniałe pszczoły cieszyły się, mówiąc, że zbyteczna jest im
Królowa i znosiły trutnie jaja tam gdzie im się podobało. Jak pod
osłoną tego zamieszania Sacharissa wyuczyła kilka młodych pszczół jak one z
kolei mają uczyć nowo narodzone pszczoły prawie już zapomnianej sztuki
przyrządzania królewskiego pokarmu.
Jak najprzedniejszy
nektar miodowy chyłkiem w wolnych chwilach na ten cel zdobywano, nie bacząc na
zimno i wiatry. Jak ukryte jajo pękło nareszcie, wydając nie trutnia, lecz
prawdziwą Królewską Krew. Jak niemowlę zostało
zamaskowane a poczciwe pszczółki rozpaczliwie pracowały, by karmić rojące się o
tej porze Dziwolągi, byle te, w
braku pokarmu nie rozpoczęły dochodzeń - co obok piosenek o
pracy, było ich ulubioną rozrywką.
Jak wreszcie w
szczęśliwą godzinę, w bezksiężycową noc, wykluła się młoda królewna, prawdziwa
Królowa, którą Melissa ukryła w pustej miodowej
komorze, aby tam przeczekała na swój czas. Jak trutnie wiedząc,
że ona tam jest, krążyły dokoła śpiewając stare serenady i wywołując tym
skandal wśród znoszących jaja robotnic które i tak nie mają o trutniach
wysokiego mniemania.
Te wszystkie rzeczy
zapisane są w Księdze Królewskiej, złożonej
w spróchniałym
wnętrzu Wielkiego Jasionu Ygdrasil.
Po kilku dniach
odmieniła się pogoda. Nastało cudowne ciepło.
Nawet Dziwolągi
przyłączyły się teraz do tłumu, rojącego się
na deseczce
wejściowej i wyśpiewywały pieśni „o pracy wśród wesołych, wesołych kwiatów”,
tak, że niewprawne ucho
mogło je wziąć za
brzęczenie drużyny przy pracy.
Jednakże ich zapasy
miodu były już dawno zjedzone.
Żyły z dnia na dzień,
dzięki wysiłkom nielicznych pszczół zdrowych, podczas gdy Mole
Woskowe w dalszym ciągu drążyły
i niszczyły
doszczętnie nagromadzony wosk.
Ale zdrowe pszczoły
nie wspominały nigdy o tych sprawach.
Wiedziały, że gdyby
to uczyniły, Dziwolągi zwołałyby miting
i zatłukłyby je na
śmierć.
- Teraz widzicie co
zrobiliśmy dla was - przemówił Mól Woskowy.
– Stworzyłyśmy nowy
Materiał, nowe Ustawy i nowy Typ, tak jak wam przyrzekałam, że
zrobimy!
- I nowe horyzonty –
zawtórowały z wdzięcznością robotnice znoszące jaja. Dałyście nam nowy
cel, żywotny i pierwszorzędny.
- I więcej jeszcze –
wyśpiewywały w promieniach słońca Dziwolągi.
- Stworzyłyście nowe
niebo i nową ziemię. Niebo bez chmur
( był wspaniały
wieczór sierpniowy ) – Ziemię wydającą wesołe, wesołe kwiaty, czekające tylko na
naszą uczciwą pracę, by ciągnąć z nich miód ! Ten –hm -aster i
krokus, koniczyna, ta – hm- chryzantema i ta róża zakwitają po kolei darząc nas swoim
nektarem!
- O święty Hymecie !
– jęknęła Melissa. – Wiedziałam, że nie mają pojęcia jak powstaje miód, ale one i Porządku Kwiatów zapomniały! Co z nimi będzie, co
będzie?
* * * * * * * * *
Cień padł na deskę
wejściową, gdy nadszedł Pan Pszczół i jego syn. Dziwolągi szybko
wsunęły się do środka a Głos spoza Zasłony przemówił;
- Za bardzo
zaniedbałem ten stary ul. Podaj mi dymną pochodnię.
Melissa posłyszała
głos i wpadła przez bramę.
- Chodź! Oh, chodź !
– zawołała. - Nadchodzi zniszczenie ,
które przepowiadała
stara Królowa. Księżniczko, chodź!
- Cóż ty masz za
zacofane przesądy – wtrącił się jeden z wyrodków, co snuł się po
korytarzu. –To obłok musiał po prostu przesłonić słońce, ale dlaczego z tego
powodu histeryzować ? A przede wszystkim, o jakichże
Księżniczkach tu mowa, dziś w naszych czasach ? Czy zapomniałaś, że
to już czas podawać wieczerzę ? Zanućmy pieśń
dziękczynną!
