piątek, lipca 23, 2021

Reingelder i Sztandar Niemiecki.

  




                    Reingelder i Sztandar Niemiecki

Hans Breitmann ustrojony w czerwone pyjamas spacerował sobie po pokładzie, w jednej ręce trzymając filiżankę herbaty, w drugiej cygaro, podczas gdy steamer [parowiec] mknął całą siłą pary wzdłuż wybrzeża aż do Singapuru pod niebem rozżarzonym do białości.

Nasz bohater dni i noce spędzał przeważnie na piciu piwa i graniu z trzema rodakami w grę zwaną Scairt [Skat] — Umyłem się śpieszniutko — mówi donośnym głosem i niemieckim akcentem — ale to nic nie pomoże myć się na tem tyapelskiem morzu.

Spójrzcie na mnie, jestem jeszcze cały mokry. To herbata sprawia taki skutek. Boy przynieś mi piwa pilzneńskiego mroszoneko.

— Pan umrze, jeśli pan będzie pić piwo przed śniadaniem—zauważył ktoś. — Piwo jest najszkodliwszą rzeczą na świecie —

— Tak, ja wiem, dla wątroby — ciągnął dalej tym samym nieznośnym niemieckim akcentem — ale ja nie mam wątroby i nie umrę. Przynajmniej nie na tym przeklętym steamerze, co niewart i dwóch sous i gdzie nie ma nawet porządnego piwa do picia. Gdybym miał umrzeć, umarłbym już dawno i sto razy w Niemczech, w New Yorku, w Japonii, w Asam i w nie wiem ilu miejscowościach południowej Ameryki. I na Jamajce także, albo w Syjamie, mogłem bardzo łatwo umrzeć, a jednak oto jestem. Oto moje storczyki, odbyłem podróż dookoła świata, żeby je znaleźć. Palcem wskazywał na dwie skrzynki zbite z grubych desek i na masę roślin, na które wszyscy na okręcie patrzyli z podziwem jako na słynne orchidee z Asam wartości wprost bajecznej.

 Otóż storczyki nie udają sic w wielkich miastach i Hans Breitmann daleko puścił się na poszukiwanie ich. Nie brakło żadnego w kolekcji zebranej tego roku, od najdrobniejszych "królewskich krabów" aż do wielkich białych "kangurów".

 — Słuchajcie mnie teraz — mówi po rozwodzeniu się przynajmniej przez dziesięć minut bez przerwy nad storczykami — słuchajcie, a ja wam opowiem historię, żeby wam dowieść, jak to jest źle wyjeżdżać na zbieranie kolekcji i wierzyć w to, co wam powie pierwszy lepszy głupiec.

Było to w Urugwaju, który leży w Ameryce Północnej czy Południowej, to nam ostatecznie wszystko jedno. Zbierałem orchidee i mnóstwo innych rzeczy, co tylko mogłem upchać w moje walizy i paki, a właściwie w moje słoje przygotowane na ciekawe okazy z podróży.

 Był ze mną jeszcze jeden człowiek — Reingelder, było to jego nazwisko — on także poszukiwał i polował, ale tylko na węże koralowe, nie tylko na węże koralowe z Urugwaju, ale wszelkich rodzajów, jakie tylko wyobrazić sobie możecie. Muszę wam powiedzieć, że wąż — koral, to jest coś wspaniałego, cały czerwony i biały jak korale, które widuje się na szyi młodych dziewczyn.

— Jest jednak pewien gatunek węża, który my, kolekcjoniści nazywamy sztandarem niemieckim, bo jest czerwony, czarny i żółty, zupełnie jak kiełbasa z truflami. Reingelder był naturalistą — poczciwym człowiekiem — trochę lubił pić, lepiej pił, niż ja.

 — Na Boga! — zaklinał się Reingelder — muszę mieć węża zwanego Sztandarem Niemieckim, albo umrę. I przewróciliśmy cały Urugwaj, szukając tego węża niemieckiego.

 Pewnego dnia, nie pamiętam już gdzie, kołysaliśmy się w naszych hamakach, gdy wtem nadeszła kobieta z plemienia krajowców, która miała węża „Sztandar Niemiecki" w butelce z konserwami. Obaj wypadliśmy z hamaków na ziemię... jak "się to państwu podoba? tak bardzo byliśmy kontenci z tego, cośmy ujrzeli. Ja sam zbierałem storczyki, wiec rozumiałem dobrze, że wąż „Sztandar Niemiecki" był kwestią życia dla Reingeldera.