Melissa minęła go
przebierając wszystkimi nóżkami,
a Sacharissa pobiegła
do dawnej wylęgarni.
-Wychodźcie!
Wychodźcie! – nawoływała z daleka! Niańki, wartownice, i wy co wachlujecie,
i wy co zamiatacie –wychodźcie! Nie pytajcie o
niemowlęta! One będą musiały zginąć! Śpieszcie, zanim
ukaże się Światło i gorący Dym!
Pierwszy odważny i
czysty okrzyk Królewny (Melissa odnalazła ją) zabrzmiał i
zadźwięczał po wszystkich zakątkach Ula.
-La Reine le veult !
Na rój! Na r- ó- ó-j! Na r-ó-ó-j!
Ul zatrząsł się pod
łoskotem odbitej deski.
- Nie bójcie się,
moje drogie- rzekł Mól Woskowy.
- To nasze dzieło.
Spójrzcie w górę- to świt Nowego Dnia!
W górze Ula
zajaśniało światło, jak przepowiedziała Królowa- jaskrawy blask padł na mrowiące się,
oszołomione pszczoły.
Sacharissa
zszeregowała swój oddział, który opuścił się w dół ramy i połączył się z
odziałem Królewny, dążącym już do Bramy.
Panika ogarnęła
wszystkich. Każda zdrowa pszczoła znalazła się w uścisku przynajmniej trzech
zwyrodniałych.
Pierwszy instynkt
przerażonej pszczoły każe jej dążyć do magazynów i napoić się miodem;
ale zapasów już nie było, wiec wyrodki czepiały się pszczół
zdrowych.
- Musicie nas
nakarmić , inaczej pomrzemy! – wołały zatrzymując je, ściskając i potykając
się o gąsieniczki wijące się u ich nóg.
- Myślcie o Ulu ,
zdrajcy! O Świętym Ulu!
- Trzeba wam było
wcześniej o nim pamiętać! -wołały zdrowe pszczoły. - Zostańcie tu i
wpatrujcie się w świt waszego Nowego Dnia!
Dotarły wreszcie do
Bramy poprzez miękkie ciała niejednych,
którym dotychczas
usługiwały.
-Naprzód! Wychodź! W
górę! – wołała Melissa do ucha Królewny.
– Dla dobra Ula! Do
Starego Dębu!
Królewna uleciała z
progu, zakrążyła raz jeden i usiadła na najniższej gałęzi Starego Dębu, a jej
mały lojalny rój – można by go przykryć półkwartowym garnuszkiem- podążył
za nią, poszczepiał się i zawisł.
- Trzymajcie się
dobrze! – szepnęła Melissa - Sprawdzają się stare legendy! Patrzcie!
Ul ledwo było widać
spoza zasłony dymu, w którym poruszały się postaci. Usłyszały trzeszczącą
ramę, ujrzały jak ją wznoszą w górę i obracają olbrzymie jakieś
ręce; ukazało się poplamione, chropawe, do cna zepsute okropieństwo brudnego
wosku, zepsutych zalążków i komórek karłowatych trutni, cale pokryte
pełzającymi wyrodkami, dziwacznymi w jasnym świetle.
- To przecież nie
jest Ul! To muzeum osobliwości! – rzekł Głos spoza Zasłony. To Pan Ula mówił do
swego syna.
- Ale czy można winić
o to same pszczoły, ojcze?- odezwał się drugi głos.
– To Ul zepsuty przez
Mola Woskowego! Zobacz!
Wyłamano drugą ramkę.
Przedziurawiona palcem, rozsypała się cała w popiół i zgniliznę.
- To ramka numer IV.!
– szepnęła Melissa do ucha Królewny.
–Ulubiona niegdyś
rama twojej matki. Ileż ona tam dobrych jaj swego czasu zniosła.
- Czy nie mylisz, mój kochany post hoc z propter hoc?- odrzekł Pan Ula.
- Mól Woskowy tam tylko
prosperuje, gdzie wpuszczą go słabe pszczoły.
Trzecia ramka
zatrzeszczała i podniesiono ją do światła.
- A ta pełna jest
potomstwa znoszących jaja robotnic. To się nigdy nie zdarza, chyba, że ród jest
zdegenerowany. Pfuj!
Uderzył nią o kolano,
jak tamburynem i ona także rozpadła się
na kawałki.
Mały rój zadrżał ,
widząc gąsieniczki karłowatych trutni,
wijące się słabo na
trawie. Wiele zdrowych pszczół niańczyło w tej ramie, dobrze wiedząc, że
praca ich daremna. Ale obecny widok zniszczenia nawet bezużytecznej pracy
odbierał wszelką nadzieję nawet w najlepszym pracowniku.
- Nie, ale została w
nich jeszcze jakaś zdrowa siła i zdolność odradzania się – rzekł drugi głos. –
O, tutaj świeża komórka Królowej!
- Ależ ona ukryta
między… co, u licha, stało się tym małym bestyjkom? Zatraciły instynkt
budowania komórek?
Ojciec podniósł pod
światło ramkę, w której pszczoły czyniły próby budowy kulistej.
- Niezupełnie-
poprawił syn. - Jest przynajmniej jedna linia komórek najzupełniej
prawidłowych.
- To moje dzieło –
rzekła do siebie Sacharissa. – Rada jestem, że człowiek oddaje mi
sprawiedliwość, zanim …
I ta ramka została
rozłupana i rzucona tam, gdzie inne.
I gdy tak szły ramka
za ramką, oglądał rój zniszczenie, sąd i burzenie
wszystkiego, co było dobrze lub źle zrobione w każdym zakątku Ula
przez kilka pokoleń. Była tam poczerniała
woszczyna tak stara, że pszczoły zapomniały, gdzie ona wisi; były plastry
pomarańczowe, brunatne i jak gdyby pociągnięte żółtym
pokostem, budowane starym zwyczajem, wtedy gdy pszczoły
jeszcze nie znały sztucznych ulepszeń; był też kawałek
białej, delikatnej roboty.
Były tam warstwy na
warstwach płaskiego, równego plastra przeznaczonego na
lęg, w którym lęgły się swego czasu niezliczone tysiące bezimiennych
robotnic; kawałki plastra trutni o komórkach szerokich i wysokich,
wskazujących, do jakiej miary dorastać miały ich gąsienice; były
na dwa cale głębokie magazyny miodowe, puste, ale zawsze jeszcze
wspaniałe, a wszystko to zamazane i lepkie i przeplecione szczątkami popsutej
woszczyny, powykrzywianej, poniszczonej- napoczętymi i niedokończonymi
komórkami, pełne brudu i nieczystości.
Złe czy dobre-
wszystko to tak było poryte i podziurawione tunelikami Mola Woskowego, że
rozpadło się w proch, wznosząc tuman pyłu, gdy rzucone zostało
na stos.
- O, patrz –biadała
Sacharissa. – Ten Wielki Ogień, który przepowiadała Królowa. Czyż można na to
patrzeć spokojnie?
Płomień pełzał po
kupie śmieci. Rozszedł się zapach palonego wosku.
Postacie nachyliły
się, podniosły Ul i wytrzęsły go dachem na dół. Cała kaskada Dziwolągów,
okruchy plastrów woskowych, wiórki, zwitki pajęczyny, gąsienice- wszystko to
wysypało się, zatrzeszczało, syknęło spalenizną, żarzyło się chwilę, aż
zahuczały płomienie i zżarły cały ten śmietnik.
- Musimy
zdezynfekować- przemówił Głos.- Podaj mi siarkową świecę.
Postawiono Ul na
swoim miejscu, wstawiono świecę w duszne jego wnętrze, postaci poskładały wszystkie
części wewnątrz, zamknęły wejście i poszły.
Rój pszczeli śledził
z dębu przez całą noc światełko, przeświecające przez szpary Ula.
O świcie nadleciał
Mól Woskowy, trzepocząc bezwstydnie.
- Zaszły pewne
wypaczenia w prognozach co do nadejścia Nowego Dnia- zaczął – ale nie można żądać,
żeby wszystko od razu było doskonałe. W tym leżał nasz błąd.
- Mylisz się - odparła
Królewna - Błąd był jedynie po naszej stronie.
-Wybacz - rzekł Mól -
ale gdy się zważy ten ogromny ruch - nazwij go złym czy dobrym - który wpływ nasz
wywołał, zgodzisz się, że my i tylko my…
- Wy?- przerwała
Królewna. – Nasza załoga nie była dość silna. Więc ty przyszłaś - równie dobrze mogła
przyjść każda inna choroba. Trzymaj się mocno, moja drużyno!
Gdy słońce wstało,
przyszły Postacie Z Zasłonami i spostrzegły rój, zaczepiony na końcu
gałęzi, rój czekający cierpliwie w obliczu starego Ula.
Garstka to była, to
prawda – ale gotowa pracować przy odbudowie…
Opracowałem na
podstawie dwóch starych przekładów jakie ukazywały się w prasie.
Kazimierz Rafalski
Ilustr. Clara Elsene Peck <<---- odnośnik do amerykańskiej 1-szej publikacji opowiadania