 To też wstając, z ziemi rzekłem do niego: — Chwała Bogu, oto jest to czego szukasz. — Prawdziwy przyjacielu mego serca, dobrym jesteś człowiekiem — odrzekł Reingelder. Zerwał się, otworzył butelkę, a kobieta krajowa zaczęła wrzeszczeć: — Dla Boga, on ukąsi!

 Wiedziałem, że w Urugwaju trzeba się wystrzegać wężów. — Reingelder. trzeba go włożyć w spirytus i wszystko pójdzie dobrze. — Nie odrzekł na to Reingelder — ja muszę obejrzeć jeszcze żyjącego węża. Niema się czego obawiać. Wąż koralowy pozbawiony jest żądła. Ale ja spojrzałem na głowę węża i dojrzałem, że to jest głowa wszystkich wężów jadowitych, prawdziwa głowa żmii, wąska i zaklęśnięta. — To niedobry wąż — rzekłem — może na pewno ukąsić, a my jesteśmy o trzysta mil angielskich od mieszkań cywilizowanych. Weź spirytus i włóż go żyjącego. Reingelder trzymał go w ręce. Wąż wił się, wił się jak robak coraz wolniej. — Głupstwo! — rzekł Reingelder. — Yates powiada, że węże koralowe nie mają gruczołków z trucizną. Yates to wielka powaga w kwestii wężów jadowitych na całą Amerykę południową. Napisał o nich książkę, państwo może nie wiecie o tym, ale to wielka powaga.

 Spojrzałem uważnie na sztandar niemiecki, który się wił i wił w garści Reingeldera i nic miał bynajmniej niewinnej miny. — Mein Gott — rzekłem — zobaczysz, że ty się doigrasz. Ten potwór ładnie cię urządzi. — Nie, możesz trzymać węża, jeśli chcesz — rzekł Reingelder — a przekonasz się. Ja tymczasem przeczytam ci to, co Yates pisze o nim. Mówiąc to, poszedł do hamaku i powrócił z grubą książką Yatesa i z wężem wijącym się wciąż w jego ręce. — Oto co powiedział Yates — rzekł Reingelder. Otworzył książkę i trzymając ją dwoma palcami, odczytał rozdział dowodzący, że nigdy ukąszenie węża koralowego nie bywa jadowite. Potem zamknął książkę i ścisnął węża, który go ukąsił raz, a potem drugi raz. — Mały głupiec, ukąsił mnie — rzekł Reingelder.  Stało się to jeszcze na długo przedtem zanim ludzie dowiedzieli się o skuteczności przemywania w podobnych wypadkach nadmanganianem potasu. Byłem bardzo zaniepokojony. — Zwiąż ramię poniżej rany, Reingelder — prosiłem go — i wypij whisky ile będziesz mógł.

 — Co tam, do stu tysięcy diabłów! Ja chcę jeść teraz obiad. Na obiad mieliśmy zupę, końskie mięso i fasolę, ale zanim skończyliśmy zupę Reingelder pomacał sobie rękę i zawołał: — Ramie nabrzmiało mi i zczerniało aż do osady. Jestem człowiek umarły, a Yates wydrukował głupstwo. 

Powiadam państwu, że to było bardzo smutne, bo symptomy, jakie wystąpiły później, wskazywały widoczne otrucie się strychniną. Reingelder wił się, zaciskał pięści, a nogi zacisnął też jedną koło drugiej, tak że ich potem niepodobna było rozerwać. Robiło mu się coraz gorzej. Kręciłem się koło niego, powtarzając:

 —Reingelder, poznajesz mnie jeszcze? 

Ale on był prawie nieprzytomny z bólu, a jednak nie tracił ani na chwile spokoju, tak, że myślałem. że nie bardzo cierpi. Nagle zwinął się w kłębek ze straszliwą siłą i umarł, sam ze mną tylko, w dalekim Urugwaju. Byłem bardzo zmartwiony, bo kochałem Reingeldera i sam pogrzebałem go. Co do węża koralowego, Niemieckiego Sztandaru, tak zdradzieckiego i przewrotnego, włożyłem go żywego do spirytusu. 

W ten to sposób zyskałem węża i straciłem Reingeldera.



Opracowano na podstawie anonimowego przekładu z r.1911 

Pisownię uwspółcześniono-Areop.

Tekst oryginału

zdj. u dołu

zdj. u góry

Brak komentarzy: